W kulturze średniowiecza utrwalił się motyw danse macabre, który najczęściej obrazowany był wizją śmierci (przedstawioną za pomocą kościotrupa) tańczącej w kręgu z reprezentantami poszczególnych stanów społecznych. W XV wieku taka scena symbolizowała równość wszystkich ludzi wobec śmierci. Dzisiaj skojarzenie z motywem przychodzi do głowy, kiedy pomyślimy o spotkaniu otwierającym 32. kolejkę I ligi. Gospodarze tej potyczki spadli już w otchłań i mogą postawić krzyżyk na całym sezonie. Teraz chcą jednak pociągnąć za sobą do piekła żółto-niebieskich, których położenie w swoistej drabinie poziomów zaplecza Ekstraklasy jest zgoła inne i przyświecają im znacznie wyższe aspiracje aniżeli żółto-biało-czerwonym, a mimo to w tym momencie desperacko walczą, by za kilka tygodni nie czuć dokładnie takiego samego bólu istnienia. Czy gdynianie zdołają na ostatniej prostej wyrwać się z kręgów śmierci? W piątek o 18:00 Arka otwiera 32. kolejkę wyjazdową konfrontacją z Chojniczanką Chojnice.
Cały ten sezon to dla chojniczan droga przez mękę. Od początku rozgrywek zawodnikom z Grodu Tura idzie jak po grudzie, mocno odstają poziomem od choćby ligowych średniaków, wyglądają trochę jak drużyna podwórkowa, która stara się poskrobać rywala po achillesach, nadrobić własne deficyty cechami wolicjonalnymi, ale w tym wszystkim zwyczajnie brakuje czysto piłkarskich umiejętności. Chojniczanka zimowała na przedostatnim miejscu w tabeli, a w przerwie między rundami rozegrała dwa sparingi z Arką. W grudniu padł remis 2:2, w styczniu żółto-biało-czerwoni zwyciężyli 3:1. W tym samym czasie działacze klubu z ul. Mickiewicza postanowili wzmocnić środek obrony i sprowadzili w Bory Tucholskie Ukraińca Hliba Buchała z bułgarskiego Chebyru Pazardżik. Wszystko działo się już pod auspicjami nowego trenera, doskonale znanego w Chojnicach Krzysztofa Brede, który po rundzie jesiennej otrzymał misję posprzątania po Tomaszu Kafarskim (skoro to nazwisko już padło, to byłemu szkoleniowcowi Lechii gratulujemy przy okazji ostatniego wyczynu – spuścić w jednym sezonie dwa zespoły z tej samej ligi to nie lada wyzwanie, nie każdy byłby w stanie mu podołać). Problem tkwi jednak w tym, że Brede jest trenerem lubiącym grać ofensywnie, a przy Mickiewicza nie zastał do tego wykonawców. Na wiosnę Chojniczanka wygrała tylko dwukrotnie – po 2:0 ze Skrą i Sandecją, a więc wyłącznie z innymi outsiderami. Takie problemy z punktowaniem zaowocowały spadkiem już na trzy kolejki przed końcem. W tym momencie ekipa z Grodu Tura może już szykować się na nowy sezon w II lidze, ale zanim pójdzie chciałaby powiedzieć, że miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty, to też nie diabeł rogaty, chciałaby jeszcze pozostawić po sobie dobre wrażenie i ponaprzykrzać się wyżej notowanym przeciwnikom. W taktyce chojniczan panuje w tej kampanii spora rotacja – żółto-biało-czerwoni byli już ustawiani w systemach 3-5-2, 4-4-2, 4-2-3-1 czy 4-3-3, ale na wiosnę preferują raczej strategię z czwórką obrońców. Jednym z nich raczej nie będzie Hlib Buchał, bo ukraiński stoper – przez większość rundy filar pierwszej jedenastki – dwa tygodnie temu doznał kontuzji, w ostatnim spotkaniu zabrakło go w kadrze meczowej i wydaje nam się, że w piątek również go nie obejrzymy. Od dłuższego czasu kontuzjowany jest też Daniel Szelągowski. Nie wykluczamy, że po przyklepanym spadku Chojniczanka postanowi dać więcej okazji do gry w I lidze swojej młodzieży. Jeśli tak jednak nie będzie, to w bramce ekipy z Borów Tucholskich stanie Mateusz Kuchta, przed którym zostaną ustawieni Czesław Raburski, Marcin Grolik, Mateusz Bartosiak i Michał Mikołajczyk. Na skrzydłach pojawią się były gracz Arki Kamil Mazek oraz Filip Karbowy, a środek pomocy utworzą Paweł Czajkowski i Sam van Huffel. Centralny sektor boiska to bardzo ważny rejon dla funkcjonowania tej drużyny – przed tygodniem w meczu z Resovią Czajkowski i van Huffel pauzowali za kartki, a pod ich nieobecność zespół już do przerwy przegrywał 0:3. W ataku Brede desygnuje do boju strzelca 7 goli w tym sezonie Szymona Skrzypczaka oraz autora 5 bramek i 3 asyst Patryka Tuszyńskiego. W drugiej połowie na murawie powinniśmy spodziewać się Tomasza Mikołajczaka, który jest starszy od króla Karola III, papieża Franciszka i Maryli Rodowicz mimo upływających lat nadal potrafi ukłuć i czynił to w tych rozgrywkach już siedmiokrotnie. Chojniczanka w liczbach wygląda katastrofalnie. To drużyna z trzecią najgorszą ofensywą w lidze (tylko 30 strzelonych goli) i drugą najsłabszą obroną (aż 50 straconych bramek). Trzeba jednak powiedzieć, że chojniczanie dużo lepiej prezentują się na własnym boisku aniżeli na wyjazdach – aż 20 punktów z 25 wywalczonych łącznie zdobyli przy Mickiewicza, podczas gdy poza Chojnicami nie wygrali żadnego spotkania. W kadrze żółto-biało-czerwonych poza Mazkiem znajduje się jeszcze jeden były zawodnik żółto-niebieskich, ale Szymon Drewniak został ostatnio zesłany na boczny tor. Walczymy ze sobą, jak tylko możemy, żeby nie napisać, że zespół z Grodu Tura to ogórki… ale to naprawdę są ogórki. Nic na to nie poradzimy.
Co oczywiście nie powoduje, że Arkowców czeka łatwe 90 minut, bo żółto-niebiescy przyzwyczaili nas w tym sezonie do bardzo głupiego tracenia punktów. Z ostatnich dziewięciu meczów gdynianie wygrali JEDEN. I do tego z bardzo słabym na wiosnę Chrobrym posiadającym defensywę dziurawą jak ser szwajcarski. A mimo tak tragicznego punktowania podopieczni Ryszarda Wieczorka wciąż pozostają w grze o baraże. To się nie mieści w głowie, a jednak Stal Rzeszów i Podbeskidzie nieustannie wyciągają do Arki pomocną dłoń. Teraz trzeba wreszcie się tej dłoni złapać – lepszej okazji niż spotkanie z beznadziejną Chojniczanką już nie będzie. Jeżeli w piątek żółto-niebiescy nie wywalczą trzech punktów, to do Gdyni powinni wracać pieszo. I to pomimo problemów kadrowych – wciąż kontuzjowany jest Martin Dobrotka, a przy Mickiewicza Wieczorek nie będzie mógł skorzystać także z zawieszonego za kartki Dawida Gojnego. Prawdopodobnie w tej sytuacji do bocznego korytarza boiska zostanie przesunięty Kacper Skóra, a do środka trener gdynian wrzuci Luana Capanniego. Tak, słyszeliśmy ten jęk zawodu na wieść o większej liczbie minut dla słabego Brazylijczyka – ale ponieważ w kadrze tego zespołu nie ma ławki, to Wieczorek musi szyć z tego materiału, jaki ma pod ręką. Dobrze, ale teraz poszukajmy optymizmu. Historia spotkań przemawia zdecydowanie na korzyść Arkowców, którzy wygrali 8 spotkań, zremisowali 3, a przegrali tylko 2. Jesienią pokonali Chojniczankę na własnym boisku, a zwycięstwa przy Olimpijskiej to przecież w tych rozgrywkach anomalia. Podróż w Bory Tucholskie to najkrótszy wyjazd Arki w całej kampanii, więc odchodzi też alibi o zmęczeniu wieloma godzinami w autokarze. Ten mecz trzeba bezwzględnie wygrać, bo przy zgarnięciu trzech punktów podopieczni Wieczorka przynajmniej na chwilę wskoczą na 6. miejsce, co jest bardzo ważne z psychologicznego punktu widzenia. Stal Rzeszów podejmuje w tej serii gier GKS Katowice, a Podbeskidzie – Wisłę Kraków.
Dopóki istnieje szansa na awans do baraży, trzeba bić się o nie do ostatniego tchu. Piątkowy pojedynek przy ul. Mickiewicza da odpowiedź na pytanie, czy ta drużyna jest w stanie wygramolić się z przeciętności i wygenerować nadzieje na pozytywną końcówkę sezonu. Sytuacja jest ciężka, ale bycie mężczyzną polega na wzięciu sprawy w swoje ręce (nogi) i wyjściu naprzeciw trudnościom. Mamy nadzieję, że zawodnicy mają tego świadomość i w ostatnich meczach tego sezonu będą wypruwać flaki, by na koniec znaleźć się jednak w Ekstraklasie. W Chojnicach nie można poddać się danse macabre, nie wolno wejść w taniec z umarłymi. Trzy punkty to obowiązek. Arka to my, fanatycy, MZKS po życia kres!