Dzień przed meczem późnym popołudniem wyjeżdżamy pociągiem do Poznania, każdy daje po 1-2 zł i jest zrzuta na kanara. W Poznaniu jesteśmy ok.2-3 w nocy. Pociąg przetrzepuje Lech bo doszły słuchy że jedzie też kilku z Lechii na Wisłe, ale nikogo nie było choć dostali przypadkowi którzy akurat w rekach mieli piwo...Gdańskie. Do meczu łazimy po mieście, udajemy się na Malte kąpać razem z Lechitami i kilkoma z Cracovii. Trzeba przyznać że tego dnia Cracovia tak naprawdę była nam bliżej niż miejscowi. Później wychodzimy na dworzec po kolejna grupę z Gdyni i udajemy się na stadion. Mecz Lech-Legia poznaniacy wygrywają 3:0 i tym wynikiem utrzymują się w lidze, była to duża niespodzianka ,a po meczu wielką burze zrobili warszawiacy w swoim klubie zarzucając sprzedaż meczu - bo wtedy naprawdę Legia była nie do pokonania i naprawdę te 3:0 dla Lecha było bardzo dziwne. Ale nieważne. Po meczu udajemy się na Malte we trzech ja+ pewien koleś z Arki (zapomniałem ksywki-lata lecą) i śp. OLEJ. Czekamy na tramwaj -  nagle przed nami znajduje się 4 typów w barwach Legii - buła w łep, leżymy na ziemi i gdy doszliśmy do siebie zauważyliśmy brak plecaka z barwami. Od razu lecimy na miasto pod… (nie pamiętam -taki park pod jakimś wielkim budynkiem, uniwersytet czy cos??) tam od nas już w lekkim schmieleniu - i lecimy na dworzec -po drodze parę desek leci w autobus który nie chciał nas zabrać, na miejscu pod dworcem czeka już psiarnia która wszystkich spisuje. Jeszcze jakieś małe zamieszanie pod dworcem i czekamy na pociąg. Wracamy do domu- podróż spokojna ,każdy śpi po sporej ilości % aż nagle trzask, bum wagony trzepie Zawisza który jechał tym samym pociągiem kilka wagonów dalej - zrywają hamulec i wyskakują ,ich łupem padły barwy i ... buty jednego od nas. Zbliża się Gdańsk (ekipa raczej bardzo młodzieżowa) wszyscy pakujemy się do jednego przedziału – ok. 15osób,firanki zasłonięte, drzwi zakneblowane ale okazało się spokojnie. W Gdyni jesteśmy wcześnie rano bardzo wykończeni.