Chyba nie było osoby, która nie byłaby zaskoczona wyjściową jedenastką Arki na Derby Trójmiasta. Leszek Ojrzyński dokonał zmian na czterech pozycjach w porównaniu do meczu z Legią, zastępując Helstrupa, Warcholaka, Marciniaka i Piesia, odpowiednio Danchem, Marciniakiem, Nalepą i Marcusem. Największym zaskoczeniem było z pewnością rozbicie dotychczasowej stałej pary środkowych obrońców Marcjanik - Helstrup, a także wystawienie nie grającego przez dłuższy czas, a często nawet nie łapiącego się na ławkę Marcusa. Jedynym w miarę prawdopodobnym argumentem dla którego trener mógł zdecydować się na te zmiany mogła być chęć postawienia w ważnym spotkaniu na zawodników mocniej związanych z Arką i bardziej doświadczonych. Nawet jeśli tak było, jak widać ten ruch się nie sprawdził, a ważniejsza jest chyba aktualna dyspozycja.


Marcus przed derbami rozegrał ostatni mecz ligowy pod koniec września. Poza tym zagrał 90 minut w Pucharze Polski z Chrobrym Głogów. W tym sezonie stanowi cień kluczowego zawodnika Arki z poprzednich sezonów. Właściwie jedynym epizodem w którym zagrał na miarę własnych umiejętności był pierwszy mecz z FC Midtjylland, w którym zdobył dwie bramki. Zawodnik który nie grał regularnie, który ewidentnie nie jest w formie, ba, na treningach często jest mocno krytykowany przez trenera nagle został wrzucony do składu w jednym z najważniejszych meczów sezonu. Na konferencji po derbach Ojrzyński stwierdził, że grający wcześniej na boku Grzegorz Piesio nie grał ostatnio najlepiej (mimo, że w oczach większości obserwatorów w meczu z Legią był jednym z najlepszych Arkowców), a potrzebny był ktoś "bardziej mobilny". Ten pomysł jednak zupełnie nie wypalił. Marcus w pierwszej połowie notował złe wybory, niedokładne zagrania (jego celność podań w całym spotkaniu to zaledwie 48%, najmniej w Arce), tracił piłkę. Wydawało się, że nie pojawi się na boisku po przerwie, ale ostatecznie rozegrał 60 minut. W przypadku Brazylijczyka z polskim paszportem ważna jest głowa - gdy idzie mu dobrze i czuje wsparcie potrafi się rozkręcić, gdy jest pod formą i notuje kolejne złe zagrania, gra coraz gorzej. Niewykluczone, że decydując się na wystawienie go w derbach Ojrzyński zupełnie już "spalił" Marcusa.

Kolejna kwestia zmiana w środku obrony. Michał MarcjanikFrederik Helstrup grali razem nieprzerwanie od 7. kolejki ekstraklasy. W ciągu 8 meczów z ta parą środkowych obrońców Arka straciła 10 bramek. Zdarzały się im lepsze i gorsze mecze, ale skąd nagle pomysł mieszania na pozycji na której bardzo ważne jest zgranie i wzajemne zrozumienie? Adam Danch w derbach nie zagrał tragicznie, choć jego brak ogrania i łamanie linii spalonego też nie zostały wykorzystane przez przeciętną Lechię.

W kwestiach wyborów indywidualnych dochodzimy do kwestii, którą poruszaliśmy wcześniej. Mateusz Szwoch znów znalazł się w podstawowym składzie Arki, mimo rażącej bezproduktywności - aktualnie Szwoch ma na koncie 50 meczów ligowych z rzędu bez gola z akcji (ostatni 10.05.2016 z Bytovią), a gdyby doliczyć mecze pucharowe to liczba ta przekracza już 60. W tym czasie bezbłędnie wykonywał rzuty karne i zanotował 7 asyst w lidze, ale od bardzo długiego czasu widać jak na dłoni, że pomocnik, mówiąc bardzo eufemistycznie, nie pomaga drużynie. Dodatkowo ma monopol na wykonywanie stałych fragmentów gry, a najlepszym podsumowaniem ich jakości był niedawny mecz w Niecieczy. Nie ma co znęcać się prywatnie nad zawodnikiem długo związanym z Arką. Może sam Mateusz po prostu nie jest piłkarzem na miarę ekstraklasy. Co jednak widzi w nim trener, że decyduje się na ciągłe wystawianie Szwocha w wyjściowym składzie, mimo, że obsada kadrowa jego pozycji pozwala przynajmniej na sprawdzenie kilku innych piłkarzy? Odpowiedzią mogą być zapisy kontraktowe, obligujące pomocnika wypożyczonego z Legii do przebywania na boisku przez określoną liczbę minut. Pytanie tylko czy w dłuższej perspektywie Arce opłaci się trzymanie Szwocha na placu gry? Inna sprawa, że Leszek Ojrzyński od początku wydawał się być wielkim fanem talentu Mateusza. Po tylu przeciętnych występach (a przecież nie mówimy tylko o obecnym sezonie) logika nakazywała by jednak danie pomocnikowi trochę odpoczynku i postawienie na zawodników, którzy do tej pory nie mieli wielu szans na grę. Tak się jednak nie dzieje, więc albo Ojrzyński wystawiać Szwocha po prostu musi, albo bardzo ciężko przyznać mu się do błędu.

Następny temat to wybory w trakcie trwania meczu. Gdy w przerwie mocno rozgrzewał się Grzegorz Piesio, zapewne większość spodziewała się, że zastąpi słabo spisującego się Marcusa. Pomocnik pojawił się na boisku w miejsce Rafała Siemaszki. Jak się później okazało, napastnik Arki narzekał na uraz już od ok. 20. minuty meczu, tak więc jego zdjęcie było wymuszone. Piesio wszedł na bok pomocy, natomiast na szpicę powędrował... Patryk Kun. Efekt wszyscy widzieli - filigranowy pomocnik odbijał się od wyższych o dwie głowy obrońców rywala, często biegał w poprzek, szukając szansy na przedarcie się przez defensywę Lechii. Przede wszystkim jednak nie miał szans wygrać pojedynków główkowych po dalekich zagraniach jakie uparcie wykonywali Arkowcy w trakcie spotkania. Na konferencji prasowej trener Arki dwukrotnie wspomniał, że czuje, że może można było inaczej przepracować przygotowania do derbów, ale tak szczerze chyba po prostu poczuł, że popełnił błędy personalne i taktyczne, które ostatecznie doprowadziły do porażki. A taką przynajmniej możemy mieć nadzieję, bo nie ma nic gorszego niż tkwienie w poczuciu nieomylności i dumy nie pozwalającej na przyznanie się do pomyłki.


Leszek Ojrzyński dysponuje bardzo szeroką, zbliżającą się do 30. zawodników kadrą, a mimo to bardzo mocno wzbrania się przed wpuszczeniem na boisko kilku piłkarzy, którzy mogliby wnieść nieco ożywienia i piłkarskiej jakości w poczynania żółto-niebieskich. Ciężko uwierzyć żeby Yannick Sambea, któremu co prawda zdarzały się mecze znakomite i bardzo słabe, jednak zagrał o wiele gorzej niż Mateusz Szwoch. Na więcej minut czeka również Siergiej Kriwiec, któremu ciężko będzie nabrać ogrania siedząc na ławce lub trybunach. I w końcu najczęściej przewijające się nazwisko jeśli chodzi o środek pola - Alvaro Rey. Nie jest powiedziane, że Hiszpan będzie zbawcą dla Arki, ale w trakcie tych 256 minut, które rozegrał w tym sezonie pokazał, że ma potencjał by poprawić grę drugiej linii. Przede wszystkim nie przeszkadza mu piłka, co już jest osiągnięciem w porównaniu do wielu piłkarzy występujących na co dzień w ekstraklasie. Potrafi zagrać prostopadłą piłkę, ma dobry przegląd pola, bardzo mocno chwalą go koledzy z drużyny. Może jednak hiszpański pomocnik po prostu nie pasuje do taktyki, w której piłka lata raczej nad głowami piłkarzy ze środkowej linii? Na ławce głównie czas spędza również Luka Zarandia, który jest często zbyt chaotyczny, genialne zagranie potrafi przepleść fatalnym, ale nie można odmówić mu błysku i nieszablonowości, których żal byłoby nie wykorzystać w większym wymiarze. Wstawienie do składu tych wymienionych przykładowo piłkarzy nie zagwarantuje nagłej odmiany stylu i szybkiego rozpoczęcia gromadzenia punktów, ale trener nawet nie daje sobie szansy sprawdzenia innych wariantów. To też sprawia, że usłyszeć można stwierdzenia typu "Arka ma przeciętną kadrę". Niestety nie ma na razie możliwości przekonania się czy zmiennicy nie zagwarantowaliby lepszej gry.


Czas na kolejną przerwę w rozgrywkach i dłuższe przygotowania do kolejnych spotkań. Liczymy jednak na to, że zamiast mitycznego "wyciągania wniosków", zostaną podjęte konkretne decyzje dotyczące przede wszystkim wyborów personalnych. Inaczej zanosi się na kontynuację mizernej gry i stopniowe osuwanie w tabeli ekstraklasy. Przed nami do końca roku bardzo trudny kalendarz, a w nim 4 mecze wyjazdowe. Przypomnijmy, że do tej pory w delegacji wygraliśmy zaledwie raz. Póki co szykuje nam się scenariusz podobny do tego sprzed roku.