Tylko jedno zwycięstwo w sześciu meczach na własnym boisku odnieśli w tym sezonie żółto-niebiescy. Taki stan rzeczy musi się zmienić, by drużyna mogła z powodzeniem rywalizować o najwyższe cele. Trudno wyobrazić sobie lepszą okoliczność do rozpoczęcia stawiania obwarowań dla twierdzy, jaka powinna w Gdyni powstać, aniżeli sobotnia potyczka. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza są na fali po przełamaniu złej passy i efektownym zwycięstwie na terenie lidera. Nastroje wewnątrz zespołu dopisują, pozytywna atmosfera znacząco wzrosła, strata do czołowej dwójki w tabeli została zniwelowana do dwóch oczek, a na Olimpijską przyjeżdża drużyna, która wisi tuż nad strefą spadkową. Trzeba tę koniunkturę wykorzystać i zamienić ją w komplet punktów, tym samym rozpoczynając proces uczynienia ze Stadionu Miejskiego atutu zamiast miejsca kaźni. Zwłaszcza, że do końca roku gdynianie rozegrają na swoim terenie aż trzy spośród czterech spotkań. W sobotę o 20:00 Arka podejmuje Chojniczankę Chojnice.
Beniaminek z Borów Tucholskich wrócił na zaplecze Ekstraklasy po dwóch latach drugoligowej banicji. Chojniczanie zanotowali bardzo udany sezon, zapewniając sobie awans wyraźnie przed końcem rozgrywek i finiszując jedynie za plecami hegemona tamtej kampanii na trzecim szczeblu, Stali Rzeszów. Kadrowo przed inauguracją kolejnych rozgrywek żółto-biało-czerwoni nie wyglądali szczególnie imponująco – nic zatem dziwnego, że w pierwszym roku po powrocie na zaplecze elity celują przede wszystkim w utrzymanie. Tego stanu rzeczy nie zmieniły też transfery, na jakie pozwolili sobie działacze z ul. Mickiewicza. Do Grodu Tura sprowadzono piłkarzy o nazwiskach znanych w realiach I ligi, ale jednocześnie nieprezentujących jakości pozwalającej na przesądzanie wyników spotkań: Mateusza Kuchtę, Bartosza Neugebauera, Szymona Drewniaka, Roberta Janickiego, Bartłomieja Kalinkowskiego, Adama Ryczkowskiego czy Patryka Tuszyńskiego. Do sezonu Chojniczanka przygotowywała się podczas festiwalu w Jarocinie, ale zdarzyło jej się też przyjechać choćby do Gniewina na sparing z Arką (zakończony bezbramkowym remisem). Ligę ekipa z Borów Tucholskich zaczęła słabo, od sześciu meczów bez zwycięstwa. Wyczekany triumf przyszedł dopiero w starciu z Górnikiem Łęczna na własnym boisku, kiedy chojniczanie zwyciężyli 2:1. Od tego momentu coś w ich grze ruszyło. Tydzień później odprawili u siebie ŁKS 1:0, następnie wywieźli cenny remis 2:2 z Niecieczy, by dwie kolejki później ograć na swoim terenie Wisłę Kraków 1:0 po golu lokalnej klubowej legendy, Tomasza Mikołajczaka. Chojniczanka nie jest zespołem, który potrafi ustabilizować swoją dyspozycję na wysokim poziomie, brakuje jej regularności w punktowaniu, bardzo dobre mecze przeplata katastrofalnymi (do takich należy też zaliczyć odpadnięcie z Pucharu Polski z Pogonią Siedlce), ale mimo tych problemów stanowi ekipę zdolną w pojedynczych meczach do urwania punktów każdej drużynie w lidze. Prowadzący zespół z ul. Mickiewicza Tomasz Kafarski nie należy może do wirtuozów trenerskiego rzemiosła, pewnego poziomu nigdy nie przeskoczy, natomiast jest to też człowiek, który zjadł zęby na ligowej młócce, doskonale zna piłkarską rzeczywistość i umie tę wiedzę w sprytny sposób wykorzystać, by jak najbardziej utrudnić zadanie przeciwnikowi. Chojniczanka gra siermiężną piłkę, nie sili się na skomplikowane rozwiązania taktyczne i techniczne fajerwerki, w defensywie wkłada w swoje poczynania wiele walki, a w ataku wybiera najczęściej najprostsze rozwiązania. To nie jest drużyna podobna do Stali Rzeszów, która dwa tygodnie temu w Gdyni pokazała kawał chęci do ładnej gry w piłkę. Przeciwnie, żółto-biało-czerwoni są mocno nastawieni na wynik, a walory estetyczne nie mają dla nich większego znaczenia. I ten model funkcjonowania zespołu w przypadku chojniczan się sprawdza – mimo że znajdują się w tym momencie na 15. miejscu w tabeli i mają tyle samo punktów, co tkwiąca już w strefie spadkowej Skra Częstochowa, to jednak w przypadku większości ich spotkań wynik był na styku, a jedyne, czego zawodnikom Kafarskiego brakowało, to zimna głowa w momentach przełomowych pod bramką rywala i we własnym polu karnym. Wiele punktów gracze z Grodu Tura stracili w wyniku głupich błędów indywidualnych w defensywie, ale na przestrzeni całej rundy pokazali też, że absolutnie nie należy ich lekceważyć – nawet, jeżeli w na ten moment mają trzecią najgorszą linię obrony w stawce (22 stracone gole), a na wyjeździe jeszcze w tej kampanii nie wygrali. Kafarski preferuje ustawienie z trójką defensorów i bardzo szeroko grającymi wahadłowymi. Na co dzień tercet stoperów przed Mateuszem Kuchtą współtworzą 22-letni Mateusz Bartosiak, kapitan zespołu Marcin Grolik i 20-letni Kacper Kasperowicz, natomiast w sobotę ten ostatni będzie pauzował za kartki i w podstawowej jedenastce zastąpi go prawdopodobnie Wojciech Błyszko. Na wspomnianych wahadłach należy spodziewać się Davida Niepsuja i Michała Mikołajczyka (wbrew krążącym plotkom, to nie jest ta sama osoba, co Mikołajczak - swoją drogą, duet Mikołajczyk-Mikołajczak musi być niezwykle groźny dla rywali w okolicach 6 grudnia). Zdecydowana większość obowiązków defensywnych w środku pola spoczywa na barkach byłego gracza Arki Szymona Drewniaka. Przed nim z kolei operują zawodnicy, którym zdarza się dublować pozycje wahadłowych na bokach boiska i luzować ich przede wszystkim w zadaniach ofensywnych – drugi z eksarkowców Kamil Mazek oraz Filip Karbowy. Jeśli chodzi o napad, to pewnikiem jest wybiegnięcie na boisko w sobotę Patryka Tuszyńskiego. Niekwestionowany król linii ataku w Chojniczance Tomasz Mikołajczak, który strzelił już w tym sezonie 6 goli, zmagał się ostatnio z urazem. Zabrakło go na murawie w miniony weekend, a w tygodniu – podobnie jak Damian Byrtek – trenował indywidualnie. Na rywalizację z Arką powinien być już jednak gotowy. Jeśli tak się nie stanie, to miejsce obok Tuszyńskiego zajmie Szymon Skrzypczak albo kolejny z byłych zawodników żółto-niebieskich, Łukasz Wolsztyński. Żeby sięgnąć po trzy punkty, Arkowcy na pewno będą potrzebowali przypilnowania Mikołajczaka, wygrania rywalizacji na bokach boiska, ale przede wszystkim narzucenia wysokiego tempa rozegrania i błyskawicznych ruchów na wysokości pola karnego gości. Chojniczanie lubią wchodzić w grę kontaktową, więc trzeba na tyle przyspieszyć własne poczynania, by piłkarze Kafarskiego biegali za futbolówką, a nie mieli okazji do fizycznej walki w środku pola. Do tego warto spróbować zdominować ich od pierwszej minuty – jeżeli żółto-niebiescy usiądą na przeciwniku tak, jak zrobili to w pierwszej połowie meczu ze Stalą Rzeszów, to efekt powinien być dla nich znacznie lepszy niż w tamtej konfrontacji, bo drużyna z Borów Tucholskich nie jest tak jakościowa, jak rzeszowianie.
Arkowcy przeciwko Stali zagrali wówczas niezły mecz, ale jeszcze lepiej zaprezentowali się tydzień później. W Chorzowie podopieczni Ryszarda Tarasiewicza od pierwszego do ostatniego gwizdka dążyli do zwycięstwa i widać było, że tego dnia nie zamierzają brać jeńców. Taka bezkompromisowa postawa zaowocowała trzema punktami, które przywróciły żółto-niebieskich do gry o najwyższe cele. Oczywiście dalej gdynianie muszą się zmagać z problemami we własnej grze defensywnej, która nie funkcjonuje dobrze, przez co w ostatnich czterech kolejkach Arka straciła aż dziesięć bramek. Zimą konieczne będzie znaczące wzmocnienie tej formacji, ale póki co trzeba sobie radzić z tygodnia na tydzień. W sobotę dodatkową komplikacją dla Tarasiewicza będzie brak pauzującego za kartki Przemysława Stolca – jego miejsce w wyjściowej jedenastce zajmie Marcel Ziemann, ale potyczka ze Stalą pokazała, że można mieć wątpliwości co do dyspozycji defensora z niemieckim obywatelstwem. Na boisku zabraknie też kontuzjowanego Christiana Alemana. Absencja Ekwadorczyka zbiega się jednak w czasie z powrotem do zdrowia Sebastiana Milewskiego, a zatem to właśnie ,,Mileś” rozpocznie mecz u boku Janusza Gola i Huberta Adamczyka. Bilans spotkań pomiędzy obiema drużynami jest korzystny dla Arki, która wygrywała siedmiokrotnie przy dwóch triumfach zawodników z Grodu Tura. W Gdyni Chojniczanka wygrała tylko raz. Słodko-gorzkie wspomnienia z Chojnicami ma Mateusz Kuzimski. Wychowanek Unii Tczew w sezonie 2019/2020 był zawodnikiem żółto-biało-czerwonych i on sam zaliczył wtedy bardzo udany rok, strzelając w I lidze 15 goli, ale jego zespół – prowadzony przez legendarnego Zbigniewa Smółkę – spadł na trzeci poziom rozgrywkowy. Teraz degradacja ,,Kuzimowi” nie grozi, aspiracje drużyny sięgają awansu do Ekstraklasy, natomiast sam napastnik znajduje się w słabej formie i ma problemy z regularną grą. 31-latek raczej nieprędko wstanie z ławki rezerwowych, jeśli duet ,,Czudary” będzie w takiej dyspozycji, w jakiej czaruje od początku rozgrywek – Karol Czubak i Omran Haydary strzelili już łącznie 16 goli i dołożyli do nich 8 asyst. Współpraca między podstawową gdyńską ,,dziewiątką” a afgańskim skrzydłowym wygląda niezwykle obiecująco w kontekście dalszej części sezonu. Jeśli rozpędzi się jeszcze Hubert Adamczyk, żółto-niebiescy mogą pod koniec jesieni celować w passę podobną do serii z rundy wiosennej. Na razie jesteśmy jednak dopiero u progu takich prognoz – w sobotę trzeba zrobić swoje i w sposób pewny ograć Chojniczankę. Czwarta lokata w tabeli ze stratą dwóch oczek do strefy awansu stanowi doskonałą pozycję wyjściową do ataku na pierwszą dwójkę w ostatnich czterech kolejkach. Trzy z nich Arkowcy rozegrają na swoim stadionie. Trzeba odczarować Gdynię i zgarnąć tyle, ile się da.
Sześć punktów wywalczonych na własnym terenie to dobry dorobek. Tyle, że po dwóch meczach, a nie po sześciu. Arka musi wreszcie zacząć wygrywać w domu. Bez skuteczności i bezwzględności dla przeciwników przy Olimpijskiej ciężko będzie rywalizować o najwyższe cele. Gra żółto-niebieskich wygląda solidnie, w Chorzowie nareszcie wróciła skuteczność i zimna krew w sytuacjach podbramkowych. Mamy nadzieję, że będzie ona się trzymać piłkarzy Tarasiewicza także w sobotę. Oczywiście należy nastawić się na trudną przeprawę, goście pokażą sporą determinację w walce o korzystny rezultat. Tyle, że jeśli gdynianie zademonstrują jakość na miarę swojego potencjału, a do finalizacji akcji ofensywnych podejdą z pietyzmem i starannością, to nie ma innej możliwości niż zgarnięcie trzech punktów. Trzeba rozpocząć budowę gdyńskiej twierdzy. Arka to my, fanatycy, MZKS po życia kres!