Prezes klubu Wojciech Pertkiewicz i trener Dariusz Dźwigała podkreślali przed sezonem, że aktualna drużyna to autorski projekt trenera oraz dyrektora sportowego Czesława Boguszewicza. Po odejściu z Arki niewątpliwego fachowca jakim jest Michał Globisz, zadanie zbudowania silnego zespołu na miarę awansu do ekstraklasy powierzono panu Boguszewiczowi, który w tej roli de facto powrócił do Arki. Jak Europa długa i szeroka, funkcja dyrektora sportowego jest najważniejsza w całym pionie sportowym klubu. Ważniejsza od trenera, piłkarzy. Dyrektor sportowy to człowiek odpowiedzialny za DNA klubu (nie mylić z dnem, na którym aktualnie jest Arka). To człowiek odpowiedzialny za budowę całych struktur klubowych, począwszy od zespołów juniorskich po pierwszą drużynę. W Polsce zadania dyrektora sportowego są mocno zawężone, a rozlicza się go głównie z efektów działań na rynku transferowym. Dyrektor Boguszewicz miał latem pełne pole do popisu. Do klubu przyszedł kilka miesięcy przed startem okienka i mógł odpowiednio przygotować się do realizacji "planu B", czyli kolejnego sezonu w I lidze. Na chwilę obecną, a przecież czas najwyższy na pierwsze oceny, jest to okrutne pasmo pomyłek.

1. Najlepsze transfery - robota trenerów

Po pięciu meczach należy uznać, że Arka doczekała się całkiem solidnego bramkarza. Skowron w każdym meczu obronił jedną piłkę z gatunku "nie do obrony". Ma charakter do pracy, widać, że mu zależy. Swoją robotę przyzwoicie wykonuje też Antoni Łukasiewicz. Liczyliśmy, że wniesie nieco więcej do rozegrania piłki, ale to jednak klasyczna "szóstka" i podstawowe zadania wypełnia poprawnie. Co łączy obu zawodników? To znajomi trenera Dźwigały z poprzednich klubów i to on namówił ich na grę w Gdyni. Na plus trenerowi należy zapisać wypromowanie Michała Nalepy. Długo mieliśmy dziwne wrażenie, że tylko my i trener Witt widzimy w nim duży talent, ale nowy trener Arki szybko upatrzył w nim kandydata do podstawowego składu. Transfer Warcholaka opiniował z kolei drugi trener Grzegorz Niciński, który znał go z Gryfa Wejherowo.

GKS Tychy ratuje sytuację wypożyczając Wojciecha Trochima. Widzew Łódź pozyskuje Dmitrije Injaca. Kto trafi do Arki w ostatnich dniach sierpnia? Czy dyrektor sportowy przedstawił taką listę potencjalnych wzmocnień "last minute", żeby dać zespołowi potrzebny impuls?

2. Brak rozeznania, obserwacji i umiejętności scoutingowych

Pierwszy raz ostrzegawcza lampka zapaliła się nam, gdy do klubu przychodził Grzegorz Lech. Kreowany na lidera zespołu i topowego rozgrywającego. Postanowiliśmy zgłębić temat. Liczby brutalnie weryfikują tego zawodnika. Rundę jesienną sezonu 2012/2013 grał w Koronie i, teraz uwaga, oto jego dokonania: Korona nie wygrała żadnego z 6 meczów, gdy wychodził w podstawowym składzie, a on sam tylko raz dotrwał do 65 minuty na boisku. Następne półtora sezonu to Stomil. 6 goli z gry, pojedyncze asysty. Referencje od osób oglądających Stomil dostał wyjątkowo marne: "Czasami mu się chce i wtedy pokazuje dużo. Niestety, przeważnie mu się nie chce i jest pierwszy do zmiany. Długo przetrzymuje piłkę, mało biega". Przyznajemy, na początku sami daliśmy się trochę nabrać na jego statystyki, nabite przez rzuty karne i rzuty rożne. Wystarczyła jednak godzina porządnego "researchu", by lampka nabrała intensywnie czerwonego koloru. Czy dyrektor Boguszewicz decyzję o jego zatrudnieniu podjął na podstawie meczu Arka - Stomil, gdy strzelił nam 2 gole?

"Naszym zdaniem to transfer obarczony ogromnym ryzykiem. Ostatni mecz Abbott rozegrał blisko 11 (!) miesięcy temu." - pisaliśmy 8 lipca, gdy klub podpisał kontrakt z napastnikiem Zawiszy Bydgoszcz. Dla 32-latka taki rozbrat z piłką to koniec. Po takiej przerwie podnosi się i wraca do formy jeden na pięciu. Działacze, a konkretnie dyrektor sportowy, podjęli takie ryzyko. Nie negujemy, Abbott ma określone umiejętności. Gwiazdą żadną nie jest, ale w dobrze funkcjonującej drużynie pewnie te 10 goli w sezonie by strzelił. W Arce może zacząć strzelać w marcu, może nawet w listopadzie. Ale jak można kontraktować taki znak zapytania, mając dwóch pozostałych napastników kontuzjowanych i wyłączonych do września?

Aleksander Jagiełło. Wierzymy wciąż, że odpali w Arce. Ma szybkość, ma dośrodkowanie, jest zwinny i sprawny. Problem z nim jest innego rodzaju. Kompletnie nie pasuje do taktyki trenera Dźwigały. Błysnął w Bielsku, gdy mógł spełniać się w szybkich kontrach i atakach z głębi pola. Olek jest stworzony do takiej gry. Na tę chwilę nie odnajduje się w "possession football", który proponuje trener Arki. Może minie pół roku i zdoła się przestawić. Może.

Prawdziwy majstersztyk zostawiliśmy sobie na koniec. Alan FialhoAntonio Calderon. W tym miejscu zadajemy panu Boguszewiczowi pytanie - w ilu meczach widział pan na żywo tych dwóch zawodników? OK, pal licho na żywo, do Warszawy jednak jest kawałek. No to w ilu meczach nagranych na video? Patrząc w CV Calderona szybko na usta ciśnie się, że "coś tu nie gra". DZIEWIĄTY klub w ciągu 5 lat? To przecież jakiś rekord Guinessa. Czy dobry zawodnik tak często zmienia kluby? Laurka dla Alana została wysłana prosto z Warszawy. Zawodnik zupełnie niezweryfikowany w wyższych ligach.

3. Brak transferów perspektywicznych zawodników

0 - tylu utalentowanych piłkarzy w wieku 18-21 lat sprowadził do klubu dyrektor sportowy Czesław Boguszewicz

1 - tylu zawodników w wieku 24-29 lat trafiło do klubu podczas letniego okna transferowego.

Zabrzmi to kuriozalnie, ale sposób funkcjonowania Arki przypomina mi (tutaj dzielimy przez tysiąc) Real Madryt z czasów "Zidanes y Pavones". Połowa składu Arki to młodzieżowcy, a druga połowa zawodnicy z uznanymi nazwiskami, którzy ukończyli dodatkowo 30. rok życia. Wyjątkami od reguły są Skowron i Warcholak. A gdzie miejsce dla innych zawodników w wieku 24-29 lat? Takich, którzy mają już potrzebne ogranie, zbliżają się do optymalnego dla piłkarza wieku, ale są wciąż głodni gry i sukcesów w takim klubie jak Arka? I i II liga są przepełnione piłkarzami w tym wieku. W Arce dominuje krótkowzroczność. Większość zawodników ma kontrakty do czerwca i co, w przypadku kolejnego przegranego sezonu, w lipcu zostajemy z Krzyśkiem Sobierajem (o ile w klubie będą go chcieli, bo bywało z tym różnie), pięcioma wychowankami i budujemy tradycyjnie od zera?

4. Konflikty z drużyną, zła opinia na zewnątrz

Dyrektor sportowy powinien spędzać czas w terenie, przed ekranem komputera i telewizora albo w swoim gabinecie. Ale na pewno nie w szatni. Wiemy, że pan Boguszewicz jako trener ma dla Arki ogromne zasługi i tego na pewno nikt mu nie zapomni. Nazwisko Boguszewicz powinno być wypisane złotymi zgłoskami w klubowych annałach, ale szatnia to miejsce święte, do którego w normalnych okolicznościach wstępu nie mają działacze, a do nich zalicza się osoba dyrektora sportowego. Jak mówią osoby będące blisko klubu, pan Boguszewicz nie potrafił zbudować atmosfery mobilizacji, pracy i nawiązać dobrych relacji z zespołem.

 - Przyjście pana Boguszewicza zaburzyło normalność w funkcjonowaniu klubu. Wiecie czyje to słowa? Taką recenzję wystawił swojemu byłemu trenerowi Janusz Kupcewicz. Z jego zdaniem w Arce każdy powinien się liczyć, a ta opinia jest wręcz brutalna. Pamiętam jedno ze swoich spotkań z panem Michałem Globiszem. Przywitał mnie z zeszytem pełnym nazwisk. Miał tam zapisanych wszystkich juniorów Arki, ich parametry, swoje uwagi, kto gra którą nogą. O każdym umiał powiedzieć kilka ciekawych zdań. Pasjonat z całego serca. Arka ma dwie drogi - albo postawić na kogoś, kto odda się tej pracy tak jak pan Michał, albo pójść drogą choćby Wigier Suwałki, które zatrudniły mającego rozległe kontakty Jacka Zielińskiego i w ciągu roku jego pracy zrobiły ogromny progres. Jeśli nie ma pieniędzy, to musi być pasja albo pomysł. A najlepiej to i to. W Arce jak w ruletce. Uda się albo nie uda. Los jest złośliwy i rzadko wypada kolor, na który postawiliśmy.


Arka czwarty sezon z rzędu gra w I lidze i wciąż daleka jest od awansu do ekstraklasy. Pan Boguszewicz jest w Arce od pół roku i to nie on jest winien wszystkiemu. Nie on odpowiada za stagnację i marazm Arki. Nie on jest winien, że w klubie wciąż nie ma pieniędzy na poważne transfery. Nie jego długi spłaca Arka z mozołem. Niestety, w tych mało komfortowych realiach tym większa odpowiedzialność ciąży na dyrektorze sportowym. I z każdym kolejnym sezonem, tym większe będzie rozczarowanie brakiem oczekiwanych wyników.

mazzano