KS Nieciecza wygrała w tym sezonie tylko jeden mecz wyjazdowy - w dodatku jej przeciwnikiem w tym spotkaniu była bardzo słaba w tych rozgrywkach Skra Częstochowa. Nic więc dziwnego, że kibice w Gdyni oczekiwali od podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza trzeciego zwycięstwa w Gdyni w tej kampanii. Żółto-niebiescy przystępowali do potyczki ze ,,słoniami" osłabieni brakiem pauzującego za cztery żółte kartki Omrana Haydary'ego i wciąż chorego Bartosza Rymaniaka, ale do wyjściowego składu po urazach wrócili Sebastian Milewski, Christian Aleman oraz Karol Czubak, a po kartkowej absencji w Łodzi w jedenastce ponownie zameldował się Michał Marcjanik. Radoslav Latal, który musiał sobie radzić bez zawieszonych za kartki Andreja Kadleca, Daniela Pietraszkiewicza i Tomasa Poznara, zdecydował się rozpocząć w ustawieniu z dwójką napastników, a w tym charakterze czeski szkoleniowiec widział od pierwszej minuty Kacpra Śpiewaka i Murisa Mesanovicia. Dość nieoczekiwanie miejsce Kadleca na prawej obronie zajął Taras Zawijskyj. Nemanja Tekijaski od pierwszego gwizdka znalazł się na środku defensywy, w duecie z Wiktorem Biedrzyckim.

Spotkanie zaczęło się od niecelnego uderzenia Mesanovicia sprzed pola karnego w 5. minucie, ale potem do głosu doszła Arka. Dwie minuty później kapitalne prostopadłe podanie Adamczyka na wolne pole stworzyło okazję Czubakowi, ten uciekł Tekijaskiemu, dopadł do futbolówki i atomowym strzałem pod poprzeczkę wyprowadził gdynian na prowadzenie. W 21. minucie mogło dojść do idealnego odwzorowania akcji brakowej, ale tym razem Tekijaski zrewanżował się Czubakowi i w ostatniej chwili zatrzymał podanie Adamczyka w kierunku 22-latka. Minutę później powinno być 2:0. Po raz kolejny znakomicie pokazał się duet Adamczyk - Czubak, napastnik żółto-niebieskich dogrywał piłkę wzdłuż bramki na nogę Alemana, który miał przed sobą pustą bramkę, ale ponieważ była to akurat prawa noga Ekwadorczyka, to ten oczywiście nie trafił w futbolówkę. W odpowiedzi Krzepisz złapał piłkę po próbie Mesanovicia z pola karnego. W 36. minucie z dystansu uderzał Radwański, jednak Krzepisz był przytomny i zdołał odbić futbolówkę do boku. Po drugiej stronie boiska znakomite długie podanie Dobrotki spowodowało, że Skóra znalazł się w sytuacji oko w oko z Loską, natomiast 19-latek ni to strzelał, ni przyjmował piłkę - w efekcie futbolówka przeleciała obok lewego słupka bramki gości. Piłkarze Tarasiewicza po strzelonym golu całkowicie oddali inicjatywę przyjezdnym, przez co ci generowali sobie coraz klarowniejsze okazje. W 41. minucie Krzepisz uratował Arkę spektakularną interwencją po uderzeniu głową Mesanovicia. Ostatecznie w pierwszej połowie żółto-niebieskim udało się dowieźć prowadzenie do gwizdka zapraszającego obie drużyny na przerwę.

W drugą połowę znacznie lepiej weszli niecieczanie. W 48. minucie stojący przed polem karnym Radwański dostał idealną piłkę na strzał, ale jego uderzenie okazało się zbyt lekkie, by skrzywdzić Krzepisza. Trzy minuty później znów w doskonałej sytuacji znalazł się Radwański, jednak jego próba głową z kilku metrów po dośrodkowaniu Poljarusa wylądowała w rękawicach golkipera żółto-niebieskich. W 65. minucie najlepszy w linii obrony Arki Dobrotka złapał uraz i został zmuszony do opuszczenia boiska. W jego miejsce wszedł Ziemann i był to początek tarapatów piłkarzy Tarasiewicza. Sześć minut później Ambrosiewicz uruchomił Grabowskiego, ten znalazł w polu karnym Mesanovicia, Bośniaka próbował zatrzymać Stolc, ale zrobił to tak nieudolnie, że wystawił piłkę na strzał Karaskowi, a 20-latek, który pojawił się na murawie kilkanaście sekund wcześniej, pięknym uderzeniem zewnętrzną częścią stopy w przeciwległy górny narożnik bramki Krzepisza doprowadził do wyrównania. Niecieczanie nie zamierzali poprzestać na jednym trafieniu. W 80. minucie podopieczni Latala szybko rozegrali rzut z autu na wysokości pola karnego Arki, Karasek momentalnie znalazł się w szesnastce z futbolówką przy nodze, Ziemann uciął sobie drzemkę, 20-latek dograł do stojącego na 10. metrze Mesanovicia, a Bośniak wyrwał się spod opieki Tomala i precyzyjnym strzałem po ziemi przy lewym słupku Krzepisza sprawił, że na tablicy wyników zrobiło się już 2:1 dla przyjezdnych. Arkowcy dążyli do uratowania meczu, ale nie byli w stanie wytworzyć sobie czystych sytuacji. Po drugiej stronie boiska Mesanović szukał zamknięcia spotkania, jednak nieznacznie się pomylił. W 89. minucie Skóra dograł piłkę głową sprzed szesnastki na 5. metr, tam spod ziemi przed Loską wyrósł Gol i próbował doprowadzić do remisu główką, natomiast skierował piłkę dwa metry od słupka. W doliczonym czasie gry szczupaka Żebrowskiego fenomenalnie wyciągnął golkiper gości, ale sędzia Arys i tak odgwizdał spalonego, W ostatniej akcji niedzielnych zawodów Tekijaski zablokował strzał Marcjanika i stało się jasne, że Nieciecza wywiezie z Gdyni komplet punktów.

Slasher jest gatunkiem filmowym, który najprościej można zdefiniować jako horror klasy B, opierający fabułę na tajemniczych zniknięciach poszczególnych bohaterów w dziwnych okolicznościach, a tłem dla wydarzeń często są pola kukurydzy. Taki właśnie slasher zafundowała Arka swoim kibicom w niedzielne popołudnie. Jej gra była horrorem klasy B, obrońcy żółto-niebieskich w decydujących momentach ginęli w dziwnych okolicznościach, a tłem dla boiskowego dramatu były pola kukurydzy, na których na co dzień swoje mecze rozgrywa drużyna z Niecieczy. Zespół Tarasiewicza po raz kolejny popełnia te same błędy. Po szybko strzelonym golu gdynianie cofnęli się bardzo głęboko do obrony i w zasadzie czekali na wyrok. Już w przerwie zdecydowana większość obserwatorów niedzielnych wydarzeń boiskowych wiedziała, jak to się skończy. Żółto-niebiescy wyglądali rozpaczliwie, niecieczanie nie mieli większych problemów ze stwarzaniem sobie sytuacji bramkowych, a tak niskie ustawienie Arki stanowiło dla nich jedynie zaproszenie i zachętę do dalszych ataków. Nie rozumiemy, dlaczego podopieczni Tarasiewicza tak rzadko korzystali ze swojego potencjału ofensywnego - kiedy już wchodzili na połowę gości, to doskonale dysponowany duet Adamczyk - Czubak był w stanie łatwo wypracowywać sytuacje, ale drużyna, zamiast czerpać z tych narzędzi, wolała zakopać się na własnej połowie. Cały zespół wyglądał bardzo źle, w jego poczynaniach dominował marazm, powolność, brak energii. Żadnego meczu w I lidze nie da się wygrać na stojąco. Winę za kolejną porażkę na swoim stadionie (Arka wygrała przy Olimpijskiej zaledwie dwa z ośmiu meczów!) ponosi trener Tarasiewicz, który zakodował swoim zawodnikom, by po strzelonym golu cofać się bardzo głęboko. To już kolejna taka sytuacja w tej rundzie. Nowoczesna piłka nożna wymaga intensywności na całej długości boiska przez pełne 90 minut. Jeszcze 20 lat temu gra ligowa w Polsce rzeczywiście wyglądała w ten sposób, że wystarczyło wyjść na prowadzenie i zamurować własną bramkę, by wywalczyć trzy punkty. Tarasiewicz najwyraźniej zatrzymał się na tym etapie, bo uparte stawianie autobusu w swojej szesnastce po strzelonym golu zdarza się żółto-niebieskim w zasadzie co tydzień. Jest to absurdalnie bezsensowne rozwiązanie, a skalę głupoty takiego grania dodatkowo zwiększa wąska kadra gdynian. Dziś, dopóki na murawie przebywał Martin Dobrotka, defensywa jeszcze trzymała się w jako takich ryzach. Po opuszczeniu boiska przez Słowaka w formacji obronnej Arkowców zapanował jeden wielki chaos i bałagan. Do upartego będziemy powtarzać, że winę za taki stan rzeczy ponosi klan Kołakowskich, który mimo licznych apeli ze strony kibiców nie sprowadził do klubu w przerwie letniej poważnego defensora. Efekty widzimy jak na dłoni - kiedy poza składem ląduje Michał Marcjanik albo Dobrotka, w formacji pilnującej tyłów zawodnicy zaczynają biegać jak kurczak bez głowy, a rywale z dziecinną łatwością dokonują egzekucji. Dodajmy jeszcze po raz kolejny, jak krótką ławkę ma Arka - podczas gdy innym ekipom mecze wygrywają rezerwowi (tak było w przypadku ŁKS-u przed tygodniem, tak było też w przypadku Niecieczy dzisiaj), w Gdyni każde opuszczenie murawy przez piłkarzy pierwszej jedenastki stanowi potężne osłabienie i zapowiada nadejście klęski. Nie będziemy owijać w bawełnę - wygląda to tragicznie, a nadzieję na awans bezpośredni tracą już nawet najwięksi optymiści. Arka jest szósta w tabeli, do czołowej dwójki traci już sześć punktów, a do trzeciego miejsca - cztery. W tym układzie personalnym, z tym sztabem trenerskim, kwestia promocji do Ekstraklasy wydaje się marzeniem ściętej głowy. W ostatnim meczu w 2022 roku żółto-niebiescy zmierzą się z Podbeskidziem Bielsko-Biała, które w tym momencie wyprzedzają o jedno oczko. Będzie to spotkanie rozgrywane awansem z rundy wiosennej. Choć akurat słowo ,,awans" wywołuje obecnie w Gdyni bardzo mieszane odczucia. Pierwszy gwizdek tego starcia w sobotę o 17:30.


Arka Gdynia - KS Nieciecza 1:2

Bramki: Czubak 7' - Karasek 71', Mesanović 80'

Arka: Krzepisz - Tomal, Marcjanik, Dobrotka (65' Ziemann), Stolc - Adamczyk, Milewski (84' Żebrowski), Gol, Aleman (71' Purzycki), Skóra - Czubak.

Nieciecza: Loska - Zawijskyj (81' Kukułowicz), Tekijaski, Biedrzycki, Błachewicz (70' Grabowski) - Radwański, Dombrowskyj, Ambrosiewicz, Poljarus - Śpiewak (70' Karasek), Mesanović (90' Putiwcew).

Sędzia: Karol Arys (Szczecin).

Frekwencja: 3361.