Sześć punktów przewagi liderujących żółto-niebieskich nad trzecią drużyną tabeli na równo dziesięć kolejek przed ligowym finiszem to poważny kapitał, ale poprzedni sezon pokazał, że dopóki w Gdyni nie zostanie przecięta wstęga z napisem ,,Ekstraklasa”, żaden z zawodników ani trenerów nie ma prawa pomyśleć o bramach piłkarskiego Edenu jak o czymś już osiągniętym. Wydarzenia z końcówki minionych rozgrywek gdynianie wyrzucili już z głów, co było niezbędne dla koncentracji na grze o awans. Tyle, że w 25. kolejce nad morze przyjeżdża człowiek, który – pomimo wielu ciepłych wspomnień i dobrych wyników, które również należy docenić – stał się jednym z symboli traumy leczonej przez wiele miesięcy. Podopieczni Dawida Szwargi w szlagierze nadchodzącej serii gier staną naprzeciwko Wojciecha Łobodzińskiego, tym razem starającego się przeszkodzić żółto-niebieskim w kontynuowaniu swojego marszu chwały. Tak to już bywa w piłce i w życiu, że sojusze się zmieniają. Ale to nie konfrontacja z trenerem drużyny z Dolnego Śląska będzie w tym spotkaniu motywem dominującym – to jest przede wszystkim mecz o sześć punktów, który rozda karty w czołówce na najbliższe tygodnie. W niedzielę o 14:30 Arka podejmuje Miedź Legnica.

Legniczanie zimowali na 3. miejscu w tabeli ze stratą tylko dwóch punktów do drugiej wówczas Arki. Apetyty przy Hetmańskiej świetną jesienią zostały wyraźnie zaostrzone. Tym większe jednak było zdziwienie obserwatorów, kiedy działacze zdecydowali się na dość intensywne wietrzenie szatni na Stadionie Orła Białego – z Legnicą pożegnali się Bartosz Bida, Chuca, Krzysztof Drzazga, Nemanja Mijusković, Damian Tront, Marcel Mansfeld i Wiktor Bogacz i o ile większość z tego grona rzeczywiście pełniło w drużynie już role marginalne, o tyle akurat wypożyczenie Mansfelda do Odry Opole, kiedy ten bardzo solidnie sprawdzał się w roli zmiennika (strzelił 5 goli) czy połaszenie się na duże pieniądze od New York Red Bulls za – nomen omen – Bogacza, będącego jednym z najbardziej utalentowanych młodych napastników w Polsce, w sytuacji otwartej walki o pierwszą dwójkę I ligi budziło wątpliwości co do zasadności tych ruchów. I rzeczywiście, granie w 2025 roku Miedź zaczęła w tak niewyraźnym stylu, że nie pomógłby jej nawet Rutinoscorbin – co prawda początkowo udało się jeszcze zremisować 3:3 ze Stalą Rzeszów i wygrać 1:0 z bledziutkim ŁKS-em, jednak potem przyszły porażki 2:3 z Polonią Warszawa i 1:2 ze Zniczem Pruszków. Nieudane mazowieckie przygody Ireneusza Mamrota kosztowały szkoleniowca posadę i trudno oprzeć się wrażeniu, że włodarze klubu z Hetmańskiej zwyczajnie nie wytrzymali presji wyniku – legniczanie w przegranych pojedynkach musieli sobie radzić w zdziesiątkowanej personalnie obronie, ich realny potencjał jest znacznie większy niż w starciach, w których gubili punkty. Cierpliwość działaczy w polskiej piłce nie stanowi jednak niewyczerpanego zdroju i na Dolnym Śląsku zameldował się Wojciech Łobodziński. Były szkoleniowiec Arki już raz awansował z Miedzią do Ekstraklasy, rozbijając w 2022 roku ligę w pył, więc legnickie środowisko obdarzyło popularnego ,,Łobo” ponownym zaufaniem (czas pokaże, czy większym niż Mamrota). Życie napisało szalenie interesujący scenariusz i w swoim premierowym spotkaniu na ławce trenerskiej nowy szkoleniowiec ekipy z Hetmańskiej musiał zmierzyć się z Wisłą Kraków, w której jako zawodnik spędził długi rozdział swojej przygody z piłką. Łobodziński wyszedł z tej konfrontacji zwycięsko, obijając GTS 2:1, a jego następnym przystankiem jest kolejny mecz z podtekstami, bo przecież wspólna historia 42-letniego trenera i Arkowców nie stanowi wcale odległego wspomnienia. W potyczce z Białą Gwiazdą szkoleniowiec nie mógł skorzystać z kontuzjowanych Mateusza Grudzińskiego, Bartosza Kwietnia i Damiana Michalika – nie wiadomo, czy ktoś z tej trójki będzie do dyspozycji ,,Łobo” w niedzielę. To powoduje, że opiekun Miedzi może mieć problem ze sformowaniem środka obrony – zdrowy jest Adnan Kovacević, ale jeśli Grudziński ani Kwiecień nie będą w pełni sił, to sekundować Bośniakowi będzie Babacar Diallo, który zadebiutował w barwach legniczan dopiero przeciwko Wiśle. Na bokach obrony obejrzymy Michaela Kostkę i wracającego po pauzie za kartki Floriana Hartherza (autora 7 asyst w tym sezonie), a dostępu do bramki popularnych ,,cyganów” będzie strzegł Jakub Wrąbel. W środku pola za zadania defensywne odpowiadać będzie Iwo Kaczmarski, który jednak potrafi też uderzyć z dystansu, co pokazywał już w trwającej kampanii, więc żółto-niebiescy nie mogą pozostawiać 20-latkowi przestrzeni na 30 m od własnej bramki. Nieco wyżej pojawi się były gracz Arki Juliusz Letniowski, autor zwycięskiej bramki z meczu z Wisłą. Na ,,dziesiątce” spotkanie rozpocznie Benedik Mioc (5 goli i 2 asysty w obecnych rozgrywkach), a dograń do wysuniętego Gustava Engvalla ze skrzydeł będą poszukiwać Mateusz Bochnak lub Jacek Podgórski (5 asyst w bieżącym sezonie) z prawej strony oraz rewelacyjny w tej kampanii Kamil Antonik z lewej (7 bramek i 6 ostatnich podań byłego zawodnika żółto-niebieskich). Miedź jest drużyną preferującą ofensywny futbol, strzelającą dużo goli, legniczanie mogą pochwalić się drugim (ex equo z Arką) najlepszym atakiem w I lidze z 46 zdobytymi bramkami. Trzeba powiedzieć też o mocnym środku pola stanowiącym bijące serce zespołu, ale szczególną uwagę należy zwrócić na znajdującego się w życiowej formie Antonika, który często schodzi z lewego skrzydła do środka i stwarza przewagę w trzeciej tercji, oraz na przestrzeń przed polem karnym, bo drużyna z Dolnego Śląska może pochwalić się największą liczbą bramek z dystansu (11) spośród wszystkich zespołów I ligi. By podnieść w niedzielę z murawy trzy punkty, Arkowcy muszą wygrać rywalizację w centralnym sektorze boiska, skracać dystans między formacjami i nie dopuszczać do uderzeń z dalszej odległości. Dobrze byłoby też próbować zagrań za plecy obrońców Miedzi, bo o ile są oni silni fizycznie, o tyle nie można określić ich demonami prędkości.

Arka na razie prezentuje na wiosnę imponującą regularność – u siebie remisuje, na wyjazdach wygrywa 1:0. Czas najwyższy dołożyć wygrywanie również na własnym boisku, ale chłodna efektywność i cyniczna, bezwzględna realizacja założeń taktycznych to zdecydowanie aspekty, za które trzeba chwalić drużynę Dawida Szwargi. W pięciu spotkaniach w 2025 roku żółto-niebiescy aż cztery razy zachowali czyste konto. Legitymują się zdecydowanie najlepszą defensywą w lidze – stracili dotychczas jedynie 17 goli, podczas gdy kolejne pod tym względem Nieciecza i Wisła Kraków po stronie deficytu mają 24 bramki. W funkcjonowaniu boiskowym Arki widać już rękę Szwargi – mowa tu przede wszystkim o pressingu, intensywności, rozsądku w zarządzaniu meczem, twardej grze w obronie, uważnym trzymaniu piłki przy nodze, kontrolowaniu przestrzeni, utrzymywaniu ciężaru gry daleko od swojego pola karnego. Gdynianie nie stwarzają może spektakularnych widowisk dla kibica lubiącego ofensywny futbol, natomiast w każdej kolejnej konfrontacji mają swój pomysł taktyczny na przeciwnika i potrafią sposobem przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. To wszystko trzeba docenić, przy czym jednocześnie musimy patrzeć przede wszystkim przed siebie. W niedzielę szkoleniowiec żółto-niebieskich nie będzie mógł skorzystać z Hide Vitalucciego i Juliena Celestine’a, którzy rozpoczynają karencję za czerwone kartki z Łęcznej. Na środku obrony w miejscu Francuza pojawi się wracający po pauzie za cztery ,,żółtka” Michał Marcjanik, a u jego boku będziemy oglądać znakomitego w minionej kolejce Kike Hermoso. Zagrożeni przymusowym odpoczynkiem w potyczce z Kotwicą z powodu kar indywidualnych są Marc Navarro, Dawid Gojny, Tornike GaprindaszwiliZvonimir Petrović. Mamy jednak nadzieję, że żaden z zawodników nie będzie przeciwko Miedzi cofał nogi – szczególnie odpowiedzialne zadanie czeka Hiszpana i Gruzina, bo prawa flanka gdynian będzie raczej poddawana ciężkim próbom przez Antonika. Bilans spotkań między obiema drużynami wygląda bardzo korzystnie dla Arki, która wygrywała 12-krotnie przy 6 triumfach legniczan. Jeśli chodzi o mecze w Gdyni, to tutaj ta statystyka prezentuje się jeszcze bardziej imponująco – żółto-niebiescy zwyciężali 8 razy, Miedź wyjechała znad morza z kompletem punktów tylko raz. Arkowcy byli też lepsi w czterech ostatnich konfrontacjach pomiędzy obiema ekipami, w tym w jesiennej konfrontacji przy Hetmańskiej, gdy po trafieniach Karola Czubaka i Szymona Sobczaka udało się zanotować wiktorię 2:1. Sytuacja w tabeli niezmiennie jest bardzo komfortowa – gdynianie są liderem, mają tyle samo punktów, co druga Nieciecza, 6 oczek przewagi nad swoim najbliższym przeciwnikiem, 7 nad Wisłą Płock, 13 nad Polonią Warszawa i 14 nad Wisłą Kraków oraz Ruchem. Wygląda na to, że wyklarowała się ścisła czołówka złożona z czterech ekip. W 25. kolejce dwie drużyny spośród zainteresowanych mierzą siły pomiędzy sobą, Nieciecza wybiera się do Stalowej Woli, a Nafciarze – do Tychów.

Oczy są zwierciadłem duszy. Nawet, jeśli usta człowieka czy jego mowa ciała próbują grać kogoś, kim nie jest, to narządy wzroku zawsze powiedzą całą prawdę o wnętrzu, emocjach, uczuciach. Kiedy w końcówce minionego sezonu patrzyło się w oczy ówczesnego trenera Arki Wojciecha Łobodzińskiego, bił z nich bezbrzeżny smutek. Szkoleniowiec na konferencjach prasowych uparcie twierdził, że kontroluje wymykającą się z rąk sytuację, że panuje nad wszystkim, co dzieje się w szeregach żółto-niebieskich, jednak jego źrenice odsłaniały niepokój i lęk. Amerykański pisarz John Steinbeck na początku lat 50. wydał powieść ,,Na wschód od Edenu” podejmującą problematykę moralistyczną, dotykającą filozoficznych rozważań na temat walki dobra i zła w duszy człowieka. Tytuł został zaczerpnięty ze starotestamentalnej Księgi Rodzaju, z 16. wersetu 4. rozdziału: ,,Po czym Kain odszedł od Pana i zamieszkał w kraju Nod, na wschód od Edenu”. Kain, który po zabiciu Abla po raz ostatni przed wygnaniem z rodzinnej ziemi i udaniem się na wieczną tułaczkę patrzy na swój dom, ma w oczach bolesny smutek. Ten sam, który wcześniej towarzyszył mężczyźnie, kiedy widział, że jego ofiary podobają się Bogu w mniejszym stopniu niż ofiary jego brata. W tej rozpaczy Kaina tkwi świadomość, że będzie żył, będzie widział Eden z pewnej perspektywy, ale już nigdy nie wróci do raju. Wojciech Łobodziński już raz awansował z Miedzią do Ekstraklasy, zasmakował w Legnicy ligowego chleba na poziomie elity. Wydarzenia z maja i czerwca ubiegłego roku na ławce trenerskiej Arki skazały jednak szkoleniowca na tułaczkę. Znów pojawił się on w swoim kraju Nod, znów patrzy na piłkarski Eden z pewnej perspektywy, znów ma go przed oczami. Arkowcy nie mogą natomiast dopuścić, by ta perspektywa się do niego zbliżyła. W niedzielę trzeba zgarnąć szalenie ważne dla układu tabeli trzy punkty, które ustawią granie w I lidze na co najmniej kilka następnych tygodni, a być może już do końca sezonu. Zapowiada się wysoka frekwencja, którą wszyscy musimy przekuć w głośny, fanatyczny doping dla żółto-niebieskich i ponieść ich do pierwszej wygranej w 2025 roku na własnym boisku. Arka jest sprawą najważniejszą. Co mecz krew na butach, o awans macie grać!