Raz się kolejkę zaczyna, raz się kolejkę kończy – panta rhei. W 22. serii gier żółto-niebiescy otwierali ligowy weekend, tydzień później przychodzi im wykonać ostatni akcent w terminarzu tygodnia. Po dwóch z rzędu efektownych zwycięstwach, w których gdynianie strzelili siedem goli i nie stracili ani jednego, podopieczni Hermesa zamierzają pójść za ciosem i zgarnąć kolejny komplet punktów w starciu z jednym z zespołów dolnych rejonów tabeli. O taki rezultat nie będzie jednak łatwo – goście poniedziałkowego pojedynku po zmianie trenera wyglądają coraz lepiej, a w tym sezonie raz już w Gdyni wygrali – 1 września wyeliminowali żółto-niebieskich z Pucharu Polski, mimo, że wtedy także byli skazywani na pożarcie. Tym razem taki scenariusz nie ma prawa się powtórzyć i to nawet biorąc pod uwagę osłabienia kadrowe, z jakimi do najbliższej potyczki przystąpią gdynianie. W poniedziałek o 18:00 Arka zamyka 23. kolejkę I ligi konfrontacją z Górnikiem Łęczna na Stadionie Miejskim.
W zapowiedzi sierpniowego wyjazdowego meczu żółto-niebieskich z tym przeciwnikiem wspominaliśmy o sporych ubytkach kadrowych oraz rewolucji w składzie, jaka dokonała się po spadku z Ekstraklasy, i napisaliśmy ,,słowem, mamy do czynienia z typowym procesem budowy drużyny, która może za jakiś czas zrobić duży postęp, ale niewykluczona jest też jej walka o utrzymanie do ostatniego spotkania”. Czas jest najlepszym weryfikatorem każdej teorii. Na dziś, choć łęcznianie w drugiej części rundy jesiennej dawali symptomy całkiem niezłej gry w piłkę, to bliżej im jednak do realizowania scenariusza długiego i mozolnego boju o ligowy byt. Zwłaszcza, że w międzyczasie na tym placu budowy zmienił się kierownik robót – ale o tym za chwilę. Górnik zimował na 13. miejscu w tabeli, a w okienku transferowym postawił na stabilizację – sprowadził tylko jednego zawodnika do podstawowego składu: mowa tu o 25-letnim skrzydłowym Miłoszu Kozaku, który ostatnio był związany ze słowackim Spartakiem Trnava. Marcin Prasoł zamierzał oprzeć funkcjonowanie swojej drużyny na wypracowaniu powtarzalnych schematów poprzez grę w sprawdzonym zestawieniu. Tyle, że kilka tygodni później Prasoła już na Lubelszczyźnie nie ma. Katastrofalna postawa zielono-czarnych na wyjazdach (porażki 0:3 z Sandecją i 0:1 z Resovią) spowodowały, że działaczom z al. Jana Pawła II skończyła się cierpliwość. Nie pomogło przedzielające te wpadki zwycięstwo u siebie ze Stalą Rzeszów 1:0, głowa trenera poleciała jak u Jana Chrzciciela. Na jego miejsce ściągnięto dobrze znanego w Gdyni Ireneusza Mamrota, który ostatnio nie osiągał wielkich sukcesów w swojej karierze szkoleniowej, natomiast na Lubelszczyźnie zaufano w jego intuicję i charakter. I trzeba przyznać, że pierwsze podrygi 52-latka w Łęcznej wyglądają obiecująco. Choć Mamrot jest trenerem, który główny akcent w swojej pracy kładzie na przygotowanie taktyczne, więc na skonstruowanie autorskiego projektu potrzebuje dużo czasu, to potrafił też wnieść efekt nowej miotły i poprowadzić swoich podopiecznych do wyjazdowego zwycięstwa z Pogonią Siedlce 1:0 i awansu do półfinału Pucharu Polski. W tych rozgrywkach po wyeliminowaniu Arki łęcznianie odprawiali z kwitkiem także Koronę Kielce i Piasta Gliwice, a po ograniu siedleckiego II-ligowca znajdują się już w najlepszej czwórce Pucharu Tysiąca Drużyn. Nieźle wyglądał też ich mecz ligowy z Ruchem zakończony remisem 1:1. Widać, że w zespole coś drgnęło. W tym momencie ekipa z Lubelszczyzny nadal plasuje się na 13. lokacie w tabeli, ale prawdziwym krzyżem są dla niej spotkania w delegacji. Górnik stanowi typową drużynę własnego boiska – przy al. Jana Pawła II zdobył aż 17 z 23 wszystkich wywalczonych w tej kampanii punktów. Na obcym terenie wygrał tylko raz – żeby było zabawniej, miało to miejsce na stadionie Wisły Kraków, gdzie podopieczni wówczas Marcina Prasoła zwyciężyli 2:1. Niech to jednak nie zwiedzie Arkowców – wszyscy pamiętamy przebieg pucharowej potyczki, w której żółto-niebiescy mieli wyraźną przewagę, ale Maciej Gostomski wybronił przyjezdnym bezbramkowy remis, a następnie stał się bohaterem rzutów karnych. Te wydarzenia pokazują, że poniedziałkowa konfrontacja nie będzie dla piłkarzy Hermesa spacerkiem. 34-letni Gostomski znów wybiegnie na murawę na Stadionie Miejskim i oby nie stał się dla żółto-niebieskich prawdziwym koszmarem. Przed doświadczonym golkiperem pokaże się linia obrony złożona z dobrze pamiętanego nad morzem Damiana Zbozienia, Jonathana de Amo, Souleymane Cisse i Daniela Dziwniela. Na ,,szóstce” w poniedziałek pojawi się Szymon Lewkot, nieco wyżej Mamrot ustawi Egzona Kryeziu, a za kreowanie niebezpieczeństwa pod bramką Daniela Kajzera odpowiedzialny będzie kwartet Miłosz Kozak – Dawid Tkacz – Serhij Krykun – Karol Podliński. Zwracamy uwagę na wymienność pozycji w strefach ofensywnych łęcznian – szczególnie dotyczy to operowania pomiędzy prawym skrzydłowym Kozakiem a ,,dziesiątką” w osobie 18-letniego Tkacza. Największym atutem gości poniedziałkowej rywalizacji jest funkcjonowanie skrzydeł, zwłaszcza lewej strony boiska – Krykun strzelił już w tym sezonie 6 goli, a Dziwniel zapisał na swoim koncie 4 asysty. Z kolei Zbozień wciąż jest wykorzystywany do dalekich wrzutów z autu na wysokości pola karnego rywala. Do tego należy podkreślić obecność w składzie kilku bardzo wysokich zawodników, co przekłada się na generowanie niebezpieczeństwa przy stałych fragmentach gry. Piętą achillesową zespołu jest za to skuteczność – łęcznianom często zdarza się marnować stuprocentowe sytuacje. Gdzie może leżeć najwyraźniejsze zagrożenie dla Arkowców w poniedziałkowy wieczór? Liderem zespołu z Lubelszczyzny jest Krykun, a naprzeciwko Ukraińca wybiegnie jeden z gdyńskich prawych obrońców (Jerzy Tomal, Bartosz Rymaniak lub Przemysław Stolc), czyli najbardziej newralgiczne ogniwo w żółto-niebieskim łańcuchu defensywnym. Szczególną uwagę trzeba będzie przykuć do pilnowania lewoskrzydłowego Górnika.
Oby to się gdynianom udało, bo ofensywa pod skrzydłami Hermesa działa na wiosnę, jak należy. W czterech meczach Arkowcy strzelili dziesięć goli, co przełożyło się na dziewięć punktów. Można więc mówić o udanym starcie rundy wiosennej, ale absolutnie nie wolno spocząć na laurach – zwłaszcza, że terminarz sprzyja żółto-niebieskim, więc trzeba wycisnąć z niego tyle, ile się da. Przed tygodniem Arka odczarowała własny stadion i zanotowała trzecie domowe zwycięstwo w rozgrywkach. W poniedziałek musi nastąpić czwarta wygrana. Oczywiście, pojawiają się pewne wątpliwości co do dyspozycji zespołu pod nieobecność pauzującego za kartki Karola Czubaka, jednak trener gdynian ma kilka opcji na zastąpienie najlepszego snajpera w lidze. Prawdopodobnie na szpicy zobaczymy w poniedziałek Luana Capanniego, którego warunki fizyczne są najbardziej zbliżone do tych, którymi dysponuje ,,Czubi”. W takim wariancie na pozycji numer dziesięć znów pojawi się Hubert Adamczyk, który przeciwko Resovii dał dobrą zmianę. Alternatywne scenariusze stanowi umieszczenie w napadzie Mateusza Żebrowskiego, Omrana Haydary’ego lub Kacpra Skóry. Ten ostatni wciąż pozostaje zagrożony pauzą za kartki – podobnie, jak Janusz Gol i Adrian Purzycki. Do pełni sił po mniejszych lub większych urazach wracają Dawid Gojny, Bartosz Rymaniak, Przemysław Stolc i Michał Marcjanik, ale nie wiadomo, ilu z nich będzie do dyspozycji brazylijskiego szkoleniowca w poniedziałkowy wieczór. Historia spotkań przemawia za Górnikiem, który wygrywał siedmiokrotnie przy pięciu triumfach Arki. W Gdyni jednak to żółto-niebiescy mogą pochwalić się lepszymi statystykami – nad morzem zanotowali cztery zwycięstwa nad łęcznianami, którzy Trójmiasto z kompletem punktów opuszczali dwa razy. Mamy nadzieję, że te liczby będą niebawem wyglądały jeszcze solidniej dla Arkowców. Kluczową rolę powinien odegrać Janusz Gol, który w wyjazdowej potyczce pomiędzy obiema drużynami zagrał świetny mecz, skończył z asystą i sporym wkładem w drugą bramkę, czym wyraźnie pognębił swój były zespół. Drugim z piłkarzy, którzy mają w CV przeszłość spędzoną na Lubelszczyźnie, jest Bartosz Rymaniak.
Wierzymy, że żółto-niebiescy kolejnymi trzema punktami hucznie uświetnią Dzień Jedności Kaszubów, który wypada na 19 marca, ale przez Arkowców będzie obchodzony już w poniedziałkowej konfrontacji z łęcznianami. Piłkarze wybiegną na boisko w okolicznościowych koszulkach z kaszubskim haftem i skaszubszczonymi nazwiskami, a na kibiców na Stadionie Miejskim będą czekały kolejne atrakcje związane z regionem. Zachęcamy do zakupu limitowanej edycji trykotów, ale przede wszystkim do tłumnego przybywania w poniedziałkowy wieczór na stadion przy ul. Olimpijskiej i poniesienia podopiecznych Hermesa do następnego zwycięstwa przed własną publicznością. Ten mecz trzeba wygrać w sposób pewny, niezagrożony i niepodlegający dyskusji, bez jakiegokolwiek mamrotania, nie dając też okazji do udowadniania czegokolwiek szkoleniowcowi przyjezdnych. Z trenerem Mamrotem mamy związanych kilka przyjemnych wspomnień i życzymy mu jak najlepiej, natomiast na boisku nie ma miejsca na sentymenty, trzeba robić swoje. Oby gdynianom udał się rewanż za Puchar Polski. Nasz święty klub, MZKS, będziemy przy nim aż po życia kres!