LEGIA II WARSZAWA-ARKA GDYNIA


Legia - ArkaNa ten mecz wyruszyliśmy dwoma autokarami. Byłoby nas zapewne więcej, ale była to środa. Ekipa była oczywiście doborowa, ale trochę mniej liczebna i słabsza od tej, która rozwaliła Legię na Ursusie Warszawa. Podróż mija bez większych przygód, na oglądaniu kaset video. Pod Warszawą spotykamy się z naszymi przyjaciółmi z Lecha, Cracovii i Polonii Warszawa. Po krótkiej naradzie decyzja jest jednoznaczna - wbijamy się im na tą ich "Żyletę". Omijając policyjną eskortę, która na nas czekała, parkujemy w okolicach Torwaru nasze autokary i samochody. Ze sprzętem ruszamy pod stadion, widząc jednak w oddali dużo psów, wyrzucamy go. Wyłamując bramę wjeżdżamy na "Żyletę". Niestety okazuje się, że cały stadion jest pusty, oprócz krytej, gdzie zasiadło około trzech i pół tysiąca legionistów, których raczej mecz rezerw Legii w ogóle nie interesował i wiadomo było po co przyszli na to spotkanie. Legia, widząc nas na ich odwiecznym sektorze, zaczęła wybiegać z krytej trybuny na plac przed kasami. Tam też doszło do decydującej rozgrywki, bo od razu pośpieszyliśmy im na spotkanie. Najpierw Legia zarzucała nas tradycyjnie różnego rodzaju sprzętem, od krzesła zaczynając, a na granacie z gazem kończąc, postrzelali też sobie z jakichś rakietnic, po czym jak w nich wjechaliśmy to wszyscy zaczęli uciekać na różne strony. Jedni z powrotem na trybunę, reszta w okolice Torwaru. Miłośników zwiedzania hali Torwar wyłapaliśmy i pięciu na mecz już nie wróciło. Potem wróciliśmy sobie znowu na "Żyletę", bo dalszy pościg za Legią nie był możliwy ze względu na psy, które odgradzały drogę, gdzie uciekła większość Legii. Kiedy byliśmy na "Żylecie", Legia wjechała w jakieś tysiąc osób na boisko. Nawoływali abyśmy przeskoczyli prawie 10-metrowy płot. Debile, ciekawe czemu chwilę wcześniej wszyscy uciekali spod własnego stadionu. Następnie zostaliśmy przez psy usunięci za wał za trybunami (podobno na żądanie sędziego, który już wznowił mecz), a Legia toczyła niezłe walki z policją. Około godz. 21, po spisaniu, sfilmowaniu i przejściu lekkiej ścieżki zdrowia, odjeżdżamy sobie do swoich miast. Ostatecznie było nas 100 +50 Lech +30 Cracovia +2 Gwardia Koszalin. Był to super wyjazd.

 

Sparta Brodnica - Arka Gdynia


Hooligans From ArkaJechaliśmy wesołym busem. Kierowca (bodajże Zenek miał na imię) wyprzedzał na zakrętach, prawą stroną jezdni, masakra! Przed meczem chyba Pietruch wpada na pomysł żeby chamów lekko zaskoczyć. Padła propozycja żebyśmy wszyscy schowali szale, wbili się na ich sektor i na umówiony sygnał w 10 (?) minucie meczu zaatakowali. Jako że miałem plecak, kilka osób daje mi szale na przechowanie i ruszamy. Po drodze zastanawiałem się z kim cholera gramy. Przed oczami przewijały się szale klubów ligi polskiej (m.in. Jaga, Legia, Sparta), narodowe i kluby zagraniczne. Dochodzimy pod bramę, kupujemy bilety i zonk. Porządkowy każe mi otworzyć plecak! Mówię. że nic tam nie mam oprócz szalików. W odpowiedzi słyszę: pokaż. Sraka jak ch.., bo chłopaki już weszli. Zobaczy szale Arki w plecaku i ch.. bombki strzeli. Miałem jakiś przedpotopowy plecak z wiązaniem dookoła zamknięcia przy którym trochę się musiałem natrudzić żeby otworzyć, a ludzie za mną już się niecierpliwią. Porządkowy mówi: Dobra! Wsadził rękę do plecaka, powiedział "ok, nie ma sprawy" i wszedłem. Czerwony jak burak, spocony jak nie wiem co, znalazłem naszą ekipę. Sędzia wyprowadza zawodników, spiker przedstawia kluby, ludzie zasiadają na stadionie. Każdy z nas podekscytowany, uśmieszki na twarzach, patrzymy na siebie tak jakbyśmy chcieli sobie powiedzieć "już za chwilę! zaraz się zacznie, jeszcze chwila:)" Nagle Śliwa wstaje i oznajmia "A MY SWOJE!" i drze japę najgłośniej jak może: ARKAAAAAAAAAAAA GDYNIAAAAAA!!! Plan nie poszedł tak jak miał pójść no ale trudno. Każdy rozdaje klapsy, dostają osoby wyglądające na potencjalnych chuliganów;) ale wiadomo że w tłumie ciężko i ktoś przypadkowy może dostać. Pecha właśnie miał M., który pierdolnął jakiegoś miejscowego Bonza (bodajże szefa straży miejskiej czy jakoś tak) i ma przez to kłopoty. Po wszystkich zostajemy oddzieleni od miejscowych i zaczynają się - jak to ZAWSZE w takich przypadkach bywa - napinki ze strony Brodniczan. Kilku żuli zaczyna prowokować naszych, przez co G. (jeden z pierwszych założycieli stronki o Arce) również ma problemy. W drodze powrotnej zatrzymujemy się na rogatkach miasta, bierzemy udział w uroczystości zaślubin (pozdrawiamy młodą parę), a w miasteczku Nowe podczas postoju jakiś typek wyskakuje do mnie z kosą przez co zostaje srogo ukarany.  

 

Sezon hokejowy, bodaj 1997/1998 mecz Stoczniowiec - CRACOVIA

 

Arka GdyniaPrzyjeżdżamy w 4 osoby  dzień  wcześniej do Gdyni na balety i umacnianie zgody. Rano zmelanżowani udajemy się w okolice jakiegoś dworca kolejowego niestety nie pamiętam co to za dworzec był, tam z rożnych stron Gdyni i porannym expresem zbiera sie reszta Pasiaków z Arkowcami. Cracovii ok 25-30osób Arki około 75-80osób, cała banda typowo ekipa mocnych wrażeń. Podróż do Hali Olivii mija na krojeniu Lechistów z barw, którzy wsiadają do „naszego" pociągu. Jakież jest ich zdziwienie gdy wpadają prosto w nasze łapy, nie pamiętam czy mieliśmy ogon w pociągu czy dopiero psy nas odebrały w Gdańsku? Pamiętam, że prowadzili nas w stronę hali jakimiś ulicami i coś w rodzaju tunelu lub jakiegoś wiaduktu, za którym stali uzbrojeni Lechiści, doskonale pamiętam lecącą łopatę i jakieś... kilofy. Lechia wyrzuciła co miała w rekach, a my wyczekaliśmy ten moment i zaatakowaliśmy. Lechia wrotki aż do jakiegoś parku za halą. Ogólnie panował totalny chaos, organizatorzy nie spodziewali sie kibiców przyjezdnych chyba. Pobiegaliśmy trochę po tym „parku" i po jakimś czasie wchodzimy wszyscy na halę. Trzymali nas w jakiś korytarzach, nie wiedząc co z nami zrobić i były dwie nieudane próby wprowadzenia nas na trybuny, za każdym razem okazywało się, że to trybuny, gdzie są kibice gospodarzy. W końcu wprowadzają nas jakimś wejściem na trybuny i połowa ekipy jest już na trybunach, a drugą połowę nagle blokują psy, znowu sie okazało że nad naszymi głowami są biało zielone szale, zaczyna się awantura, gdzie w pierwszej chwili siejemy postrach, ale przeważające siły Lechii odparły atak i wywiązała sie regularna bitwa po naszej stronie walczyło ok 40 typa po drugiej ok 60 osób. Reszta naszej ekipy została zablokowana w wejściu na trybunę i niewypuszczona aż do naszego wycofania się do reszty naszej ekipy, na ponowny atak nie pozwalają psy, które cały czas dojeżdżały i było ich coraz więcej. Obici i ranni byli po obu stronach, barwy stracili tak Lechiści jak i Cracovia i Arka. Dobra akcja i dobra awantura. Pod Halą Lechia ponosi porażkę, na trybunach akcja na remis. Potem juz tylko obustronny wrzuty na siebie i eskorta psów do samej Gdyni kolejką. Bardzo miło wspominam ten wyjazd...

 

Książka dostępna w księgarni Unibook.com

 

Dawnych wspomnień czar