4 kwietnia Arka przegrała u siebie 2:4 z Wigrami w rewanżowym meczu półfinału Pucharu Polski. Ten wynik dał żółto-niebieskim awans do finału, ale jednocześnie była to już czwarta porażka z rzędu, a i sam styl gry pozostawał wiele do życzenia. Radość z awansu została więc nieco zmącona. Dodatkowo w czterech wspomnianych spotkaniach Arkowcy stracili łącznie aż 15 goli, a cztery dni później pięć bramek w ligowym meczu wbiła im jeszcze Pogoń Szczecin. Kto by pomyślał, że niespełna 4 miesiące później Arka będzie miała w gablocie Puchar Polski, Superpuchar, a na koncie zwycięstwo w Lidze Europy po wspaniałym występie? 

Co łączy te wszystkie osiągnięcia? W finale Pucharu Polski zwyciężyć miał Lech, w imię hasła "do trzech razy sztuka". Superpuchar zdobyć miała Legia, która przegrała wcześniejszych pięć decydujących meczów o to trofeum. Jeszcze przed losowaniem par 3. rundy Ligi Europy nie brakowało stwierdzeń, że Arka się ośmieszy, zostanie rozgromiona i lepiej by było gdyby Polskę w tych rozgrywkach reprezentował inny klub. Żółto-niebiescy nie byli faworytami, a za każdym razem zaskakiwali, wchodzili na jeszcze wyższy poziom, co sprawia, że przeżywamy właśnie najlepszy okres w historii klubu. Gdy wydaje się, że szczyt został już osiągnięty, że zespół i tak dokonał fantastycznych rzeczy, ta drużyna kolejny raz zaskakuje.

Mecz w Gdyni miał dramatyczny przebieg. Od czterech goli w osiem minut w pierwszej połowie, do rzutu wolnego dla Arki w doliczonym czasie gry. 14 tysięcy kibiców na stadionie i reszta przed telewizorami czy komputerami przeżyła magiczny wieczór, który zapisze się w pamięci każdego kibica Arki na zawsze. Tym spotkaniem obecna drużyna zbudowała już swoją legendę. Powiedzenie, że odpadnięcie dzisiejszego wieczoru nie będzie wstydem może być traktowane jako minimalizm czy próba asekuracji. Jednak taka jest prawda. Ten zespół dokonał już czegoś spektakularnego, a pozytywny wynik dwumeczu z FC Midtjylland będzie znowu traktowany jako osiągnięcie "niemożliwego". W cudzysłowie, bo czy dla Arki coś takiego istnieje?

W pierwszym spotkaniu żółto-niebiescy pokazali ile znaczy wola walki, ambicja i dążenie do zwycięstwa do samego końca. Za to byli chwaleni po meczu i stawiani za wzór innym polskim klubom. To będzie też klucz do powalczenia o awans w Danii. W pierwszym meczu gołym okiem widać było przewagę fizyczną duńskiego zespołu. W rewanżu piłkarze Arki znowu będą musieli się zmierzyć z rosłymi rywalami i pilnować się zwłaszcza przy stałych fragmentach gry. Leszek Ojrzyński w niedawnym meczu z Wisłą Płock dał odpocząć Krzysztofowi Sobierajowi, Tadeuszowi Sosze, Dawidowi Sołdeckiemu i Marcusowi. Rafał Siemaszko wszedł na to spotkanie z ławki. Spodziewamy się więc, że im sił nie zabraknie. A tacy piłkarze jak Marcin Warcholak czy Patryk Kun biegają ile mogą bez względu na okoliczności i liczbę rozegranych kilka dni wcześniej minut. 

Ostatnia kwestia to miejsce rozgrywania drugiego meczu. MCH Arena to wprawdzie nie Stadion Miejski w Gdyni, ale i tak Arkowcy poczują wsparcie w postaci ok. 1000 kibiców, którzy wybierają się by dopingować najbardziej utytułowany klub Pomorza. Dodatkowej energii z trybun nie powinno im więc zabraknąć. Na pewno na początku obecny będzie stres spowodowany wagą wydarzenia, ale liczymy na to, że Arka szybko włączy swój normalny tryb. Niech 3 sierpnia 2017 zostanie zapamiętany podobnie jak data pierwszego meczu.

Zagraj to jeszcze raz, Arko!


Gwoli formalności przypominamy, że awans do 4. rundy kwalifikacji Ligi Europy da Arce zwycięstwo bądź remis, a także porażka jedną bramką pod warunkiem strzelenia przynajmniej trzech goli (3:4, 4:5 itd.). W przypadku wyniku 3:2 dla gospodarzy będziemy świadkami dogrywki.


3. runda kwalifikacyjna Ligi Europy:
FC Midtjylland - Arka Gdynia
3.08.2017, godz. 20:30

Relacja: live.arkowcy.pl
Transmisja: sport.tvp.pl