Wigry Suwałki - Arka Gdynia 0:1 (Formella 52')

Wigry: 1. Karol Salik - 23. Jakub Bartkowski, 19. Maciej Wichtowski, 32. Martin Baran, 3. Artur Bogusz - 15. Damian Kądzior, 27. Mateusz Żebrowski (71, 24. Kamil Zapolnik), 18. Bartłomiej Kalinkowski (82, 10. Dawit Makaradze), 11. Omar Santana, 9. Miłosz Kozak (87, 14. Bartosz Biel) - 28. Kamil Adamek.

Arka: 13. Konrad Jałocha - 32. Przemysław Stolc (46, 2. Tadeusz Socha), 33. Alan, 29. Michał Marcjanik, 23. Marcin Warcholak - 8. Marcus Vinícius, 14. Michał Nalepa (78, 20. Yannick Kakoko), 6. Antoni Łukasiewicz, 10. Mateusz Szwoch, 7. Dariusz Formella - 9. Paweł Abbott (46, 11. Rafał Siemaszko)

Żółte kartki: Santana, Adamek - Socha, Alan, Łukasiewicz.

To nie był wielki mecz Arki. Ba, to w ogóle nie był wielki mecz, chociaż dla nas - przecież skrajnie nieobiektywnych kibiców, emocji było co nie miara. Przeważnie pod naszym polem karnym, gdzie gospodarze zbyt często i zbyt łatwo dostawali się dzisiejszego wieczora. Arka odpowiadała charakterem i walecznością. Kolejny raz okazało się, że to najważniejsze cechy w tej lidze i przynoszą one bezcenne punkty.

Już godzinę przed meczem wiadomym było, że warunki będą skrajnie trudne. Nad Suwałkami przeszło najpierw gradobicie, a następnie przez trzy godziny, ciągiem, lał deszcz ze śniegiem. Gospodarze przystosowali się znacznie szybciej do typowo suwalskich warunków gry. Atakowali, szarżowali, zrobili prawdziwą dziurę ozonową na naszej prawej stronie. Miłosz Kozak posłał w nasze pole karne przed przerwą więcej piłek niż przez cały tydzień treningów.  Na szczęście kapitalnie dysponowani byli dziś stoperzy Arki. Zarówno Alan, jak i Michał Marcjanik wygrali niezliczoną ilośc pojedynków i dołożyli ogromną cegłę do końcowego sukcesu.

W przerwie trener Grzegorz Niciński przeanalizował błyskawicznie bieg wydarzeń i dokonał aż dwóch korekt. Jak się okazało - kluczowych. Tadeusz Socha uszczelnił naszą obronę, a Rafał Siemaszko w tych warunkach spisywał się znacznie lepiej od "wyżej zawieszonego" Pawła Abbotta i rozruszał grę ofensywną. To właśnie od "Małego" zaczeła się akcja w 52 minucie. Rafał rozrzucił piłkę do Szwocha, który wyszedł do sytuacji sam na sam i uderzył tak, że Salik odbił piłkę mu prosto pod nogi.  "Bania" w tym momencie pokazał klasę. Nie próbował dobijać, ale inteligentnie dograł do wbiegającego z lewej strony Darusza Formelli. Ten uderzył z kilku metrów i piłka wpadła do siatki wraz z rozpaczliwie broniącym Salikiem. Od tego momentu już tylko odliczaliśmy minuty do ostatniego gwizdka. Arka broniła mądrze wyniku, uspokoiła grę i mogla nawet dobić rywala przy większej precyzji w polu karnym. Wigry przegrały dziewiąty z rzędu mecz w Suwałkach i ugrzęzły w strefie spadkowej. Arka nauczyła się wygrywać "stykowe" mecze i powiększyła aż do pięciu punktów przewagę nad goniącymi rywalami. Jest dobrze? Jest. Ale droga jeszcze daleka, wyboista i pełna takich śnieżnych zamieci jak dzisiaj.