"Nie ma, że boli..."

A ból towarzyszy naszym piłkarzom od początku przygotowań do rundy wiosennej. Szubert, Marcjanik, Oleksy, Jarzębowski, Szromnik, Tyszczenko, ostatnio także Marcus. Wszyscy oni poznali gorzki smak bólu i niemożności grania. Kontuzje to nieodłączne towarzyszki zawodników. Szkoda, że pech zdaje się być nieodłącznym „kamratem” Arki.

No właśnie, czy aby na pewno... Trudno się oprzeć wrażeniu (jakże miłemu naszym sercom), że zarówno piłkarze, jak i sztab trenerski, przestali przejmować się pechem. Konsekwentnie realizują drugą część hasła z tytułu – chyba nie muszę go przytaczać... Za nami trudne spotkania – z poziomem sportowym bywa, jak to w naszej piłce, różnie - za to z wynikiem jak dotąd ciągle tak samo. Do przodu. Wiatr w żaglach, działa roznoszą rywali, abordaż, walka!!! No dobrze, trochę mnie poniosło.

Ale widząc, że ta banda pozytywnych wariatów na murawie wyznaje zasadę, że więcej ludzi ginie uciekając, niż walcząc, uzurpuję sobie prawo do tej odrobiny radości i dumy. Radochy nigdy za mało. Nie popadam w euforię (no może trochę), bo wiem, jak droga jeszcze przed nami. Jak wiele jeszcze trudniejszych meczów... Ale to, co się dzieje, daje nadzieję, której tak często nie sposób było w sobie znaleźć.

Już chyba nie muszę powtarzać hasła z poprzedniego felietonu – sami wiecie – warto być z nimi? Warto być na trybunach? Jest dobrze, może być jeszcze lepiej. Zasługują piłkarze na maksymalne wsparcie tak, jak my zasługujemy na walkę, którą pokazują. Nie odbierajmy sobie tych zasług do końca sezonu. Wiem, że my – kibice nie zawiedziemy. Zawodnikom chyba też już nie muszę pisać – trzymajcie się, nie pękajcie, mimo kontuzji. Ja wierzę, a może już wiem, że nie pękniecie. I niech się dzieje...

niko