W drugiej części gry podopiecznym Wojciecha Łobodzińskiego udało się wbić rywalowi 3 gole. Tylko jedna z nich została zaliczona. Pomimo wytworzenia mnóstwa sytuacji, musieliśmy podzielić się oczkami z Ruchem. Ale po kolei...
W 10. minucie byliśmy świadkami pierwszego strzału Arki. Hide Vitalucci spróbował z dystansu, lecz owa próba została zablokowana. Kilka minut później Paweł Lenarcik spokojnie złapał futbolówkę po centrze Sadloka. Zauważywszy Tornike Gaprindashviliego, od razu posłał do niego zagranie. Gruzin swój rajd zwieńczył strzałem, który sparował Turk. W samym spotkaniu doszło do 14 rzutów rożnych. Do 17. minuty przyszło ich 7, z czego 4 dla żółto-niebieskich. Wówczas po rozegraniu wspomnianego stałego fragmentu gry Michał Rzuchowski zdecydował się na uderzenie z dalszej odległości - a więc w swoim stylu. Jednak tamtym razem niecelnie. Na kolejne okazje Arkowców długo nie czekaliśmy. Zaczęło się od Gaprindashviliego, którego próbę zatrzymano. Po chwili do bezpańskiej piłki dopadł Vitalucci i o mały włos nie otworzył wyniku rywalizacji. Przymierzył technicznie - tak jak lubi - ale futbolówka minęła bramkę o metr. Następne zagrożenie naszego autorstwa przybyło zaraz po opisanej przed momentem sytuacji. Joao Oliveira, bohater poniedziałkowego starcia w Krakowie, oddał strzał z ostrego kąta. Turk to odbił, a piłka wylądowała za bramką. Przysłowie "niewykorzystane sytuacje lubią się mścić" idealnie opisuje to, co wydarzyło się zaraz potem. Przyjezdni wyszli na prowadzenie za sprawą trafienia Szczepana. Po tym jak Marc Navarro zblokował wślizgiem kopnięcie jednego z graczy drużyny przeciwnej, wydawało się, że jest już po akcji Ruchu. Niestety, nic bardziej mylnego. Czujny Szczepan dobiegł do piłki i bez większych problemów umieścił ją w naszej siatce. Było to zarazem premierowe uderzenie przeciwnika w tym meczu. Odbyła się jeszcze konsultacja głównego sędziego z zespołem VAR, ale arbiter nie dopatrzył się niczego podejrzanego. Wtedy akurat nie...
W 33. minucie zapachniało golem samobójczym ze strony klubu z Górnego Śląska. Oliveira popędził lewym skrzydłem, po czym z tamtego sektora boiska dogrywał w kierunku światła bramki. Piłkarz gości Szymański z trudem wybił, znajdując się tuż obok słupka. Na niedługo przed przerwą do głosu doszedł Karol Czubak. Rosły napastnik Arki strzałem głową próbował przelobować bramkarza oponenta. Minimalnie pomylił się w swoich obliczeniach. Wcześniej dośrodkowywał Vitalucci. I to właśnie Japończyk włoskiego pochodzenia poszukał gola bombą z daleka. Okazała się być celna, lecz chorzowski golkiper popisał się skuteczną interwencją. Po pierwszych 45 minutach na tablicy widniał nieprzyjemny dla Arki rezultat - 0:1 dla Ruchu. Ów wynik nie oddawał przebiegowi pojedynku. Arka sprezentowała sobie kilka okazji, podczas gdy Ruch tak naprawdę tylko jedną - tę zakończoną trafieniem. Ale taki jest też futbol. Trzeba było walczyć dalej. Arkowcy z całą pewnością nie zamierzali spocząć na laurach, co pokazali w drugiej odsłonie. Na przeszkodzie stanął sędzia Arys...
Na początku połowy nr 2 Karasiński popełnił błą, który mógł kosztować jego drużynę utratą bramki. Piłkę przejął wówczas Czubak i nie wiele brakowało, a pokonałby Turka. Młody Słoweniec ostatecznie wybronił uderzenie Karola. Między 53-cią, a 56-stą minutą, Arka oddała 2 strzały. Pierwszy z nich - zza pola karnego - w wykonaniu Jakuba Staniszewskiego zablokowano, w drugim przypadku Vitalucci indywidualnie podszedł do sprawy, co skończyło się jego niezłą próbą. Turk ponownie przeniósł poza linię bramkową. Po godzinie gry Szymon Sobczak, który dopiero co pojawił się na murawie, opanował piłkę w polu karnym, dobrze się zastawił, podając do Rzuchowskiego. Michał przymierzył, jednak i tę szansę zatrzymano blokiem. Na tym defensywny pomocnik Arki nie poprzestał. Futbolówkę przejął Gaprindashvili, zauważył 30-latka, a ten wycelował w długi róg - bezskutecznie. Po wielu akcjach, wędrówkach pod miejscem strzeżonym przez Turka, nareszcie udało się go pokonać. Zrobił to Michał Marcjanik. Wszystko rozpoczęło się od rzutu wolnego wyegzekwowanego przez Rzuchowskiego. Nastąpiło małe zamieszanie, które wkrótce przerwał niezawodny gruziński skrzydłowy, wrzucając wprost na głowę doświadczonego stopera Arki. "Marcjan" z okolic 5. metra doprowadził do wyrównania. Mieliśmy remis 1:1. Najgorsze dopiero przed nami. Arkowcy ani myśleli bronić wyniku. Głównym celem było zwycięstwo, które zostało nam odebrane. Parę minut po bramce Marcjanika miał miejsce drugi gol dla podopiecznych Wojciecha Łobodzińskiego. Karol Arys ze Szczecina zdecydował go jednak anulować. Z narożnika na główkę Czubiego wrzucał Navarro. Sytuacja wyszła zgodnie z planem. Turk nie zdołał tego wyłapać. Za to Arys zdjął z ust kibiców uśmiech. Ruszył w stronę monitorka i zaczął oglądać powtórkę. Po krótkim czasie wrócił i gestykulacją dał znać, że wynik remisowy pozostaje. Z jego interpretacji można wywnioskować, iż dopatrzył się przewinienia w polu karnym Ruchu. Czubak miał faulować Novothnego, który próbował go zatrzymać w momencie, gdy Karol zmierzał do piłki. Niecenzuralne słowa same cisnęły się na usta. Na około kwadrans przed końcem Czubi nieustannie zamierzał wpisać się na listę strzelców. W drobnym odstępie czasowym oddał 2 strzały, które nie przyniosły zamierzonego efektu. Po jednym z nich odgwizdano kolejny już korner dla Arki. Zacentrował Navarro, a bliski skompletowania dubletu był Marcjanik. Jego uderzenie głową odbiło się od spojenia.
Tuż po tej naprawdę dogodnej okazji Ruch zmuszony był kończyć spotkanie w osłabieniu. Drugi żółty, a w konsekwencji czerwony kartonik ujrzał Novothny. Los bywa przewrotny, dlatego to goście wypracowali sobie dwie sytuacje, po których padły uderzenia. Wpierw zwycięskiego trafienia poszukał Karasiński, później Góra. Obydwie próby zakończyły się dla nich niepowodzeniem. Kolejno: zablokowanie i pewnie "przytulona" futbolówka przez nudzącego się wczoraj Pawła Lenarcika. W samej końcówce emocjonującego spotkania piłkarze Klubu Marzeń Miasta z Morza po raz trzeci znaleźli sposób na Turka. Z wolnego dośrodkowywał Navarro, a piłkę tą samą częścią ciała co Marcjanik, do bramki skierował Martin Dobrotka. Rozjemcy po raz kolejny coś się nie spodobało. Tym razem na powód swojej decyzji wskazał faul Czubaka. Król strzelców sezonu 2022/2023 jego zdaniem spowodował upadek jednego z zawodników z Chorzowa. Śmiechu warte. Na nagraniach widać, jak gracz gości zanurkował. Poczuł tylko rękę Czubiego i padł niczym rażony prądem. Po rozmowie z systemem VAR sędzia podtrzymał swój wybór. Jeszcze na koniec Czubak planował wbić gola na wagę wygranej. Niestety, nie trafił w światło bramki. I Arys zagwizdał po raz ostatni. Arka finalnie zremisowała 1:1 z Ruchem przy Olimpijskiej. Śmiało przyznajemy, że wynik wypaczył pan ze Szczecina. Rozgoryczony po meczu, Wojciech Łobodziński, trafnie skomentował ten cyrk. Oto, co między innymi powiedział: "Zacznijmy od standardu sędziowania, jaki wyznaczył sobie pan sędzia, czyli bardzo agresywna gra w środku. Pan sędzia od "szesnastki" do "szesnastki" pozwolił na agresywną grę. Jeśli mielibyśmy gwizdać faule, gdzie Karol położył ręce na obrońcy i strzelił bramkę, to Daniel Szczepan w każdej sytuacji powinien mieć odgwizdany faul. Skoro my nie płaczemy, bo wiemy, że to jest męski sport i trzeba grać. Skoro zawodnik w ogóle nie patrzy na piłkę, tylko wbija się za każdym razem w obrońcę... Nasi obrońcy stoją, nie płaczą, nie kładą się. Karol położył ręce, zawodnik poczuł te ręce i uklęknął. Jeśli wprowadzamy takie standardy sędziowania na całym boisku, to miejmy je na całym boisku. Graliśmy sparingi w Danii i by nas wyśmiali tam, gdyby sędziowie odgwizdali takie sytuacje. Fajnie by było zaprosić sędziów, żebyśmy im też pozadawali pytania, ale - niestety - to się chyba nie stanie nigdy. Sędzia znacznie obniżył standardy sędziowania w sytuacjach kluczowych".
Martin Dobrotka, domniemany bohater Arki, także ma zastrzeżenia odnośnie pracy arbitra: "Przy drugiej nieuznanej bramce... oczywiście była ręka na przeciwniku, ale... cóż, sędzia zagwizdał i był faul" - mówił z sarkastycznym uśmiechem.
Po 6 kolejkach bieżącej kampanii I ligi Arka dzierży na koncie 8 punktów zajmując w tabeli na razie 7. pozycję. Dzięki każdemu, kto zjawił się na Stadionie Miejskim. Pokazaliśmy siłę Arki Gdynia, przez którą za żadne skarby nie byli w stanie przebić się przyjezdni. Doping na wysokim poziomie, choć wiemy, że stać nas na więcej. Już pojutrze - 25 sierpnia - w niedzielę, widzimy się znów przy Olimpijskiej. Przeciwnikiem żółto-niebieskich będzie Górnik Łęczna. Wszyscy na mecz! Wszyscy na Arkę! Przypominamy także o trwających zapisach na zbliżający się wielkimi krokami wyjazd do Legnicy.
ARKA Gdynia: Lenarcik - Navarro, Dobrotka, Marcjanik, Gojny - Oliveira (87' Skóra), Rzuchowski, Staniszewski (82' Zieliński), Gaprindaszwili - Vitalucci (58' Sobczak) - Czubak
Ruch Chorzów: Turk - Lukić, Szymański, Sadlok, Konczkowski (74' Góra) - Ventura, Nono (61' Szwoch), Karasiński, Łaski (74' Moneta), Novothny, Szczepan
Bramki: 26' Szczepan, 63' Marcjanik
Liczba widzów: 7314