Każdy klub ma swoje legendy. Ludzi, którzy kształtują tożsamość społeczności skupionej wokół świętych dla niej symboli. Postaci wymykające się schematom, posiadające gigantyczną w skali klubu renomę, budzące respekt i szacunek, jednoznacznie kojarzące się ze środowiskiem, które reprezentują. Kiedy młody człowiek zaczyna swoją przygodę z kibicowaniem i spędza pierwsze sezony na stadionie, wchodzi w świat piłki nożnej niczym w labirynt, którego ścieżki są już wyściełane historią. Klub, który obiera jako swój, ma za sobą już kilkadziesiąt lat funkcjonowania, własnych rekordzistów, liczby, trofea. Człowiek z jednej strony zgłębia przeszłość i docenia legendarne osiągnięcia, ale z drugiej – po cichu pragnie, by to on żył i kibicował w najlepszej dla klubu epoce, gdy jego drużyna wygra najwięcej ważnych meczów i będą w niej występowali zawodnicy o statusie gwiazdy wspominanej później przez pokolenia. Taką właśnie gwiazdą jest w Gdyni Marcus da Silva. Gdziekolwiek w Polsce nie zapytamy o Brazylijczyka, zawsze odpowiedź będzie ta sama: ,,Marcus? Drugie moje skojarzenie to Arka”. Urodzony w Belford Roxo piłkarz stał się symbolem żółto-niebieskich barw. Takie miano stanowi niebywały zaszczyt, ale i ciężar, wywołuje dodatkową presję. Do tej ostatniej Marcus zdążył się już jednak przyzwyczaić – spokojnie mógłby deklarować, że presja to jego dobra przyjaciółka. Pomocnik od lat wywołuje nad morzem wyłącznie pozytywne emocje. Nie może być inaczej – Arka to przede wszystkim ludzie, wspólnota skupiona wokół honoru pojmowanego w ten sam sposób, niezależnie od poglądów. Sam Brazylijczyk powtarza, że ten klub jest dla niego rodziną, a rodzina jest przecież zawsze blisko siebie. Arkowcy byli blisko Marcusa nie tylko w jego chwilach chwały, ale też w momentach skandalicznie wręcz trudnych – tych piłkarskich, jak kontuzje, kilka okresów słabszej formy czy odsunięcie od składu przez Zbigniewa Smółkę, dla którego da Silva był siódmym skrzydłowym, ale też tych życiowych, jak śmierć ojca podczas wesela. Wszyscy ludzie w żółto-niebieskich barwach widzieli na własne oczy, jak Marcus ze wszystkich tych sytuacji bolesnych dla siebie wracał mocniejszy. I nie mamy tu na myśli taniego, wyświechtanego sloganu – on rzeczywiście dawał konkret na boisku, grał swoje najlepsze mecze w karierze. Trudno, by nie budził szacunku i podziwu. Gdy w 73. minucie wiosennego spotkania gdynian z ŁKS-em da Silva strzelał swojego 62. gola dla Arki, stało się jasne, że jego nazwiska w galerii klubowych ikon już nigdy nikt nie będzie mógł podważyć w sposób logiczny. Marcus zrównał się pod względem liczby bramek ze Stanisławem Gadeckim, został najlepszym strzelcem w historii Arki i po raz kolejny udowodnił, że w Gdyni jest postacią godną pomnika. W czwartkowy wieczór przy ul. Bukowej w Katowicach legenda klubu zdobyła swoją bramkę nr 63 i tym samym objęła samodzielne prowadzenie w klasyfikacji wszech czasów. Z tej okazji wybraliśmy 10 najważniejszych naszym zdaniem trafień Brazylijczyka w żółto-niebieskich barwach, układając je przy okazji w subiektywny ranking – mamy nadzieję, że inspirujący do wspomnień. Zapraszamy do lektury.
10. 19 marca 2014 r., Gdynia, Stadion Miejski, ćwierćfinał Pucharu Polski, Arka Gdynia – Miedź Legnica 1:1
Kiedy Arka w krajowym pucharze po wyeliminowaniu Pelikana Łowicz, Ruchu Chorzów i Korony Kielce znalazła się w ćwierćfinale i wylosowała Miedź Legnica, cała Gdynia ostrzyła sobie zęby na drugi półfinał w przeciągu dwóch lat. Rywal z tej samej klasy rozgrywkowej, która nie jest jednocześnie najwyższą ligą, w tej fazie rywalizacji nie zdarza się codziennie. Pierwszy mecz nie rozpoczął się jednak po myśli żółto-niebieskich – już w 18. minucie Zbigniew Zakrzewski otworzył wynik. Taki rezultat utrzymywał się bardzo długo, a nikomu nie trzeba przecież dwa razy powtarzać, co w dwumeczu oznacza porażka na własnym boisku. W 83. minucie pojawiła się jednak nowa nadzieja – Radosław Pruchnik dośrodkował piłkę w pole karne, Mateusz Cichocki głową przedłużył jej lot, a Marcus z bliska pokonał Andrzeja Bledzewskiego. To był szalenie ważny impuls dla losów całego ćwierćfinałowego zmagania – ostatecznie w rewanżu Arka po dogrywce wygrała 3:2 i finiszowała w najlepszej czwórce Pucharu Polski. Spotkanie rewanżowe to oczywiście osobna historia, ale gol wyrównujący w potyczce w Gdyni spowodował, że przed wyjazdem do Legnicy podopieczni Pawła Sikory znaleźli się w zupełnie innej sytuacji niż byliby, przegrywając. Sygnał do walki dał wtedy właśnie da Silva, który już wtedy był człowiekiem niezawodnym, ale nie dla wszystkich nad morzem było to jeszcze oczywiste.
9. 2 marca 2021 r., Niepołomice, Stadion Miejski, ćwierćfinał Pucharu Polski, Puszcza Niepołomice – Arka Gdynia 2:5
Gdy Arka przy prowadzeniu 2:1 otrzymała w 71. minucie rzut karny, w zespole panowała pełna świadomość, jak ważna jest to jedenastka (stawką było znaczne skrócenie dystansu do półfinału Pucharu Tysiąca Drużyn), a jednocześnie wszyscy wiedzieli, kto weźmie na swoje barki ciężar tak wielkiej odpowiedzialności. Po chwili rzeczywiście przed Gabrielem Kobylakiem stał Marcus. Brazylijczyk strzelił źle, ale futbolówka po rękach 19-letniego golkipera zatrzepotała w siatce. Pomocnik zdobył swoją 60. bramkę w żółto-niebieskich barwach, podbiegł do kamery i w stronę kibiców z Gdyni krzyknął ,,to dla was!”, a w jego głosie wyczuwalne były olbrzymie emocje. Choć tym razem zawodnikowi pomogło szczęście, to przecież i ono w życiu piłkarza pełni ważną rolę. Marcus odebrał nagrodę za odwagę, wzięcie na siebie presji. Później Brazylijczyk dołożył jeszcze jednego gola (tym razem w wyniku znacznie lepszego wykonania próby), a swoją grą na przestrzeni całych 90 minut dołożył ogromną cegłę do awansu drużyny Dariusza Marca do półfinału. Jak trwoga, to do da Silvy.
8. 1 czerwca 2013 r., Ząbki, Stadion Dolcanu, 33. kolejka I ligi, Dolcan Ząbki – Arka Gdynia 1:4
Rywalizacja w przedostatniej kolejce I ligi nie miała już dla gdynian przełomowego znaczenia – szanse na awans do Ekstraklasy stracili wcześniej. Mimo wszystko piłkarze Pawła Sikory chcieli w Ząbkach do końca powalczyć o pokazanie się z jak najlepszej strony. W ten sposób z pewnością zaprezentował się Marcus, który w 73. minucie ustalił wynik meczu na 4:1 dla Arkowców, jednocześnie kompletując swojego pierwszego hat-tricka w żółto-niebieskich barwach. Brazylijczyk fenomenalnie zwieńczył najlepszy pod względem dorobku strzeleckiego sezon w swojej karierze – w całych rozgrywkach Marcus zdobył 15 bramek i wywalczył miano wicekróla strzelców.
7. 9 sierpnia 2016 r., Zambrów, Stadion Miejski, 1/16 finału Pucharu Polski, Olimpia Zambrów – Arka Gdynia 0:1
Piękna przygoda w Pucharze Polski 2016/2017 zakończyła się spektakularnym rajdem Luki Zarandii w 111. minucie finału z Lechem, ale każda podróż ma przecież też swój początek. Droga Arkowców na Stadion Narodowy została zainaugurowana w Gołdapi, a wiodła m.in. przez Zambrów. Na Podlasiu zawodnicy Grzegorza Nicińskiego dominowali w sposób nie podlegający dyskusji, kreowali sobie jedną sytuację brakową za drugą, ale mieli ogromny problem z wykorzystaniem okazji. Gdy w 90. minucie sędzia Mariusz Korpalski wskazał na wapno, zwyczajnie nie wypadało już dopuścić do dogrywki. Wiedział o tym Marcus, który tradycyjnie wziął na siebie presję i tradycyjnie zrobił swoje. Piłka zatrzepotała w siatce, gdynianie zameldowali się w kolejnej fazie rozgrywek, a żelazne nerwy pomocnika były jedną ze składowych, o których na co dzień się nie mówi, a które doprowadziły Arkę do największego sukcesu we współczesnej historii.
6. 22 lipca 2016 r., Gdynia, Stadion Miejski, 2. kolejka Ekstraklasy, Arka Gdynia – Wisła Kraków 3:0
Eksperci łapali się za głowy, kiedy widzieli, jak maszyna Nicińskiego po powrocie do Ekstraklasy rozmontowuje kolejnych rywali. Pierwszym z takich zaskakujących zwycięstw było gładkie 3:0 z Wisłą Kraków Dariusza Wdowczyka po rewelacyjnych w wykonaniu żółto-niebieskich 90 minutach. Rezultat strzałem z karnego w 81. minucie ustalił – a jakże – Marcus da Silva, który w wieku 32 lat zdobył swoją debiutancką bramkę w Ekstraklasie, a już czterdziestą w historii swoich występów w żółto-niebieskim trykocie. Po pięcioletnim rozbracie z elitą wszyscy tej Ekstraklasy tak naprawdę uczyliśmy się na nowo. Brazylijczyk dał sygnał, że on w tej nauce zamierza być ważnym elementem, kluczowym ogniwem. Cała Gdynia zgodnie stwierdziła, że komu, jak komu, ale jemu to trafienie należało się jak – nomen omen, biorąc pod uwagę rywala – psu buda.
5. 25 kwietnia 2019 r., Gdynia, Stadion Miejski, 32. kolejka Ekstraklasy, Arka Gdynia – Miedź Legnica 2:0
Gdy Zbigniew Smółka na konferencjach prasowych snuł opowieści o tym, że Marcus jest dla niego siódmym wyborem na skrzydle, kibice łapali się za głowy i pytali siebie nawzajem ,,to my mamy w ogóle tylu skrzydłowych?”. Żarty żartami, ale Brazylijczykowi nie było wtedy do śmiechu. Zakaz treningów z pierwszą drużyną wymierzony w człowieka, który podchodził do swoich obowiązków z pełnym zaangażowaniem przez siedem lat życia w Gdyni, był zagraniem poniżej pasa. Rządy Smółki nie trwały jednak wiecznie, a jego miejsce podczas rundy wiosennej zajął wreszcie Jacek Zieliński, który przywrócił da Silvę do składu żółto-niebieskich. W pierwszym meczu w sezonie, w którym ,,siódmy skrzydłowy” dostał się do wyjściowej jedenastki, od razu strzelił z rzutu karnego gola, który dał Arce prowadzenie w szalenie ważnym w kontekście utrzymania meczu. Drużyna finiszowała ostatecznie nad kreską, a udany powrót Marcusa z piłkarskich zaświatów w tak newralgicznym i nerwowym momencie rozgrywek stanowi materiał na serial Netflixa.
4. 20 sierpnia 2016 r., Warszawa, Stadion Wojska Polskiego, 6. kolejka Ekstraklasy, Legia Warszawa – Arka Gdynia 1:3
Wracamy do kapitalnego startu sezonu 2016/2017, kiedy Arka wparowała do Ekstraklasy razem z drzwiami. Żółto-niebiescy świetnie punktowali u siebie, ale w delegacji brakowało im dotąd energetycznego uderzenia. Szanse na zmianę tego stanu rzeczy w rywalizacji z Legią nie były duże – w końcu przeciwnikiem był mistrz Polski przygotowujący się do decydującego boju o Ligę Mistrzów. Piłkarze Nicińskiego nic sobie jednak nie zrobili z przedmeczowych prognoz. Już w 6. minucie Marcus znalazł się w polu karnym gospodarzy i mocnym strzałem przy bliższym słupku pokonał Arkadiusza Malarza, wyprowadzając gdynian na prowadzenie. Następnie mieliśmy do czynienia z Adam Marciniak show, a jedno dodane do drugiego przyniosło pierwszy w historii triumf przy Łazienkowskiej. To był niewątpliwie jeden z najwspanialszych dni Brazylijczyka podczas jego gry w żółto-niebieskich barwach. Trzy punkty zrobione na mistrzu Polski i pozycja lidera Ekstraklasy smakowały wyjątkowo, niepowtarzalnie, bajkowo.
3. 27 lipca 2017 r., Gdynia, Stadion Miejski, III runda eliminacji Ligi Europy, Arka Gdynia – FC Midtjylland 3:2
Gdy Duńczycy zdobyli w Gdyni bramkę na 2:1, wydawało się, że sytuacja Arki w dwumeczu jest patowa. Choć nikt nie oczekiwał od gdynian awansu do kolejnej rundy europejskiej przygody, to jednak nadzieja na wyrównane pojedynki była spora. Chwila dezorientacji okazała się jednak jedynie momentem. Trzy minuty po golu dla Midtjylland Patryk Kun został sfaulowany w polu karnym i zawodnicy Leszka Ojrzyńskiego stanęli przed wielką szansą na błyskawiczne doprowadzenie do wyrównania. Do piłki ustawionej na wapnie podszedł etatowy egzekutor rzutów karnych Marcus da Silva. Nie kalkulował, huknął mocno w lewe okienko bramki Jespera Hansena. To było jak podłączenie pacjenta do tlenu, które chirurg wykonuje pewnym ruchem ręki. W doliczonym czasie gry kolejny cud dołożył Rafał Siemaszko i buldogi Ojrzyńskiego dały Gdyni jeszcze jedną magiczną noc. Marcus tymczasem znów przypomniał, że może nie być go cały sezon, ale kiedy dzieją się rzeczy wielkie, zjawia się w najlepszym wydaniu.
2. 17 kwietnia 2018 r., Gdynia, Stadion Miejski, półfinał Pucharu Polski, Arka Gdynia – Korona Kielce 1:0
Tym razem w roli zwiastuna nadziei wystąpił Luka Zarandia, który w pierwszym półfinałowym meczu Pucharu Polski strzelił w Kielcach gola na 1:2, stawiając gdynian w korzystnej sytuacji przed rewanżem. W dniu drugiego spotkania tej fazy w Gdyni dało się wyczuć atmosferę oczekiwania na coś wielkiego. Wystarczyło wygrać 1:0, a przecież to był ulubiony styl zadaniowej Arki Ojrzyńskiego. Minuty jednak mijały nieubłaganie, a piłka nie chciała zatrzepotać w sieci Korony, co automatycznie zwiększało poziom nerwowości. Nadeszła 85. minuta. Damian Zbozień zagrał futbolówkę w pole karne, Ruben Jurado zgrał ją pod nogi Marcusa da Silvy, a Brazylijczyk sieknął tak, że gdyby Zlatan Alomerović bronił tego dnia domku jednorodzinnego, to już nie miałby w nim szyby. Radość, jaka zapanowała na Stadionie Miejskim, była trudna do opisania. Arkowcy drugi rok z rzędu jechali na Narodowy, a architektem sukcesu został 34-letni Brazylijczyk, dla którego piękna bramka na wagę finału była zarazem 50. trafieniem w żółto-niebieskich barwach. Zbieg okoliczności? Skrzydłowy wykupił chyba abonament na świętowanie doniosłych chwil w pakiecie z dodatkowymi smaczkami.
1. 27 lipca 2017 r., Gdynia, Stadion Miejski, III runda eliminacji Ligi Europy, Arka Gdynia – FC Midtjylland 3:2
Była 31. minuta rywalizacji z FC Midtjylland, kiedy Marcus przed polem karnym gości z podwórkowym luzem przełożył Tima Sparva, a następnie szybkim ruchem nogą katapultował piłkę w okienko bramki Jaspera Hansena. Kibice Arki tego dnia przychodzili na stadion bez żadnych oczekiwań. Przychodzili bawić się życiem, poczuć atmosferę piłkarskiego święta, celebrować nagrodę za walkę w poprzednim sezonie, kontynuować fiestę wywołaną zdobyciem Pucharu i Superpucharu Polski. W momencie, w którym futbolówka znalazła się w siatce, a drużyna na prowadzeniu, stadion eksplodował. Oni znowu to zrobili, znowu za sprawą niezawodnego Marcusa. To było przekroczenie wszelkich granic, a uroda tego gola tylko dokładała do pieca. Trudno było się oprzeć wrażeniu, że Brazylijczyk posiada jakiegoś tajemniczego ghostwritera z ułańską fantazją, który pisze da Silvie historię życia. Człowiek o żółtym sercu i niebieskiej krwi ukłonił się Europie.
Przywołane momenty to oczywiście jedynie kropla w morzu zasług Marcusa dla Arki. Po drodze do strzelonego w piątek 62. gola dla Arki było przecież też filmowe wykorzystanie decydującego rzutu karnego w serii jedenastek przeciwko Piastowi Gliwice, było lądowanie w jedenastce 90-lecia klubu, było odebranie polskiego obywatelstwa, była nieprzeliczalna na statystyki korzyść z gry najlepszego strzelca w historii żółto-niebieskich – asysty, kluczowe podania, walka, pomoc kolegom w defensywie. Na koniec wszyscy pamiętają bramki, ale warto też zachować w głowie takie sytuacje, jak w niedawnym spotkaniu z GKS-em Jastrzębie, kiedy Marcus w końcowych minutach sprytnie przetrzymywał piłkę w narożniku przeciwnika, nie pozwalając na wyprowadzenie ataku przez rywala. Brazylijczyk wkłada zawsze całe serducho w swoje poczynania – niezależnie od tego, czy chodzi o strzelanie widowiskowych goli na boiskach znanych zespołów, czy o wykonanie siedemnastego wślizgu na swojej połowie w przeciętnej ligowej młócce. Marcus da Silva ma dzisiaj 37 lat, spędził w Gdyni dziewięć z nich (to prawie ćwierć życia), Dariusz Marzec jest dla niego jedenastym trenerem, z którym ma okazję współpracować. Od dłuższego czasu dla kibiców nad morzem król jest jeden. Piątkowa koronacja na numer jeden w tabeli strzelców wszech czasów stanowiła jedynie formalność.