4. kolejkę I ligi otwiera starcie drużyn, których liczby po trzech seriach gier wyglądają na idealnie zbilansowane. Gospodarze legitymują się bilansem 1-1-1, w bramkach 1:1, z kolei goście lubią pójść na kompromis – dotąd trzykrotnie remisowali. W piątek nie będzie im łatwo o kolejne znalezienie konsensusu, bo gdyński tygrys jest podrażniony po jawnym oszukaniu go przed tygodniem w Krakowie. Żółto-niebiescy muszą teraz przekuć frustrację wywołaną skandalicznymi decyzjami Jarosława Przybyła w sportową wściekłość, która pomoże im rozsadzić kolejnych przeciwników. Trzeba ją połączyć z boiskową energią, bo najbliższy rywal piłkarzy Ryszarda Tarasiewicza stanowi zgraną ekipę, która z pewnością tanio skóry nie sprzeda. W piątek o 18:00 Arka podejmuje na Stadionie Miejskim Sandecję Nowy Sącz.
Nowosądeczanie nie wyglądają już na papierze na tak silny zespół, jaki poważnie namieszał w I lidze przez ostatnie trzy rundy. Przed poprzednim sezonem piłkarze z ul. Kilińskiego celowali w pierwszą szóstkę, jednak tym razem ich potencjał wskazuje bardziej na środek tabeli aniżeli na możliwość podjęcia rywalizacji o najwyższe laury. Z klubu odeszli latem zawodnicy, którzy wywierali mniejszy lub większy wpływ na grę ,,Sączersów”: Sebastian Rudol, Kornel Osyra, Rafał Kobryń, Gershon Koffie, Robert Janicki, Błażej Szczepanek, Swietosław Dikow czy autor 9 goli w rundzie wiosennej Łukasz Zjawiński. W ich miejsce w Małopolsce zameldowało się trzech graczy, którzy z miejsca wskoczyli do podstawowego składu: Ivan Nekić z Interu Zapresić, Giorgi Merebaszwili z Podbeskidzia Bielsko-Biała (szkoda, że tutaj już się nie rymuje) i Jakub Wróbel z Resovii Rzeszów. Spore nadzieje były wiązane też z 19-letnim prawym obrońcą Jakubem Iskrą wykupionym z włoskiego SPAL 2013, ale młody piłkarz podczas konfrontacji z Resovią w ubiegły weekend został skasowany przez Bartosza Kwietnia (skąd my to znamy?) i czeka go przerwa wywołana kontuzją. Jeszcze w tym tygodniu działacze ,,polskich bianconerrich” łatali dziury w kadrze drużyny, kontraktując ,,na szybkensa” Sylwestra Lusiusza z Cracovii i Macieja Masa ze Skry Częstochowa. Sandecja przed rozpoczęciem rozgrywek przebywała na obozie przygotowawczym w Sanoku. W minionym sezonie silną stroną tej drużyny była defensywa i wygląda na to, że podopieczni Dariusza Dudka wciąż dają radę w tym aspekcie piłkarskiego abecadła – w pierwszych trzech meczach bieżącej kampanii stracili tylko jedną bramkę. Nic zresztą dziwnego – w łańcuchu obronnym zmieniło się latem tylko jedno ogniwo: pojawił się w nim Nekić. Oprócz Chorwata tę formację tworzą Łukasz Kosakiewicz, Dawid Szufryn i Kamil Słaby, a dostępu do bramki nadal strzeże Dawid Pietrzkiewicz. Na ,,szóstce” wybiegnie w piątek Michał Walski, ale jego kompana w środku pola nie sposób przewidzieć – dotychczas w tę rolę wchodzili już Maissa Fall, Bartłomiej Kasprzak czy zaledwie 16-letni Igor Maślanka (który zresztą zdążył już udowodnić, że potrafi zagrać świetną piłkę do przodu), a w drugich połowach tych zawodników luzował Tomasz Nawotka. O ile destrukcja w teamie Dudka funkcjonuje bez zastrzeżeń, o tyle do ataku można się już przyczepić – tak jak nowosądeczanie stracili tylko jednego gola, tak też zaledwie jednego strzelili. Brakuje im ruchu pod bramką przeciwnika, ale to w zasadzie nie powinno specjalnie dziwić, skoro poza 20-letnim Patrykiem Kapicą, który w piątek obsadzi prawe skrzydło, w przedniej formacji biegają 35-letni Merebaszwili i Damian Chmiel, a na szpicy znajduje się Wróbel, który co prawda ma ,,tylko” 29 lat, ale jego dotychczasowa kariera piłkarska nie spowodowała, że do Rzeszowa, Mielca czy Niecieczy przyjeżdżali skauci Barcelony, Chelsea i Juventusu. Sandecja do tej pory remisowała bezbramkowo z Wisłą Kraków i Resovią oraz podzieliła się punktami po wyniku 1:1 z Górnikiem Łęczna. Pierwszych sześć pojedynków ,,Sączersi” rozgrywają w delegacji, bo przy Kilińskiego trwa budowa nowego stadionu. Oczywiście ta kwestia nie ułatwia codziennego funkcjonowania zawodnikom Dudka, ale nikt nie powiedział, że w życiu będzie łatwo. Dobrze, skoro pojawił się u nas taki truizm, to znak, że należy kończyć opowieść o ekipie z malowniczej Małopolski.
Arkowcy natomiast po meczu z Wisłą Kraków mają prawo czuć wściekłość wynikającą z bezradności. Na własnej skórze przekonali się bowiem, jak trudno jest wygrać z sędziowską mafią spod znaku PZPN. Sędzia Przybył w białych rękawiczkach wypaczył wynik spotkania z jednym z bezpośrednich konkurentów w walce o awans do Ekstraklasy, na co w pomeczowym wywiadzie zwrócił uwagę Janusz Gol. Środkowy pomocnik nie gryzł się w język, ale zupełnie nie dziwimy się frustracji – zwłaszcza, że akurat on rozegrał w sobotę niezły mecz i szkoda, że ten wysiłek poszedł na marne. Cieszy natomiast fakt, że forma 36-latka zwyżkuje z tygodnia na tydzień. W starciu z Sandecją doświadczenie po stronie gdynian będzie nieocenione, bo również goście dysponują w składzie ligowymi wyjadaczami, więc stykowe sytuacje będzie wygrywał ten, kto bardziej przycwaniakuje. Potyczką z ,,Sączersami” żółto-niebiescy rozpoczynają serię trzech pojedynków w dziewięć dni – kolejne konfrontacje przyjdzie im stoczyć już w środę w Rzeszowie i w następną niedzielę w Łęcznej. Mamy nadzieję, że nikomu w klubie nie przyjdzie do głowy, żeby pomiędzy meczami na południu Polski telepać się z powrotem do Gdyni zamiast zorganizować małe zgrupowanie, bo byłoby to bez sensu. W tym momencie najważniejsze jest jednak spotkanie z nowosądeczanami, które może okazać się mocno ,,ciasne”. Należy spodziewać się dużej dawki walki w środku pola i wzajemnych przepychanek. Za czerwoną kartkę z Krakowa pauzuje Christian Aleman, kontuzjowany jest Kacper Skóra. Sandecja jeszcze nigdy nie wygrała w Gdyni, a w ośmiu dotychczas rozegranych nad morzem konfrontacjach Arka zwyciężała aż sześć razy. W poprzednim starciu obu drużyn ekipa Tarasiewicza triumfowała 2:1, a na trybunach znalazło się ponad 10 tysięcy kibiców. Oczywiście ta liczba została spowodowana możliwością wywalczenia przez zespół awansu i pomeczowej fety na ulicach Gdyni, więc w dzisiejszych okolicznościach będzie prawdopodobnie o połowę mniejsza, ale niech każdy, kto pojawi się w piątek na Stadionie Miejskim, da z siebie wszystko w dopingu. Po trzech kolejkach gdynianie plasują się na 12. pozycji w tabeli. Bierzemy poprawkę na fakt, że to wciąż początek sezonu, jednak chcąc walczyć o wysokie laury, trzeba inkasować komplet oczek całymi seriami. Liczymy, że taką passę uda się zapoczątkować w zderzeniu z ,,polskimi bianconerri”.
Nie można rozpocząć weekendu lepiej niż od trzech punktów wywalczonych przez Arkę. Żółto-niebiescy muszą taką zdobycz wysączyć za wszelką cenę. Przy zrealizowaniu się korzystnego scenariusza gdynianie będą mogli przez kolejne dni spokojnie obserwować wyniki pozostałych meczów, a kibice – świętować triumf w sprzyjających okolicznościach ciepłego lata. Prognozujemy jednak trudne zawody, w których decydujące mogą okazać się detale – takie, jak wsparcie publiczności. Ponieśmy Arkowców do zwycięstwa głośnym dopingiem. Nasz święty klub, MZKS, będziemy przy nim aż po życia kres!