Arka Gdynia -Górnik Łęczna 2:1 (Ślusarski 56', Szwoch 64'k - Kozačuks 86')
Arka: 13. Michał Szromnik - 6. Mateusz Cichocki, 28. Kamil Juraszek, 3. Krzysztof Sobieraj (81, 16. Adrian Budka), 20. Marcin Radzewicz - 7. Piotr Tomasik, 19. Michał Rzuchowski (75, 22. Arkadiusz Aleksander), 33. Tomasz Jarzębowski (70, 15. Radosław Pruchnik), 14. Mateusz Szwoch, 25. Paweł Wojowski - 18. Bartosz Ślusarski.
Górnik: 22. Sergiusz Prusak - 6. Paweł Sasin, 23. Maciej Szmatiuk, 25. Marcin Kalkowski, 2. Patrik Mráz - 15. Grzegorz Bonin (79, 44. Nikolajs Kozačuks), 17. Julien Tadrowski (88, 11. Bartosz Kwiecień), 5. Paweł Zawistowski, 7. Tomasz Nowak, 9. Sebastian Szałachowski (56, 8. Bartłomiej Niedziela) - 13. Arkadiusz Woźniak.
żółte kartki: Tomasik, Rzuchowski, Pruchnik - Kalkowski, Tadrowski, Zawistowski.
czerwone kartki: Radosław Pruchnik (83. minuta, za brutalny faul) - Patrik Mráz (63. minuta, za faul taktyczny).
Widzów: 4782
Sędzia: Marcin Borski (Warszawa)
"Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą" - to hasło musi rozbrzmiewać od pierwszej do ostatniej minuty każdego meczu w uszach piłkarzy Arki. Liczba przeciwności losu, które napotykają nasz zespół w rundzie wiosennej jest wręcz niewyobrażalna, ale z każdą kolejną potrafimy się uporać. Dzisiaj nadeszły one z niespodziewanej strony. Gdy wydawało się, że wszystko jest pod jak najlepszą kontrolą o zastrzyk dodatkowych emocji zadbał Radosław Pruchnik. Piłkarz ten do tej pory wydawał się uosobieniem spokoju, kartki kolekcjonował wyjątkowo rzadko, ale dzisiaj był jakby nie sobą i zapewnił nerwówkę w ostatnich sekundach.
Arkowcy byli od początku nieźle dysponowani i chociaż dało się wyczuć potężną presję związaną ze stawką meczu, to z minuty na minutę nabierał on rumieńców. W zasadzie wszystko było po staremu. Grę kreował świetnie dysponowany Szwoch, z przodu sporo szumu robił aktywny Ślusarski, a z tyłu każde niebezpieczeństwo zażegnywał Sobieraj. Przed zmianą stron mogliśmy dwukrotnie wyjść na prowadzenie. Najpierw "Ślusarz" uruchomił Wojowskiego, ten jednak po raz pierwszy (ale nie ostatni) przegrał pojedynek z Prusakiem. Następnie po ładnie rozegranej kombinacji, szansę miał Szwoch, ale i on trafił w bramkarza gości z Lubelszczyzny.
Nie wiemy co działo się między 19:15 a 19:30 w szatni z napisem "gospodarze", ale Arka wyszła na drugą połowę jak nie Arka. Wielu kibiców pamięta problemy z "wejściem" w drugą część gry naszego zespołu. Tym razem Arkowcy rzucili się z zamiarem rozszarpania przeciwnika. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Górnika nadgryzł Ślusarski, uderzając pięknie wolejem z sytuacyjnej piłki. Po tym napór żółto-niebieskich tylko się wzmógł. Doskonałą okazję zaprzepaścił Wojowski, a chwilę później po kolejnym strzale Pawła spudłował stojąc przed pustą bramką Ślusarski. Na szczęście Arka nie zrezygnowała ze starań o podwyższenie prowadzenie. W 64 minucie w polu karnym Mraz sfaulował Tomasika i werdykt mógł być tylko jeden - rzut karny i czerwona kartka dla obrońcy gości. Jedenastkę z uśmiechem na ustach wykorzystał Szwoch, nie dając Prusakowi żadnych szans. Górnik w dziesiątkę radził sobie nadspodziewanie dobrze, a dodatkową porcję tlenu podał mu Pruchnik. Czerwona kartka bez dwóch zdań, klasyczne sanki w nogi rywala. Inna sprawa, że niektórzy piłkarze z Łęcznej, a zwłaszcza Tadrowski, także mogli już znajdować się w tym momencie pod prysznicem. Niestety, w 86 minucie Kozacuks zdobył kontaktową bramkę. Niepotrzebne nerwy, ale też ogromne emocje i kilka siwych włosów więcej na głowach blisko 5 tysięcy widzów. Arkowcy utrzymali wynik do końca, inaczej byłaby, jak to określił po meczu Szwoch katastrofa. Katastrofy nie ma, jest znakomita sytuacja wyjściowa do ataku na ekstraklasę. Arka traci tylko 2 punkty do słabo grającego ostatnio rywala, przewaga nad resztą stawki jest już wyraźna i... co tu dużo pisać, wszyscy w sobotę na mecz z Bełchatowem!
Foto: arka.gdynia.pl (es)