Takie mecze trzeba wygrywać bez mrugnięcia okiem. Nie może być cienia zawahania. Nawet jeśli nad szumnymi zapowiedziami żółto-niebieskich dotyczącymi gry o najwyższe cele w I lidze wskutek ich ostatnich występów zgromadziły się ciemne chmury, to wciąż takie spotkania, jak sobotnia potyczka przy ul. Kresowej, powinny być dla nich formalnością do odklepania. Jednak by sięgnąć po pełną pulę, nie wystarczy wybiec na murawę z mentalnym nastawieniem na łatwe zwycięstwo bez wielkiego nakładu sił. Nie, wprost przeciwnie – trzeba będzie zasuwać po całej długości boiska od pierwszej do ostatniej minuty. Ale warto, bo potencjalną nagrodę dla podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza stanowi powrót do czołowej szóstki tabeli. W sobotę o 12:40 na Stadionie Ludowym Arka gra z Zagłębiem Sosnowiec.
Gospodarze tej rywalizacji przed sezonem z pewnością mieli większe aspiracje niż kolejna desperacka walka o utrzymanie na zapleczu Ekstraklasy, ale życie nie jest usłane różami. A nawet gdyby było, można byłoby nadziać się na kolce. Po rundzie jesiennej Zagłębie znajduje się w strefie spadkowej, a jego gra nawet pod względem wizualnym zupełnie nie predysponuje zespołu Artura Skowronka do transformacji chociażby w ligowego średniaka. W przypadku sosnowiczan zapowiada się na powtórkę z poprzednich rozgrywek i szarpania się o ligowy byt niemal do końca kampanii. Tym razem będzie jednak o tyle trudniej, że degradacji doświadczą trzy kluby, a nie – jak było przed rokiem – jeden. Czerwono-zielono-biali przez całą rundę wygrali dwa mecze. Dwa. Przez pół roku. Do tego pierwsze z tych spotkań to rywalizacja z Górnikiem Polkowice, który zwyciężył tylko raz (zgadnijcie z kim), a drugi triumf (z ŁKS-em) miał miejsce 50 dni temu. Rozpoczynający sezon w roli szkoleniowca Zagłębia Kazimierz Moskal próbował grać z tą drużyną ofensywnie, w systemie 4-3-3, ale w połowie września trenera zastąpił Artur Skowronek, który już tak odważny nie jest. Były sternik Pogoni czy Wisły Kraków przeszedł na 3-4-2-1, które jest ustawieniem trudnym do opanowania. Do tego 39-letni szkoleniowiec często rotuje strategią w zależności od wydarzeń boiskowych. Wydaje się, że zespół walczący o utrzymanie od trenera strażaka powinien otrzymać inny impuls niż taktyczne zawiłości, w Sosnowcu lepiej byłoby chyba szukać środka o szybszym działaniu, ale Skowronek już w poprzednich klubach przyzwyczaił do tego, że twardo obstaje przy swoim – nawet jeżeli te decyzje są w sposób oczywisty chybione. Tydzień temu sosnowiczanie nie grali, ich konfrontacja z Chrobrym została przełożona z powodu powołań piłkarzy obu klubów do kadr narodowych. To akurat może wyjść im na dobre, bo mieli nieco więcej czasu na spokojne treningi. W ich przypadku jest to o tyle ważny aspekt, że do tej pory niespecjalnie było widać na boisku wypracowanie przez nich jakichkolwiek schematów. Zagłębie dysponuje trzecią najgorszą ofensywą w stawce (strzeliło tylko 16 goli), jeszcze nie wygrało meczu na własnym boisku (na Stadionie Ludowym legitymuje się bilansem 3 remisów i 4 porażek). Aż 7 spośród wspomnianych 16 bramek zdobył dla sosnowiczan Szymon Sobczak, który stanowi największe zagrożenie ataku czerwono-zielono-białych. Snajpera w przedniej formacji wspomagają podwieszeni za jego plecami Szymon Pawłowski i były piłkarz Arki Maksymilian Banaszewski, a na wahadłach w sobotę należy spodziewać się Kacpra Smolenia (który w ostatnich tygodniach wygryzł ze składu Dawida Ryndaka) i Dawida Gojnego. Środek pola utworzą natomiast Joao Oliveira i pełniący funkcję kapitana zespołu wychowanek żółto-niebieskich Maciej Ambrosiewicz – ten ostatni zastąpi pauzującego za kartki Wojciecha Szumilasa. W defensywie ekipy Skowronka należy spodziewać się Wojciecha Kamińskiego, Dominika Jończego i Lukasa Duriski (albo Vedrana Dalicia, bo Chorwat pojawił się w miejsce Słowaka w optymalnej jedenastce Zagłębia w rozgrywanym zamiast meczu z Chrobrym sparingu z GKS-em Tychy). Dostępu do bramki drużyny z ul. Kresowej strzeże 39-letni Matko Perdijić. Pewną nadzieję na lepsze jutro może dać kibicom z Sosnowca objęcie funkcji wiceprezesa klubu przez Arkadiusza Aleksandra, który robił świetną robotę w gabinetach Sandecji Nowy Sącz, ale na efekty jego pracy pewnie będzie trzeba poczekać do zimowego okienka transferowego. Na razie gospodarze sobotniej potyczki dysponują kadrą złożoną z ligowych wyrobników, którzy jednak nie potrafią funkcjonować ze sobą na boisku na miarę oczekiwań. Powiedzmy sobie szczerze – Arka powinna ich w tym spotkaniu łatwo ogolić.
,,Powinna”, bo w przypadku żółto-niebieskich też nie ma nic pewnego. Mogliśmy się o tym przekonać w poprzednią niedzielę, kiedy gdynianie w beznadziejnym stylu polegli w starciu z Sandecją, nie mając w zasadzie żadnych argumentów po swojej stronie. Chcielibyśmy napisać, że taki występ nie ma prawa się już powtórzyć, ale w zasadzie ten scenariusz w Niepołomicach powielił się już któryś raz – wystarczy wspomnieć Polkowice, spotkanie ze Skrą czy Legnicę. Zresztą remis z Zagłębiem na inaugurację sezonu też wpisuje się w obraz Arki bezradnej – tym bardziej trzeba się teraz zmobilizować, zrehabilitować za pojedynek 1. kolejki i wygrać przekonująco, bez cienia wahania. Do składu drużyny Tarasiewicza wróci Martin Dobrotka, który w niedzielę pauzował za kartki. Tym razem taka karencja czeka jednak Arkadiusza Kasperkiewicza. W obliczu zaistniałej sytuacji prawdopodobnie flankę w obronie zmieni Fabian Hiszpański, który z lewej strony przesunie się na prawą, a na lewy bok wróci Luis Valcarce. Ostatni mecz Arki w Sosnowcu, rozgrywany na cztery dni przed finałem Pucharu Polski, był prawdziwym thrillerem. Gdynianie przegrywali już 0:2, za sprawą Adama Dei zdobyli bramkę kontaktową, przy stanie 1:2 Daniel Kajzer wyciągnął rzut karny i dobitkę w wykonaniu Patrika Misaka, w drugiej połowie wyrównał Michał Marcjanik, a Deja urządził sobie na Stadionie Ludowym imprezę i rzucił Zagłębie na kolana golem z połowy boiska, zapewniając żółto-niebieskim trzy punkty. Tym razem główny aktor tamtej konfrontacji przegrywa rywalizację o podstawową jedenastkę z Sebastianem Milewskim i Michałem Bednarskim, za to ten ostatni znajduje się w dobrej formie – podobnie jak inny z młodych Arkowców, Mateusz Stępień. Tarasiewicz powinien często korzystać z tych rozwiązań w ofensywie. Sobotnia rywalizacja może mieć też szczególne znaczenie dla Milewskiego, który w Sosnowcu spędził 2,5 roku i to właśnie tu został dostrzeżony przez działaczy Piasta Gliwice. ,,Miles” ma więc pozytywne skojarzenia z ul. Kresową i oby po najbliższym meczu posiadał je dalej – tyle, że już z drugiej strony barykady. Po starciu z Sandecją Arka wypadła z czołowej szóstki i musi teraz walczyć, by do strefy barażowej wrócić. W sobotę nie może jej interesować żaden remis, celem muszą być wyłącznie trzy punkty.
Porażka w Niepołomicach – zresztą w tym samym stopniu, co każda z poprzednich poniesionych w tym sezonie – ma swoje konsekwencje. Arka traci do strefy bezpośredniego awansu (na którą patrzymy teraz jedynie kątem oka) osiem punktów, wypadła z czołowej szóstki gwarantującej udział w barażach. Skomplikowała sobie sytuację w podobnym stopniu, co reprezentacja Polski meczem z Węgrami. To już moment na nadanie sygnału SOS stanowiącego wezwanie o pomoc. Tyle, że w SOSnowcu to żółto-niebiescy muszą sobie pomóc sami. Oczekujemy pewnego zwycięstwa, które ponownie skieruje podopiecznych Tarasiewicza na właściwe tory. Naprzód, Arkowcy, ambicja dzisiaj wam każe grać na całego i walczyć do upadłego!