Końcowe odliczanie w I lidze już się rozpoczęło. Do finiszu sezonu pozostały cztery kolejki. Żółto-niebiescy w środę wykorzystają przysługujący im handicap, bo oni akurat mają przed sobą jeszcze jeden mecz i szansę na potencjalne dodatkowe punkty względem swoich rywali w walce o awans do Ekstraklasy. I biorąc pod uwagę układ tabeli oraz różnice między czołówką, wypadałoby im zapunktować za trzy – nie bacząc na fakt, że przeciwnikiem będzie ekipa, która na wiosnę goli wszystkich jak leci. Podopiecznych Dariusza Marca w drodze do realizacji celu nareszcie będą wspierać kibice na trybunach Stadionu Miejskiego i oby ten atut okazał się brakującym elementem, a pełna pula została nad morzem. Jesteśmy już w strefie wysokiego napięcia, tu nie ma miejsca na błąd. W środę o 17:40 w zaległej potyczce 28. kolejki Arka podejmuje w Gdyni Sandecję Nowy Sącz.
Zwycięstwo, remis, zwycięstwo, remis, pięć zwycięstw, remis, zwycięstwo… ,,Sączersi” po przerwie zimowej nie biorą jeńców. Triumfalny marsz piłkarzy Dariusza Dudka i ich niesamowitą serię 16 (szesnastu!) spotkań z rzędu bez porażki zatrzymał dopiero w ostatnią niedzielę Radomiak, wygrywając przy ul. Narutowicza 3:0. Mimo niekorzystnego wyniku osiągniętego w Radomiu, hossa Sandecji robi wrażenie. Czy ktoś jeszcze pamięta, że mówimy tu o drużynie, która sezon rozpoczęła od ośmiu porażek z rzędu i okupowania ostatniego miejsca w tabeli, a premierowe zwycięstwo odniosła dopiero w 14. kolejce? Dzisiaj ,,polscy bianconeri” plasują się na 11. miejscu w stawce, już od jakiegoś czasu są zupełnie spokojni o ligowy byt, a jeszcze chwilę temu głośno mówili o barażach o awans, a co za tym idzie – Ekstraklasa nie była dla nich jedynie marzeniem ściętej głowy, a celem stosunkowo możliwym do wyobrażenia. Za sensacyjnym przeobrażeniem nowosądeczan z pewnością w dużej mierze (oczywiście oprócz rozsądnych ruchów działaczy z doskonale znanym w Gdyni prezesem Arkadiuszem Aleksandrem na czele) stoi osoba trenera. Dariusz Dudek, który w trakcie rundy jesiennej zastąpił zwolnionego Piotra Mandrysza, tchnął w ten zespół powiew świeżości, wydobył najlepszy potencjał z ligowych wyjadaczy, nastawił mental drużyny na odpowiednie tory, nauczył doświadczonych zawodników z przeszłością w Ekstraklasie robienia użytku z liczby rozegranych na najwyższym poziomie spotkań. Efekt przerósł najśmielsze oczekiwania szkoleniowca Sandecji, bo trzeba sobie jasno powiedzieć – Dudek stworzył maszynę. ,,Sączersi” po przerwie zimowej wrócili w wydaniu teamu grającego szybką, efektowną, ofensywną, momentami wręcz kombinacyjną piłkę, a przy tym nie odstającego pod względem cech wolicjonalnych. Akcje środowego przeciwnika Arki napędzają skrzydła z Dawidem Błanikiem lub Damianem Chmielem po prawej stronie i Kamilem Ogorzałym po lewej. Z tyłu boki są zabezpieczane przez Adriana Danka i Daniela Dziwniela. Jakość znajdziemy też w środku pola, gdzie w Gdyni (wobec kolejnej kontuzji Damira Sovsicia) będzie operował tercet Bartłomiej Kasprzak – Wojciech Hajda – Michał Walski. Z kolei skuteczność pod bramką przeciwnika znaleźli na wiosnę napastnicy Rubio i Rafael Victor (choć ten pierwszy z powodu urazu przy ul. Olimpijskiej nie wystąpi). Gdzie zatem szukać słabych punktów gości środowej rywalizacji? W kontekście starcia z Arką z pewnością możemy tutaj wskazać środek obrony. Wobec pauzy za kartki podstawowego stopera Tomasza Boczka i kontuzji Dawida Szufryna wykluczającej go do końca sezonu, Dariusz Dudek ma spory ból głowy, jeżeli chodzi o znalezienie kompana dla Michala Pitera-Bucki. A że akurat defensywa Sandecji nie ma ostatnio szczególnie dobrych dni (patrz: potyczka w Radomiu), rysuje się w tym miejscu zachęta dla Arkowców, by śmiało atakowali, grali ofensywnie i próbowali przedrzeć się przede wszystkim środkowym korytarzem boiska. Tym bardziej, że mają w tym sektorze jakość w postaci Adama Dei, Juliusza Letniowskiego i Christiana Alemana. Zresztą biorąc pod uwagę cały sezon, nowosądeczanie mają czwarty najgorszy wynik, jeśli chodzi o stracone bramki. Oczywiście nadrabiają ten deficyt najlepszą wiosenną ofensywą, ale wciąż ogólny obraz szkieletu tej drużyny powinien skłonić żółto-niebieskich do odwagi w kreowaniu sytuacji podbramkowych i częstych wizyt na połowie przyjezdnych. Ważne też będzie, kto pierwszy strzeli gola. Kiedy Sandecja ustawia mecz na swoich warunkach, jest trudna do zatrzymania. Mamy natomiast nadzieję, że swoje zrobi aspekt fizyczny. Arka grała poprzednie spotkanie w piątek na własnym boisku, teraz również nie musi wyjeżdżać poza Gdynię. Z kolei podopieczni Dudka mają za sobą wyjazd do Radomia, gdzie intensywnie walczyli w niedzielny wieczór, a już w środę czeka ich kolejny występ w delegacji – i to na drugim końcu Polski. Jeśli dodamy do tego wymuszone absencje (Szufryn, Boczek, Sovsić, Rubio), siła ognia Sandecji może być wyraźnie mniejsza niż jeszcze kilka tygodni temu.
Gdynianie po cichu również śrubują godną uwagi serię potyczek bez porażki – w tym momencie liczba takich występów wynosi siedem, a w czterech ostatnich żółto-niebiescy schodzili z boiska w charakterze zwycięzców. Suche statystyki mówią, że wszystko idzie w dobrym kierunku – w ostatnich tygodniach skuteczność odzyskał Mateusz Żebrowski, konkret dał nareszcie Juliusz Letniowski, dość regularnie strzela Maciej Rosołek, a sytuacja kadrowa ustabilizowała się na solidnym poziomie. Jeśli weźmiemy jednak pod uwagę przebieg ostatniego starcia z Resovią, sielanka się skończy. Tyle, że mecz meczowi nierówny. Piłkarze Marca grali przeciwko rzeszowianom katastrofalnie, ale wyrwali trzy punkty i to jest najważniejsze. Konfrontacje na Stadionie Miejskim z Zagłębiem Sosnowiec, GKS-em Jastrzębie czy Stomilem Olsztyn również były bolesne dla oczu, ale ostatecznie przynosiły Arkowcom punkty i przybliżały ich do realizacji celu. Jesteśmy w tak newralgicznym momencie sezonu, że nikt nad morzem nie zamierza patrzeć na styl – byle żółto-niebiescy wygrywali. Wszyscy – kibice i piłkarze – jesteśmy jedną drużyną i wszyscy patrzymy w tę samą stronę. W środę po raz pierwszy od 221 dni piłkarze Arki dostaną solidne wsparcie z trybun. Mimo, że na razie będzie to tylko 25% pojemności obiektu przy ul. Olimpijskiej, to od razu na ,,dzień dobry” można oczekiwać kilkutysięcznej frekwencji. Głód piłki w Gdyni jest ogromny. W środę Stadion Miejski zamieni się w kocioł, w którym nikt nie będzie się oszczędzał – ani kibice w dopingu, ani zawodnicy na boisku. Oby przyniosło to wymierne rezultaty w postaci trzech punktów, które znów zbliżyłyby podopiecznych Marca na zaledwie punkt do strefy bezpośredniego awansu. Cel jest blisko, jest realny, widać go na horyzoncie – tyle, że by go osiągnąć, trzeba dokręcić śrubę w decydującym momencie. W rywalizacji z nowosądeczanami żółto-niebiescy będą musieli sobie poradzić bez pauzującego za cztery żółte kartki Fabiana Hiszpańskiego. Zagrożeni taką karencją w potyczce z Widzewem są Arkadiusz Kasperkiewicz i Letniowski. Sandecja jeszcze nigdy w Gdyni nie wygrała. W jesiennej konfrontacji obu drużyn gdynianie pewnie zwyciężyli na Stadionie im. Ojca Władysława Augustyna 5:1, a niekwestionowanym bohaterem tamtych zmagań był zdobywca dwóch bramek Marcus da Silva. Czy historia powtórzy się po raz kolejny, a Brazylijczyk w pierwszym spotkaniu z kibicami na trybunach od ponad pół roku będzie mógł wraz z fanami fetować 63. gola dla Arki Gdynia i samodzielne prowadzenie w historycznej tabeli strzelców klubowych?
Nie ma czasu na pomyłki. Presja zwycięstw tkwiąca na Arkowcach jest duża, ale piłkarze muszą być do niej przyzwyczajeni. Strefa wysokiego napięcia, w jakiej się znaleźli, nie powinna im pętać nóg, ale raczej dodatkowo napędzać. Tym bardziej, że otrzymają w środę długo wyczekiwane dodatkowe paliwo. Zapełnijmy stadion tak, jak to tylko możliwe. Dajmy z siebie 100% w dopingu. Zedrzyjmy gardła dla Arki tak, jak robimy to zawsze. Zaspokójmy głód kibicowania naszemu świętemu klubowi. W środę nie ma wymówek. W środę jest pełen ogień. Arka to my, fanatycy, MZKS po życia kres!