Dla większości dobrze zorientowanych kibiców kwestią czasu było, kiedy futbolowa droga Przemka Trytki znów skręci nad polskie morze. Nawet grając w Białymstoku czy dalekim Kazachstanie, zdarzało mu się odpalać streamy z meczami Arki Gdynia. Z wieloma znajomymi, których tutaj poznał, miał stały kontakt, regularnie przyjeżdżał do Gdyni na wakacje. Dziwić może jedynie, że aż siedem lat zabrało obu stronom znalezienie porozumienia. Przemysław Trytko dołączył do drużyny podczas obozu na Cyprze i ma wiosną zadbać o jak największą liczbę bramek dla żółto-niebieskich. Młodszym kibicom przypominamy jego sylwetkę, wraz z licznymi anegdotkami i historiami, które nieodłącznie kojarzą nam się z Przemkiem.


Lipiec 2012 to był wyjątkowo gorący okres w Arce. Ruch jak na hali targowej. Jedni wchodzą, inni wychodzą. Gdynię opuściły takie asy jak Piotr Kasperkiewicz czy Milos Radosavljević. 27 lipca zamieszczamy  następującą informację: "Niestety Przemek Trytko nie przeszedł testów medycznych i nie zagra w Arce w nadchodzącym sezonie. Przemek, powodzenia i wszyscy wierzymy, że jeszcze do nas wrócisz!". Sytuacja była skomplikowana. Przemek przeszedł wówczas badania w dwóch klinikach i lekarze postawili odmienne diagnozy. Klub niestety wziął pod uwagę tę niekorzystną dla zawodnika i zdecydował o zerwaniu rozmów. Piłkarz oglądał na plaży zmagania kibiców w "Arkowiec Cup 2012" totalnie załamany. Trudno się dziwić, był wówczas po niezbyt udanym pobycie w Polonii Bytom i nie miał żadnych perspektyw na powrót do ekstraklasy.

Pamiętam jak Przemek siedział w Contraście w otoczeniu kibiców i zastanawiał się, co ma ze sobą zrobić. Klub zdecydowanie nie podał mu wówczas pomocnej dłoni, chociaż z perspektywy czasu... uważam, że dobrze się stało. Arkę prowadził Petr Nemec i kolano Przemka mogło po prostu nie wytrzymać biegania po plaży o 7 rano i poprawki na sali gimnastycznej. Powrót do ekstraklasy zajął mu od tamtego momentu zaledwie rok i działacze Arki mogli pluć sobie w brodę, widząc jak strzela sporo goli w Koronie Kielce. Według mnie Przemek to przykład zawodnika, który "wycisnął" maksimum. Wielu bardziej utalentowanych zawodników przepadło w niższych ligach, a on piąty sezon z rzędu utrzymuje się na poziomie ekstraklasy.

mazzano


Ostatni sezon to przygoda nad Morzem Kaspijskim. Miejscowość Atyrau nie jest najbardziej rozrywkowym miejscem na świecie, ale można tam kopiąc piłkę nieźle zarobić. Liga kazachska rośnie w siłę i Trytko porównuje ją do naszej rodzimej ekstraklasy. Także aspekty pozasportowe są nieco inne niż w wyobrażeniach wielu Polaków: "Kazachstan w ujęciu ogólnym na pewno jest trochę słabiej rozwinięty niż Polska, ale codzienne życie wygląda zupełnie inaczej niż na takich filmach jak "Borat". Żadna dżungla, nie ma dramatu. Jeżeli ktoś tak myśli, jest w dużym błędzie". Problemem są odległości, które na dłuższą metę stają się nie do zniesienia. Wyjazd na mecz potrafi trwać nawet 4 dni. Tęsknota za krajem to jeden z powodów, dla których Przemek odrzucił niezłe oferty z lepszych klubów tamtej części świata. W Kazachstanie wyrobił sobie jednak na tyle dobrą markę, że drogę powrotu ma tam otwartą.


Do Gdyni trafił latem 2008 roku za sprawą ówczesnego dyrektora sportowego klubu - Czesława Boguszewicza. Pierwsze szlify zbierał od trenera Czesława Michniewicza, który mając do dyspozycji świetnie rozumiejący się duet Wachowicz & Zakrzewski, rzucał Przemka po różnych pozycjach. Najczęściej mecze zaczynał z tej siedzącej. Aż 18 z 21 występów w sezonie 2008/2009 ekstraklasy zaczął z ławki. Zdołał jednak strzelić gola w przegranych 1:2 derbach w Gdańsku, dołożył cegiełkę do utrzymania. W sezonie 2009/2010 u kolejnych trenerów Arki (Dariusz Pasieka, Marek Chojnacki) był już jednak pierwszym wyborem na pozycji nr 9. To z tego okresu pochodzi bodaj najefektowniejszy występ Przemka przed kamerami. Do dziś wiele osób w Gdyni ma przed oczami właśnie taki obraz zawodnika, który, było nie było, kończy niedługo 30 lat. Wesołego, żartującego z samego siebie i ze wszystkich dookoła.


Poczuciem humoru szybko zjednywał sobie znajomych, ale bywało, że ponosiła go fantazja. Gdy wynajmował mieszkanie od jednego z piłkarzy Arki nieomal... puścił je z dymem, urządzając sobie zabawę zapałkami. Gdyński Balotelli? Fantazję miał też na boisku. Podczas jednego ze sparingów strzelił kosmicznego gola. Przyjął piłkę na 30. metrze, odwrócił się i uderzył z woleja w same widły. Po meczu był przekonany, że czeka go pamiątka na całe życie, ale prowadzący Arka-TV "Pucha" nie nagrał gola, bo... akurat odbierał telefon od żony. Dla wielu to "drewniany" napastnik, ale Trytko zawsze umiał zamaskować swoje boiskowe ograniczenia i uwypuklić zalety. Zagraniczne wojaże kończył z solidnym bilansem bramkowym. 7 goli strzelił dla Carl-Zeiss Jeny (wybrał tam numer... 29), taki sam dorobek miał w kazachskim FK Atyrau. Nie są to oczywiście liczby powalające na ziemię, ale gdy spojrzymy na dorobek innych snajperów Arki...

Przemo, Trotyl, Tryton. Wulkan energii i dobrego humoru, starsza i większa wersja Michała Nalepy pod tym względem. Piłkarsko - miał trochę problemów ze zdrowiem, co hamowało jego rozwój, bo stać go było na więcej. Ale jeszcze nie powiedział ostatniego słowa, problemy zdrowotne za nim. Silny, potrafiący się dobrze zastawić, wychodzący wysoko po piłkę, czyli ktoś powie - jak Ubocik. Ale myślę, że Paweł się nie obrazi, jeżeli stwierdzę, że dokłada do tego niezłą technikę i dynamikę. Co da Arce? Moim zdaniem większą aktywność i ruch w linii ofensywnej, jeżeli dołoży do tego skuteczność, byłoby super, bo z tym ma jednak problem.

niko

Przez ostatnie lata Trytko był dyżurnym kandydatem dziennikarzy do gry w Arce. Gdy nie mieli pomysłu o czym napisać, do tekstu wrzucali imię i nazwisko wychowanka Budowlanych Strzelce Opolskie. Wreszcie trafili. Prawda jest taka, że przyjaźń Trytki z działaczami Arki była bardzo szorstka. Na wstępie przytoczyliśmy fragment dotyczący lata 2012, ale komplikacje pojawiły się też dwa lata wcześniej, gdy Arka mogła wykupić go z Energie Cottbus. Trytko pojechał  z menedżerem do Niemiec, by osobiście przypilnować tematu i negocjować niższą kwotę odstępnego. Gdy to się udało i wrócił do Gdyni usłyszał, że... Arka i tak go nie wykupi. Rozczarowanie? Mało powiedziane. Wielu zawodników obraziło by się na amen, ale nie on.

Dla mnie to piękna sprawa, że po tylu latach wraca nasz Arkowiec do domu. Jestem pewien, że będzie zapieprzał za dwóch i walczył do upadłego za nasze barwy i o to każdy z nas może być spokojny. Nie mówiąc już o szatni, bo tam dołoży trochę humoru:) Tryto to mega skromny gość,  było dużo śmiechu z jego telefonu, bo gdy wszyscy mieli nowe telefony, on cały czas używał takiego starego z klapką.

Kilka lat temu spotkałem go na stacji benzynowej na A1, jechał jak się później okazało podpisać kontrakt do Kielc, ale pamiętał mnie, pogadaliśmy moment, także miła sytuacja. Dla mnie Tryto to gość pokroju Nalepki, Sobiego, za Arkę da się pokroić na boisku.

skała

Do Gdyni wrócił jesienią 2010 roku w barwach Jagiellonii Białystok. Arka grała wówczas na Narodowym Stadionie Rugby, ale Przemek czuł się jak u siebie. Na rozgrzewce przed meczem rzucił do Kamila Grosickiego "patrz, tu jest mój dom". Później zresztą w 79 minucie zmienił go na boisku. Pobytu na Podlasiu nie będzie wspominał miło, ale przynajmniej został ekspertem od bombek i łańcuchów choinkowych. Znacznie lepiej wiodło mu się w Kielcach. Kibice Korony go szanowali, ale nigdzie nie ukrywał, że to Arce najmocniej kibicuje. Dziś Arka zyskuje kolejnego walczaka z żółto-niebieskim sercem, który zadba o jakość na boisku i luz w szatni. Witaj w domu!

Przemka poznałem kiedyś w pociągu. Podszedłem do niego i wiedząc że jest piłkarzem Arki – pytam go co porabia w Trójmieście. Jako że było to na wysokości miasta, którego nie lubimy, Przemek chyba się lekko przestraszył mojej postury i powiedział, że jest studentem AWFiS i jedzie na zajęcia. Śmiałem się później z nim z tego kiedy powiedziałem mu, że wiem kim jest bo robię zdjęcia na Arce. Po tym wydarzeniu Przemek był dla mnie zawsze inny niż „piłkarze” naszej drużyny.

Przed jakimś meczem powiedziałem do Przemka, że strzeli gola, że się przełamie i że będzie już tylko lepiej. Odpowiedział mi że jeśli tak się stanie dostane po meczu koszulkę meczową. I stało się - strzela Przemek, a po meczu sam szuka mnie z koszulką w ręku – bo obiecałem. Mam ją do dziś w szafie. Z koszulką jednak wiąże się największa przyjemność związana z Przemkiem, który pokazał jakim jest ZAJEBISTYM człowiekiem. Kiedy wiedział że Arka nie przedłuży z nim kontraktu, zadzwonił do mnie któregoś wieczoru przed świętami mówiąc „Wojtas, gdzie mieszkasz?”. Pomyślałem, że pewnie chce może się pożegnać. Chwilę później gdy już wiedział gdzie mieszkam przyjechał i mówi – wyłaź, pogadamy. Zaprosiłem go do domu. Siada na kanapie, wyjmuje koszulkę Arki i mówi "podpisz". Zatkało mnie kiedy Przemek powiedział, że zbiera podpisy na koszulce ludzi, którzy w Gdyni mu bardzo pomogli, w jakikolwiek sposób. Nie mogłem wyjść z podziwu. Zwykły chłopak, z niezwykłą fascynacją Gdynią.

Ps. Z tego co mi wiadomo Przemek koszulkę miał wstawić w anty ramę i miała przypominać mu o Gdyni która jest dla niego bardzo ważnym miejscem w jego życiu.

Wojtek Szymański

Przypominamy obszerny, dwuczęściowy wywiad, który udzielił nam Przemek w listopadzie 2009 roku:
pierwsza część, druga część