Był rok 2000. Wiosna. Rozgrywki powoli zmierzały ku końcowi. Żółto-niebieskich po derbach z Bałtykiem czekały już tylko trzy spotkania - z rezerwami Legii Warszawa, Dolcanem Ząbki (ostatni oficjalny mecz na Ejsmond Park) oraz Granicą Kętrzyn (wyjazd). Piłkarsko nie wyglądało to najlepiej (miejsce w środku stawki z olbrzymią stratą do lidera), ale kibicowsko byliśmy na szczycie. I to właśnie to pierwsze ze wspomnianych starć, pojedynek przy ul. Łazienkowskiej na długo utkwił w pamięci. Tak wyglądało to w naszej relacji:

Legia II Warszawa - Arka Gdynia

Na ten mecz wyruszyliśmy dwoma autokarami. Byłoby nas zapewne więcej, ale była to środa. Ekipa była oczywiście doborowa, ale trochę mniej liczebna i słabsza od tej, która rozwaliła Legię na Ursusie Warszawa. Podróż mija bez większych przygód, na oglądaniu kaset video. Pod Warszawą spotykamy się z naszymi przyjaciółmi z Lecha, Cracovii i Polonii Warszawa. Po krótkiej naradzie decyzja jest jednoznaczna - wbijamy się im na tą ich "Żyletę". Omijając policyjną eskortę, która na nas czekała, parkujemy w okolicach Torwaru nasze autokary i samochody. Ze sprzętem ruszamy pod stadion, widząc jednak w oddali dużo psów, wyrzucamy go. Wyłamując bramę wjeżdżamy na "Żyletę". Niestety okazuje się, że cały stadion jest pusty, oprócz krytej, gdzie zasiadło około trzech i pół tysiąca legionistów, których raczej mecz rezerw Legii w ogóle nie interesował i wiadomo było po co przyszli na to spotkanie. Legia, widząc nas na ich odwiecznym sektorze, zaczęła wybiegać z krytej trybuny na plac przed kasami. Tam też doszło do decydującej rozgrywki, bo od razu pośpieszyliśmy im na spotkanie. Najpierw Legia zarzucała nas tradycyjnie różnego rodzaju sprzętem, od krzesła zaczynając, a na granacie z gazem kończąc, postrzelali też sobie z jakichś rakietnic, po czym jak w nich wjechaliśmy to wszyscy zaczęli uciekać na różne strony. Jedni z powrotem na trybunę, reszta w okolice Torwaru. Miłośników zwiedzania hali Torwar wyłapaliśmy i pięciu na mecz już nie wróciło. Potem wróciliśmy sobie znowu na "Żyletę", bo dalszy pościg za Legią nie był możliwy ze względu na psy, które odgradzały drogę, gdzie uciekła większość Legii. Kiedy byliśmy na "Żylecie", Legia wjechała w jakieś tysiąc osób na boisko. Nawoływali abyśmy przeskoczyli prawie 10-metrowy płot. Debile, ciekawe czemu chwilę wcześniej wszyscy uciekali spod własnego stadionu. Następnie zostaliśmy przez psy usunięci za wał za trybunami (podobno na żądanie sędziego, który już wznowił mecz), a Legia toczyła niezłe walki z policją. Około godz. 21, po spisaniu, sfilmowaniu i przejściu lekkiej ścieżki zdrowia, odjeżdżamy sobie do swoich miast. Ostatecznie było nas 100 +50 Lech +30 Cracovia +2 Gwardia Koszalin. Był to super wyjazd.

Pięć lat później spotkaliśmy się ponownie. Inne czasy, już ekstraklasa. My w roli beniaminka, Legia w walce o mistrzostwo Polski. 11. tysięcy na trybunach, 10-lecie grupy Teddy Boys i nasza delegacja w sektorze gości. W stolicy Arka zagrała również 1,5 roku później, ale tamten mecz nie miał większej historii. Frekwencja dużo niższa. Po prostu - odbył się.

Z ekstraklasą pożegnaliśmy się na rok. Wróciliśmy na Łazienkowską we wrześniu 2008 roku i to w momencie problemów środowiska kibicowskiego Legii z władzami klubu. Był to również okres ogromnej nagonki na fanów CWKS-u, między innymi w związku ze słynną już akcją "Widelec". Nas tego w Warszawie dnia było kilka stów. Tak Żółto-niebieską wizytę w stołecznym mieście relacjonowano na legionisci.com (wówczas - legia live):

Czas na parę słów o kibicach gości. Choć otrzymali od naszego klubu 800 wejściówek, w sektorze gości było niewiele ponad 300. Mimo to Arkowcy pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. Nie dość, że całkiem nieźle dopingowali swój zespół (śpiewali bardzo melodyjnie i praktycznie bez przerwy), to jeszcze popierali w proteście kibiców z Warszawy. Zabrakło natomiast wulgarnych okrzyków pomiędzy kibicami obu ekip. Arkowcy skandowali m.in. hasło "Walter ty ... kup sobie klub w Izaelu" oraz "Śpiewa z nami cały kraj, j..., j... ITI". Żółto-niebiescy parokrotnie pozdrawiali wszystkie swoje zgody (oprócz Polonii Warszawa). Choć przechytrzenie ochrony na Legii nie należy do najłatwiejszych, gdynianie jakimś sposobem wnieśli na trybuny i odpalili żółte świece dymne, a pod koniec meczu również jedną racę. Nawet niekorzystny wynik meczu nie był w stanie uciszyć dopingu w sektorze gości. Dodać należy, że Arka często włączała się nie tylko do ubliżania ITI, ale i prewencji.

 

W sezonie 2009/2010 na Legii trwał protest, co przekładało się na atmosferę podczas spotkań - a raczej jej brak. Pustki na trybunach (zaledwie 2000 osób), brak dopingu, a wszystko to w perspektywie nowego obiektu przy Łazienkowskiej. I kto by pomyślał, że podczas naszej następnej wyprawy do stolicy (listopad 2010) będzie już wszystko po staremu. Rozgrywana późną jesienią konfrontacja cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem - z obu stron. Ponad 21 tys. kibiców, jubileusze gospodarzy (m.in. 15-lecie... TB'95, co ciekawe - pięć lat wcześniej także podczas meczu z nami "świętowano" z tego samego powodu) oraz nasza solidna liczba: ponad 500 osób i wsparcie zgód (Zagłębie Lubin, Gwardia Koszalin, Cracovia, Górnik Wałbrzych i Lech Poznań).

 

Opisywany wyżej sezon zakończył się sportową klęską i spadkiem z ekstraklasy, ale w kwietniu 2012 roku trafiliśmy na Legię w Pucharze Polski. Gospodarze znowu "wojowali" z władzami klubu i na początku meczu nie prowadzili dopingu. My z kolei lepiej niż poprzednio zapełniliśmy sektor i łącznie było nas ok. 700 (w tym zgody - Polonia 46, Cracovia 32, Lech 10, Zagłębie 5, Górnik 4).

Jak widać na załączonych obrazkach, potrafimy w dobrej liczbie pojechać na wyjazdowy mecz, a pojedynek z Legią zapowiada się naprawdę atrakcyjnie. Jest dogodny termin - sobota, godzina 20:30. Czego chcieć więcej? Żadne wymówki nie wchodzą w grę! Wszystkie fan cluby, dzielnice razem na stolicę!!!