Po dwóch wygranych z rzędu Arka zamierzała pójść za ciosem i zgarnąć kolejny komplet punktów. Zwycięstwo nad Zniczem Pruszków dałoby żółto-niebieskim przynajmniej tymczasowy pobyt na podium w tabeli I ligi. Już przed spotkaniem było jednak wiadomo, że triumf nad ekipą z Mazowsza nie będzie tak łatwą sprawą, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Pruszkowianie w tym sezonie jeszcze bowiem nie przegrali - z bilansem dwóch zwycięstw i jednego remisu o punkt wyprzedzali Arkowców. Wojciech Łobodziński zdecydował się zmienić w wyjściowym składzie napastnika - zamiast występującego na tej pozycji w ostatnich dwóch kolejkach Szymona Sobczaka szkoleniowiec postawił na Karola Czubaka. Grzegorz Szoka nie wzbudził szoku składem desygnowanym od pierwszej minuty.
Spotkaniu od początku towarzyszyła angielska aura - piłkarze obu drużyn musieli rywalizować w strugach intensywnie padającego deszczu. W 3. minucie Gaprindaszwili znalazł się w doskonałej sytuacji w polu karnym, ale wykończenie pozostawiało wiele do życzenia i Misztal nie miał problemów z interwencją. Piłkarze Łobodzińskiego od pierwszego gwizdka dążyli do przejęcia kontroli nad meczem, ale z ich rozgrywania futbolówki na połowie Znicza nie wynikało nic konkretnego. Co innego w przypadku ataku gości - w 12. minucie Majewski podał do Nowaka, który pociągnął z piłką kilka metrów, zszedł do środka, a następnie pięknym technicznym uderzeniem przy dalszym słupku pokonał Lenarcika i wyprowadził zespół z Mazowsza na prowadzenie. Na odpowiedź Arkowców nie trzeba było jednak długo czekać - po wznowieniu ze środka boiska futbolówka trafiła pod nogi Marcjanika, środkowy obrońca rzucił długą piłkę w pole karne przyjezdnych, tam Czubak wyśmienicie wygrał wyskok i zgrał głową przed bramkę, a Oliveira wyprzedził Wiecha i znajdując się tuż przed Misztalem oszukał golkipera Znicza, błyskawicznie doprowadzając do remisu. Mogłoby się wydawać, że strzelone w tak krótkim odstępie czasu dwa gole będą zwiastunem kapitalnego widowiska, jednak w dalszych minutach potyczka utknęła w martwym punkcie. Żółto-niebiescy mieli wyraźną przewagę optyczną, gra toczyła się głównie na połowie gości, ale klarownych sytuacji wynikało z tego jak na lekarstwo. Szczęścia próbowali Skóra czy Gaprindaszwili, ale piłka uparcie nie chciała wpaść do siatki pruszkowian. Do przerwy na tablicy wyników widniał remis 1:1.
Druga połowa rozpoczęła się w niezwykle sennym nastroju. Obu drużynom brakowało szybkości, zwrotności i pomysłowości. Z tego letargu Arkę próbował wyrwać Rzuchowski, który w 58. minucie strzelał z dystansu, a piłka minimalnie minęła prawy słupek bramki Misztala. Dziesięć minut później Łobodziński wprowadził na murawę Vitalucciego w miejsce Skóry, a Japończyk znacznie rozhulał gdyńską ofensywę, często biorąc na siebie ciężar rozegrania i odważnie próbując dynamicznych ataków. Po jednej z akcji lewą flanką i wrzutce w szesnastkę Czubak główkował minimalnie obok lewego słupka bramki przyjezdnych. Wciąż brakowało jednak czystych sytuacji dla Arkowców. W międzyczasie stadion głęboko odetchnął z ulgą, kiedy uderzenie głową Nowaka minimalnie minęło lewy słupek bramki Lenarcika. W odpowiedzi kolejny raz strzelał Rzuchowski, ale i tym razem okazała się to próba minimalnie niecelna. Po drugiej stronie boiska Lenarcik udanie interweniował po uderzeniu Ochrończuka. Arka często próbowała akcji lewą stroną, na której brylował Oliveira współpracujący z podłączającym się do ofensywy Gojnym, jednak żółto-niebiescy przeważnie nie decydowali się na dośrodkowania, a próbowali rozklepać defensywę Znicza koronkowymi podaniami, co dawało kompletnie jałowe efekty. Zagrożenie dla bramki Misztala przyszło z drugiej strony, po akcji Gaprindaszwilego, natomiast tu znów zabrakło szczęśliwej finalizacji. Ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów.
Niebo przez niemal całe 90 minut roniło rzewne łzy nad postawą Arki, która biła głową w mur. Żółto-niebiescy cierpieli na anemię, powolność w konstruowaniu akcji ofensywnych, bezsensownie długie przytrzymywanie piłki i nadmiar podań do najbliższego, które w żaden sposób nie przybliżały drużyny do bramki Znicza. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdynianie po prostu nie mieli pomysłu na sforsowanie skonsolidowanego bloku obronnego pruszkowian. W grze podopiecznych Łobodzińskiego nie było widać wypracowanych automatyzmów, a najbardziej rzucający się w oczy schemat stanowiła tendencja do przesadnej koronkowości. W piłce nożnej czasem trzeba pragmatycznie pokusić się o proste rozwiązania, a tych Arka w piątek się obawiała. W efekcie doszło do drugiej głupiej straty punktów w tym sezonie - do porażki w Rzeszowie doszedł remis na własne życzenie ze Zniczem na swoim terenie. Żółto-niebiescy muszą czym prędzej się obudzić, zacząć grać szybciej i przede wszystkim skuteczniej. Następne spotkanie Arkowcy rozegrają w poniedziałek 19 sierpnia o 19:00 - zmierzą się wówczas na wyjeździe z Wisłą Kraków.
Arka Gdynia - Znicz Pruszków 1:1
Bramki: Oliveira 14' - Nowak 12'
Arka: Lenarcik - Navarro, Górecki (78' Hermoso), Marcjanik, Gojny - Gaprindaszwili, Borecki, Rzuchowski (75' Sobczak), Skóra (67' Vitalucci), Oliveira - Czubak (75' Jakubczyk).
Znicz: Misztal - Ochrończuk, Wiech, Koprowski - Sokół, Plewka, Imai (67' Ciepiela), Nowak, Majewski (85' Karol), Moskwik (81' Proczek) - Stanclik (85' Tabara).
Żółte kartki: Gaprindaszwili, Czubak, Hermoso - Wiech.
Sędzia: Patryk Gryckiewicz (Toruń).
Frekwencja: 4997.