Na takie mecze czeka się tygodniami. To jeden z tych pojedynków, które kibice zaznaczają czerwonym flamastrem w terminarzu. Jeden z tych, które przy wcześniejszych kolejkach pojawiają się w tle wszelkich rozważań, wyliczeń i tabelek. Starcie dwóch wielkich firm I ligi, w którym nikt nie zamierza odstawiać nogi. Na horyzoncie przed sobotnimi rywalami los położył awans do Ekstraklasy. Bój między nimi będzie się toczył o to, kto będzie na ten cel spoglądał z wysokiego klifu, a kto będzie musiał na jakiś czas pójść do lasu po drewno na ognisko, by znów dostrzec światło. W sobotę o 12:40 w szlagierze 8. kolejki I ligi Arka podejmuje w Gdyni Łódzki Klub Sportowy.
Spośród dwójki spadkowiczów z Ekstraklasy najbliższy przeciwnik żółto-niebieskich stanowi ten klub, który w swojej kadrze na nowy sezon zachował większą stabilizację. I choć huk degradacji ,,rodowitych” było słychać prawdopodobnie w sąsiednich województwach, to nie licząc Jana Grzesika (który znalazł nowe miejsce do zarabiania na chleb w Poznaniu w barwach Warty) oraz Adama Ratajczyka (talent 18-letniego skrzydłowego będzie dojrzewał w Zagłębiu Lubin), szkielet drużyny wciąż prezentuje swoje umiejętności przy al. Unii Lubelskiej, a nie w innych miejscach świata. W Łodzi pozostał również Wojciech Stawowy, który wciąż próbuje zaszczepić w swoich podopiecznych miłość do tiki-taki. I trzeba przyznać, że wiara byłego szkoleniowca Arki w techniczny futbol przynosi w tym sezonie namacalne efekty. Łódzki walec jak na razie ciśnie I ligę z bilansem 7-0-0, w bramkach 20:4, generalnie czilera i utopia. Ale czy aby na pewno? Warto rzucić okiem na to, z jakimi rywalami grał do tej pory ŁKS: Odra, Widzew, Stomil, Zagłębie Sosnowiec, Sandecja, Bełchatów, Resovia. Jeśli wyjmiemy z tego zestawienia opolan, otrzymamy obraz sześciu spośród siedmiu ostatnich miejsc w tabeli. Dlatego mecz z Arką będzie dla podopiecznych Stawowego tak naprawdę pierwszą poważną weryfikacją w tym sezonie. I wcale nie jest powiedziane, że pójdzie im tak lekko, łatwo i przyjemnie, jak w dotychczasowych spotkaniach. Zresztą już przed tygodniem ,,rycerze wiosny” zagrali bardzo przeciętny mecz przeciwko Resovii, a zwycięstwo 2:1 zawdzięczają głównie szczęściu (i trochę sędziemu Grzegorzowi Kawałce). W omawianym pojedynku nie wystąpili Arkadiusz Malarz i Pirulo. Absencja pierwszego spowodowana była koniecznością gry młodzieżowca, drobnym urazem Piotra Gryszkiewicza i decyzją Stawowego o desygnowaniu od pierwszej minuty Dawida Arndta. Z kolei nieobecność Hiszpana została wywołana przez odczuwanie przez niego skutków trudnej fizycznie rywalizacji z GKS-em Bełchatów. Obaj prawdopodobnie będą gotowi na sobotę. Łodzianie będą więc mogli spokojnie wrócić do swojego grania, opartego na krótkich podaniach, dokładności, technice, szybkości i zwinności. Jeśli wraz z początkiem października wróciła moda na noszenie ,,zwiewnych płaszczy”, to tak właśnie można określić funkcjonowanie ŁKS-u – jego podstawą jest lekkość i luz. Wśród kluczowych nazwisk trzeba wymienić Pirulo i Łukasza Sekulskiego, którzy razem strzelili w tym sezonie już 11 goli. Ważna jest rola Maksymiliana Rozwandowicza na ,,szóstce” oraz mniejszości hiszpańskiej województwa łódzkiego – oprócz Pirulo kopnąć piłkę potrafią też Antonio Dominguez czy Samu Corral. Ale myśląc o korzystnym wyniku, Arkowcy powinni w sobotę wyeliminować przede wszystkim Michała Trąbkę i warto się nim zająć jeszcze przed dobraniem się do skóry napastnikom. 23-letni ofensywny pomocnik w tych rozgrywkach rządzi i dzieli w środku pola, decyduje o lokalizacji każdej piłki granej do przodu, umiejętnie rozdziela podania, potrafi przerzucić i strzelić. Jeśli uda się zneutralizować mózg łódzkiego zespołu, będzie to duży krok w kierunku trzech punktów. Gdzie jeszcze szukać swoich szans? Wydaje się, że linia obrony Maciej Wolski – Maciej Dąbrowski – Jan Sobociński – Adrian Klimczak musi być bardzo zgrana, wszak grała ze sobą kawał czasu jeszcze w Ekstraklasie. Pozory mylą – defensywa ŁKS-u w zasadzie w każdym meczu popełnia kardynalne błędy i tylko nieskuteczności swoich dotychczasowych rywali zawdzięcza pozytywne recenzje.
I tu jest pies pogrzebany, bo podstawowy problem Arkowców w ostatnich meczach stanowi właśnie… skuteczność. Mamy nadzieję, że Juliusz Letniowski, który ze względu na kartki nie pojechał z zespołem do Opola, w tym czasie już rozpisywał sobie schematy gry ŁKS-u i analizował je dogłębnie przy niedzielnej popołudniowej kawusi. Bo jest potrzebny. Zarówno po to, by samemu zrobić różnicę, jak i po to, by Ireneusz Mamrot mógł umieścić Mateusza Młyńskiego w jego naturalnym otoczeniu, mianowicie przy linii bocznej boiska. To zwiększy siłę ofensywnego operowania Arki, ale by w sobotnie rano południe wygrać mecz, trzeba będzie przede wszystkim grać dużo szybciej i intensywniej, z większą ilością ruchu, niż w ostatnich kolejkach, w których w poczynania gdynian wkradł się marazm. Pozycja, z której Arkowcy przystępują do rywalizacji w hicie kolejki, również będzie dla nich specyficzna – tym razem to nie oni są faworytem. Do Gdyni przyjeżdża lider tabeli i by utrzymywać wysokie tempo głównych faworytów do awansu, trzeba tego lidera obić. Walka będzie się więc toczyć o kontakt ze ścisłą czołówką. ŁKS nigdy nie wygrał w Gdyni. Spośród 16 meczów nad morzem Arka wygrała aż 11, więc historia spotkań uprawnia kibiców żółto-niebieskich do optymizmu. Z drugiej strony pamiętamy bramkę Ricardo Guimy na 1:1 w ostatniej minucie starcia w Gdyni w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu, która poważnie nadwątliła morale Arkowców w boju o utrzymanie. Może warto wziąć tę sytuację teraz na tapetę i z tym większą energetycznością wejść w sobotnie zawody.
Przed piłkarzami Mamrota bardzo trudna robota do wykonania, ale wszyscy wierzymy, że poradzą sobie z tym zadaniem i odpychając się na Łodzi, popłyną w górę tabeli. Trzeba odzyskać czystą radość z gry w piłkę i fantazję, która była wyraźnie zauważalna na początku sezonu. Iga Świątek, która w czwartek awansowała do wielkiego finału tenisowego French Open, rok temu grała na kortach Arki przy ul. Ejsmonda. Wyraźnie widać więc, jakie sukcesy można osiągać, jeśli chodzi się na Arkę. Dlatego tym bardziej zapraszamy wszystkich na mecz w sobotę. Start o 12:40. Bierzmy ze sobą barwy i ponieśmy piłkarzy głośnym dopingiem do zwycięstwa. Arkowcy gooooool!