3 listopada 2017 r. Daniel Stefański nie odgwizduje ewidentnego rzutu karnego dla Arki po faulu Joao Nunesa na Patryku Kunie, nie wyrzuca też z boiska Błażeja Augustyna, kiedy ten z premedytacją kopie piłkę w twarz skrzydłowego żółto-niebieskich. Arka przegrywa w Gdyni z Lechią 0:1.
27 października 2018 r. W 90. minucie meczu w Gdańsku Jakub Arak opiera się na ramieniu Karola Danielaka, zgrywa piłkę głową do Flavio Paixao, a ten strzela gola na 2:1 dla gospodarzy. Gwizdek Bartosza Frankowskiego milczy. Nie był to ewidentny faul napastnika Lechii, kwestia interpretacji - nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja wzbudziła pewne wątpliwości.
20 października 2019 r. Arka goni wynik od stanu 0:2, po trafieniu Michała Nalepy łapie kontakt. Chwilę później Dawit Schirtladze pakuje piłkę do bramki Kuciaka, ale Tomasz Kwiatkowski po konsultacji z VAR anuluje bramkę. Na jakiej podstawie - to do dzisiaj pozostaje tajemnicą poliszynela. Ostatecznie Marko Vejinović doprowadza do remisu strzałem sprzed pola karnego, ale Arka zamiast trzech punktów, inkasuje jeden.
31 maja 2020 r. W doliczonym czasie gry Frederik Helstrup czyściutko wybija piłkę spod nóg Michała Nalepy II we własnym polu karnym. Tymczasem Szymon Marciniak w przypływie szaleństwa wskazuje na jedenasty metr od bramki Steinborsa, a rzut karny skutecznie egzekwuje Paixao i Lechia znów zgarnia komplet punktów w derbach Trójmiasta. Fakt, że sędzia z Płocka ma zwidy, jeszcze nie świadczy o nim tak źle - każdemu z nas zdarza się popełniać błędy. Cała sprawa rozbija się o to, czy czynimy to z premedytacją i czy robimy wszystko, by tych pomyłek uniknąć. Arbiter niedzielnych zawodów nie chciał słyszeć o konsultacji z wozem VAR. Ów wóz również nie posłał w jego kierunku żadnej podpowiedzi (lub została ona zignorowana) - dodajmy, że w środku zasiadał Bartosz Frankowski. Trzeba powiedzieć sobie jasno - ta decyzja finalnie wypaczyła wynik spotkania. I chociaż w sytuacji Arki remis również nie dawałby jej wiele w kontekście walki o utrzymanie, to jednak po pierwsze w ostatecznym rozrachunku każde oczko może okazać się na wagę złota, a po drugie w przypadku meczów derbowych dochodzi jeszcze aspekt rangi pojedynku. Krótko mówiąc - remis byłby dla Arkowców i tak zawodem, ale derby zawsze bez porównania lepiej zremisować niż przegrać. Zwłaszcza w takich okolicznościach.
Przejdźmy teraz do echa derbów Trójmiasta i komentarzy odnośnie pracy arbitrów. Już chwilę po zakończeniu spotkania, w magazynie Liga+Extra, sędziowska wyrocznia Canal+ Sławomir Stempniewski, nazwał ostatni rzut karny w meczu ,,bardzo miękkim" i potwierdził, że nie powinien on zostać podyktowany. Podobnego zdania byli też inni eksperci stacji, m.in. Grzegorz Mielcarski.
Sytuację na Twitterze skomentował również Kamil Warzocha, redaktor portalu iGol.pl oraz współpracownik portalu kibiców Śląska Wrocław (choćby na tej podstawie ciężko oskarżyć go o sprzyjanie Arce w swojej opinii), który przyznał, że jedenastka dla Lechii w doliczonym czasie nie powinna mieć miejsca:
Koniec meczu #LGDARK, a kolega z redakcji (SĘDZIA, który ma ponad 1 tyś. meczów przeprowadzonych) pisze następująco:
— Kamil Warzocha (@WarzochaKamil) May 31, 2020
"To nie jest karny. Wypaczenie wyniku meczu. W okręgówce sędzia ma za to komis i won do A-klasy"
Wymowne ?#ekstraklasa
Ale komentarzy, w których decyzja Marciniaka z doliczonego czasu była co najmniej poddawana w wątpliwość, było więcej. Podobne odczucie miał m.in. dziennikarz ,,Przeglądu Sportowego" Jakub Radomski:
Symboliczny obrazek. Szkoda Arki, choć trzeba też przyznać, że wyjątkowo lekkomyślni byli dziś w obronie. Im dłużej oglądam sytuację z ostatnim karnym, tym bardziej wydaje mi się on wątpliwy. Ale generalnie - więcej tego typu reklam ligi by się przydało #LGDARK pic.twitter.com/HVUHxl32aw
— Kuba Radomski (@KubaRadomski) May 31, 2020
Pojawiły się również opinie broniące arbitra z Płocka. A właściwie jedna - w absurdalnym tekście na portalu Weszło, w którym w żaden sposób nie odniesiono się do skandalu z końcówki meczu, za to napisano:
Nim zakończymy opowieść o tym całym wariactwie, słówko o sędziowaniu. Bo utrzymać taki mecz w ryzach, bez czerwonych kartek, ale i bez nieustannych przepychanek i gardłowania co sporną decyzję, to wielka sztuka. Szymon Marciniak zaś pokazał, że po kilku tygodniach bez futbolu wrócił w formie iście mundialowej. Nie podejmował złych decyzji, zapędy do podostrzenia gasił szybko kartkami. Gdy wydawało się, że po brzydkich faulach Conrado i Nalepy w doliczonym czasie gry się zagotuje – pełen spokój.
Nie wiemy, co się dzieje w redakcji popularnego piłkarskiego brukowca, ale z pewnością nie dzieje się dobrze. Gaszenie zapędów do podostrzania? Zachowywanie spokoju? Dziennikarz Adam Godlewski ma na ten temat inne zdanie - tutaj odnosił się do drugiej połowy derbów Trójmiasta:
Była zwariowana, a do podkręcenia przyczynił się też Szymon Marciniak. Ale - na emocje i dramaturgię rzeczywiście nikt nie powinien narzekać:)
— Adam Godlewski (@AdamGodlewski) May 31, 2020
Choć trzeba przyznać, że w dzisiejszym tekście Damiana Smyka na tym samym Weszło, stanowiącym podsumowanie kontrowersji sędziowskich minionej kolejki, retoryka była zupełnie inna:
Kontakt nogi obrońcy z napastnikiem (no, Nalepa to obrońca, ale w tym przypadku atakuje) jest. To nie podlega wątpliwości. Natomiast nie każdy kontakt oznacza faul. Helstrup zagrywa też piłkę, natomiast jeśli zrobiłby to przez nogi rywala, to też mielibyśmy faul.
Sęk w tym, ze tutaj nie ma klasycznego zagrania „przez nogi”. Zawodnik Arki nie jedzie wślizgiem i nie zabiera wszystkiego po drodze. Mamy tu włożenie stopy między nogi Nalepy, a tenże Nalepa najzwyczajniej w świecie mija się z piłką i próbuje ją w jakiś dziwny sposób zastawiać. Rywal ją zagrywa, później lekko trąca Nalepę w łydkę, a ten z lekkim opóźnieniem wyrzuca ręce w powietrze i pada na murawę.
Nalepa szukał karnego i go znalazł. Naszym zdaniem – sędzia w tej sytuacji popełnił błąd. Nie róbmy z piłkarzy atakujących nietykalnych – Helstrup sprytnie i zgrabnie wygarnął piłkę między nogami rywala, jego celem było zagranie piłki i zrobił to bez naruszania przepisów.
Kolejny raz Szymon Marciniak popełnia błąd, który zabiera Arce ważne punkty. Jego żenujący występ w spotkaniu Arka - Jagiellonia (2:3) z grudnia 2016 r. obrósł w legendę. W kolejnych latach jeszcze kilkukrotnie przekręcał żółto-niebieskich - czy to w roli sędziego głównego, czy to jako bierny leżakowicz w wozie VAR. Ten sam zarzut dotyczy zresztą Bartosza Frankowskiego, który w niedzielny wieczór albo przysnął z interwencją z wozu, albo po prostu nie zna zasad piłki nożnej - i oba te scenariusze są i tak najmniej obciążające torunianina. Oczywiście, sytuacja Arki w tabeli nie jest winą sędziów, a tragicznego zarządzania przez ostatnie lata i katastrofalnej postawy piłkarzy w całym tegorocznym sezonie. Jednak kolejne derby, w których arbitrzy mylą się na korzyść Lechii, a w sprawę zamieszane są wciąż te same nazwiska, stanowią otwarte zaproszenie do nazwania sitwy sędziowskiej PZPN-u po imieniu - nadzwyczajną kastą, której wolno wszystko, a nie ponosi ona żadnych konsekwencji za swoje fatalne błędy. Oni nie płacą za nie niczym, kluby - stratami punktowymi i finansowymi, a tysiące kibiców - bólem i bezsilnością. Znów czujemy się, jakby ktoś splunął nam w twarz, a potem z szyderczym śmiechem uciekł z miejsca zdarzenia. Mamy dość. Sędziowie Marciniak i Frankowski - nie miejcie z Arką nigdy nic wspólnego, nie chcemy was oglądać.