Sonda

Jak oceniasz zachowanie piłkarzy po bramkach?


Mówi się, że w życiu pewne są tylko śmierć i podatki, ale naszym zdaniem pewne jest też to, że w niedzielne deszczowe popołudnie na stadionie przy Olimpijskiej stawili się wyłącznie najwierniejsi kibice. Na tego typu mecze nie trafiają przypadkowi ludzie, zwłaszcza że promocja meczów Arki jest praktycznie zerowa. Niestety, to grono najwierniejszych, po raz kolejny spotkała specyficzna wdzięczność ze strony piłkarzy. Gra Arki zmieniła się w porównaniu do poprzednich spotkań raczej w niewielkim stopniu, więc analizę poświęcimy tym razem na tak zwane tematy okołomeczowe.

1. Gdy do meczu było jeszcze pół godziny, kilkaset osób zgromadzonych już na stadionie bacznie przyglądało się rozgrzewce wybrańców trenera Pawła Sikory. Po kilkudziesięciu oddanych strzałach na bramkę, piłka nareszcie wpadła do siatki, co wzbudziło na "Górce" swoisty aplauz. Piłkarze ze skrzywieniem przyjęli te oznaki radości, podobnie jak głośne "Jeszcze jeden!". Na szczęście nie obrazili się na te żarty i po meczu podeszli podziękować za doping.

2. Pierwsza połowa to 40 minut dobrze już znanych męczarni i katuszy. Przerwał je Piotr Tomasik, wpisując się do annałów jako zdobywca pierwszej bramki przed przerwą dla Arki w siódmym jej występie na swoim stadionie. Popularny "Tomas" uznał swój wyczyn za tak doniosły, że ruszył wzdłuż trybun, starając się je (chyba) szybko uciszyć. Gest przyłożenia ręki do ucha spopularyzował w Gdyni nieodżałowany Marcin Wachowicz, który pozdrawiał w ten sposób kibiców zza miedzy. Są oczywiście też napastnicy, którzy tak celebrują zdobycie każdej bramki, więc doprawdy ciężko wstrzelić się w intencje "Tomasa". Czy nasłuchiwał braw skierowanych w swoją stronę, czy też gwizdów, które jeszcze chwilę wcześniej rozlegały się na Torach? Szkoda, że zawodnik nie zdecydował się rozwiać tych wątpliwości.

3. Czujne oko kibica, w skrócie zamieszczonym na klubowej telewizji, wychwyci też "dialog" Marcina Radzewicza (3:30) z kibicami z Torów po zakończeniu pierwszej połowy. Chodziło o nieco zbyt małe zaangażowanie "Radzy" przed przerwą. Adresat zarzutów nie zgadzał się z nimi i błyskawicznie zripostował. Wymianę zdań zakończył w tak zwanych żołnierskich słowach również zawodnik i po raz kolejny pojawia się wątpliwość, czy to objaw twardego charakteru Radzewicza czy braku szacunku wobec kibiców? Bo tak niektórzy odebrali tę sytuację.

4. Najgoręcej zrobiło się jednak w 50 minucie. Wówczas po pięknej bramce kapitan zespołu podbiegł w kierunku trybuny Olimpijskiej przykładając palec do ust, niczym Robert Lewandowski po bramce z Czarnogórą. Gesty kapitana uchwycił nasz niezawodny fotoreporter i można je obejrzeć na poniższych zdjęciach. Osoby z klubu twierdzą, że jest to objaw sportowej złości i wyładowania frustracji po wielu nieudanych meczach, a poza tym "Jarza" nie podbiegł przecież pod "Górkę". Dla wielu kibiców jest to jednak zachowanie skandaliczne. Kapitan zespołu, który miał walczyć o awans, a nie wygrał od kilku meczów, staje przed kibicami i ich ucisza. Czy nie pamięta jak długo wspieraliśmy ich i motywowaliśmy? Czy nie pamięta, że nawet po porażce w Ząbkach, kibice byli dla nich wyjątkowo wyrozumiali?

5. Trener i niektórzy piłkarze żyją momentami w swoim, oderwanym od realiów, świecie. Momentami wygląda to jak syndrom oblężonej twierdzy, chociaż prawdę powiedziawszy, krytyka była zasłużona i na pewno nie przesadzona, a Gdynia twierdzą nie jest już od dawna. Trener na pomeczowej konferencji znowu dostał od swojego vis a vis ciętą ripostę, że za wyniki i styl zawsze odpowiada trener - taki zawód. Piłkarze nie trzymają ciśnienia, odwdzięczając się wspierającym ich kibicom dziwnymi gestami. Zapraszamy do udziału w sondzie. Jak oceniacie postawę zawodników - to dowód na to, że im zależy, że pełno w nich sportowej złości czy dowód braku szacunków wobec kibiców, którzy nie odwrócili się od drużyny i nadal kupują bilety na jej mecze, dopingując od pierwszej do ostatniej minuty?

6. Po tym meczu, w pozytywnym kontekście, z nazwiska trzeba wyróżnić dwóch piłkarzy. Po pierwsze - Mateusz Szwoch za swój najlepszy występ w Arce. Biegał, skakał, walczył z 30 kilogramów cięższym Niane. Wyglądał jakby przed meczem dostał ze trzy zastrzyki z kofeiną. W pewnym momencie jeden z kibiców powiedział "jeszcze brakuje tylko, żeby pobiegł w pole karne i strzelił z główki". No to minęło kilka minut i... piłka po strzale głową o centymetry minęła słupek. Plus za postawę i pomeczową wypowiedź - bez pompki, bez dziwnych tekstów. Pokora. Oby tak dalej. Po drugie - Arkadiusz Aleksander. Ciężko było nam go krytykować, bo to piłkarz o określonych umiejętnościach, do tego wyjątkowo porządny i rozsądny człowiek. Ale nikt nie ukrywał, że wrzesień i październik to nie były jego miesiące. Wczoraj był znakomity. Asysta na 1:1, kluczowe podanie przy bramce na 2:1 i wykończenie na 3:1. Chapeau bas.

mazzano