W dwóch meczach wyjazdowych Arkowcy wywalczyli sześć punktów. Wydawało się więc, że wracają na dobre tory. By ten wniosek potwierdzić, trzeba jednak było pójść za ciosem i zgarnąć pierwszy w tym sezonie komplet punktów na własnym boisku. Do realizacji takiego celu Ryszard Tarasiewicz przewidział w wyjściowym składzie m.in. Marcela Ziemanna i Huberta Adamczyka, sadzając na ławce rezerwowych Przemysława Stolca i Mateusza Kuzimskiego. W podstawowej jedenastce zabrakło też miejsca dla Christiana Alemana, który po trzech spotkaniach pauzy za czerwoną kartkę wrócił do kadry meczowej. Piotr Plewnia zdecydował się rozpocząć w ustawieniu z piątką obrońców, znajdując miejsce w składzie dla Mateusza Spychały czy Dawida Czaplińskiego, a rezygnując od pierwszej minuty z Rafała Niziołka i Bartosza Guzdka.

Arkowcy od pierwszych minut próbowali zaznaczyć swoją przewagę. W pierwszym kwadransie w znakomitych sytuacjach znajdowali się Dobrotka (po kornerze) i Adamczyk (przed polem karnym), ale Słowak przeniósł piłkę nad poprzeczką, a próba ,,Adamsa" minimalnie minęła słupek. W odpowiedzi z dystansu szczęścia próbował Nowak, natomiast Krzepisz czujnie pilnował krótkiego rogu i sparował futbolówkę na rzut rożny. W 40. minucie Adamczyk znów strzelał sprzed szesnastki, jednak Kalinowski poradził sobie z tą próbą. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem bezbramkowym.

Drugą część rywalizacji otworzyła świetna akcja Adamczyka, który idealnie dośrodkował z prawej strony na głowę Czubaka, ale strzał napastnika gdynian zatrzymał się na słupku bramki Kalinowskiego. W kolejnych minutach przewagę przejęła Odra. W 51. minucie Tkocz uderzał z 25 m pod poprzeczkę, a Krzepisz został zmuszony do spektakularnej interwencji. Cztery minuty później Szrek otrzymał futbolówkę w szesnastce Arki, a Stępień bezpardonowo wpadł w bocznego obrońcę opolan. Sędzia Malec nie miał wątpliwości i przyznał niebiesko-czerwonym ,,jedenastkę". Urbańczyk posłał piłkę w kierunku prawego słupka bramki Krzepisza, ale golkiper żółto-niebieskich fantastycznie wyczuł jego intencje i obronił to uderzenie. Na tablicy wyników wciąż było więc 0:0, jednak goście nie ustawali w konsekwentnym dążeniu do objęcia prowadzenia. W 64. minucie Szrek oddał fenomenalny strzał z 25 m w kierunku przeciwległego narożnika bramki gdynian, ale ,,Krzepo" po raz kolejny bajeczną paradą utrzymał wynik remisowy. Nic nie może jednak wiecznie trwać. Opolanie wykonali rzut rożny, w polu karnym Arki z piłką znalazł się Kędziora, obrońca gości był umiejętnie blokowany przez Gola, więc wycofał futbolówkę do Nowaka, ten odegrał na skraj szesnastki do Makuszewskiego, skrzydłowy Odry zacentrował miękko na przedpole, a tam Kamiński przeskoczył Dobrotkę i precyzyjną główką dał podopiecznym Plewni prowadzenie. Nie trwało ono natomiast długo - już pięć minut później Ziemann biegł z piłką lewą flanką, podał do stojącego przed polem karnym Adamczyka, środkowy pomocnik przedarł się przez Kędziorę i Paprzyckiego, znalazł się 7 m przed bramką Kalinowskiego, po czym szybkim strzałem lewą nogą przy bliższym słupku zdobył swoją pierwszą bramkę w tym sezonie i doprowadził do wyrównania. Strzelony gol sprawił, że Arkowcy nabrali wiatru w żagle. Kapitalne podanie Gola wyprowadziło Tomala sam na sam z Kalinowskim, ale uderzenie prawego obrońcy w krótki róg obronił golkiper Odry. Po kolejnych kilku minutach Gol strzelał z 20 m i trafił w słupek bramki opolan. Wydawało się, że żółto-niebiescy są bliżej zwycięstwa od swojego rywala. Tymczasem w trzeciej minucie doliczonego czasu gry Spychała bardzo łatwo ograł Ziemanna na prawym skrzydle, zszedł do środka, znalazł wbiegającego w pole karne Kleca, którego krycie zgubił Aleman, a Słowak z zegarmistrzowską precyzją posłał futbolówkę w lewy narożnik bramki Krzepisza i znokautował Arkę. Odra wyjechała z Gdyni z trzema punktami.

Zagłębie Sosnowiec, Sandecja Nowy Sącz, Odra Opole - tych trzech przeciwników żółto-niebiescy podejmowali w tym sezonie w Gdyni. Z przebiegu spotkań powinni zainkasować w nich dziewięć punktów. Zdobyli dwa. W rywalizacji z opolanami znów szwankowała ich skuteczność, nie byli w stanie wykorzystać swoich okazji, do tego popełniali kardynalne błędy w obronie. Koszmarnie mylił się Michał Marcjanik, fatalnie w defensywie zachowywał się Marcel Ziemann. Najlepszym zawodnikiem gdynian był w niedzielę Kacper Krzepisz, którego widowiskowe interwencje kilkukrotnie ratowały wynik. Wszystko jednak ma swój kres - niewykorzystane sytuacje zemściły się, a piłkarze Tarasiewicza tracą kolejne punkty do czołówki. To było prawdziwe piłkarskie harakiri, mamy do czynienia z porażką na własne życzenie. Arkowcy grają wolno, brakuje im ruchu bez piłki, przyspieszenia akcji, złamania schematu. Wygląda na to, że ligowi przeciwnicy przeczytali mechanizmy przygotowane przez Ryszarda Tarasiewicza i spokojnie wykorzystują tę wiedzę, a szkoleniowiec Arki nie ma w zanadrzu żadnego planu B. Ta drużyna potrzebuje naoliwienia, odświeżenia, bo w tym momencie jej funkcjonowanie wygląda przeraźliwie topornie. Zespół pogrążył się w marazmie i nie widać, żeby ktoś w sztabie szkoleniowym miał pomysł na ożywcze tchnienie, które przywróciłoby dynamikę i pozwoliło wypracować nowe działające automatyzmy. Nic nie jest jeszcze przegrane, ale trzeba natychmiast przestać udawać, że wszystko jest w porządku, tylko odkryć remedium na problemy i zacząć seryjnie wygrywać. W tabeli Arka spadła na 8. miejsce, do drugiej pozycji traci cztery punkty. Następny mecz żółto-niebiescy rozegrają za tydzień w niedzielę o 12:40, a ich rywalem w pojedynku wyjazdowym będzie GKS Katowice.


Arka Gdynia - Odra Opole 1:2

Bramki: Adamczyk 70' - Kamiński 65', Klec 90+3'

Arka: Krzepisz - Rymaniak, Marcjanik, Dobrotka - Stępień (58' Tomal), Milewski (68' Aleman), Gol, Adamczyk, Ziemann - Haydary, Czubak.

Odra: Kalinowski - Spychała, Kędziora, Kamiński, Tkocz, Szrek - Łapiński (58' Makuszewski), Paprzycki (82' Klec), Urbańczyk (67' Niziołek), Nowak (66' Mikinić) - Czapliński (82' Guzdek).

Żółte kartki: Adamczyk, Gol - Nowak, Czapliński.

Sędzia: Paweł Malec (Łódź).

Frekwencja: 4721.

W 55. minucie Kacper Krzepisz obronił rzut karny wykonywany przez Macieja Urbańczyka.