To pierwszy wywiad z Panem dla serwisu kibiców, zatem proszę przybliżyć rzeszy sympatyków Arki jak Pan znalazł się jako piłkarz w Arce, przecież pochodzi pan z Torunia…

Oj, ja to jestem można powiedzieć dzieckiem dziennikarzy (śmiech). Kiedyś w Toruniu był taki cykliczny turniej piłkarski drużyn szkolnych i zostałem przez redakcję toruńskich „Nowości” wybrany najlepszym bramkarzem turnieju. To były czasy, gdy się broniło w podkolanówkach siostry czy rękawicach taty z obciętymi palcami, do tego zaczęło padać i mi całe ubranie zafarbowało. No i z takiego oto turnieju trafiłem do Pomorzanina Toruń, bo tak się złożyło, że redaktor naczelny owej gazety był jednocześnie kierownikiem drużyny. Tam też skończyłem wiek juniora, trafiły się też pierwsze małe sukcesy typu reprezentacja okręgu.

 

Aż nadszedł czas obowiązkowej służby wojskowej…

Służbę odbyłem w wojskowym klubie jakim był Zawisza, lecz tam nie udało mi się przebić, co nie może specjalnie dziwić, bo bramki bydgoskiego klubu strzegł znakomity Andrzej Brończyk – legenda klubu. Kolejnym etapem był lokalny rywal Zawiszy – Chemik i tu następuje można powiedzieć przełomowy moment w moim życiu, bo mało brakowało, bym nie trafił do Lechii Gdańsk (śmiech). Graliśmy mecz pucharowy z Lechią, po którym otrzymałem stamtąd propozycję, ale mniej więcej w tym samym czasie odbywał się turniej miast zaprzyjaźnionych, w którym brała udział młodzieżowa reprezentacja Polski pod dowództwem Ryszarda Kuleszy. Jako reprezentant Bydgoszczy stanąłem w bramce przeciwko wielu późniejszym sławom, między innymi Januszowi Kupcewiczowi, któremu obroniłem dwa rzuty karne. Po meczu napisałem list do Janusza, że bardzo bym chciał trafić do Arki, no i dzięki wstawiennictwu Janusza moje życzenie się spełniło.

 

Po kilku latach sukcesów z Arką trafił Pan jednak do innego gdyńskiego klubu…

Było to po spadku Arki do drugiej ligi, który przeżyłem bardzo osobiście, kończąc wręcz karierę. To był okres, gdy byłem świeżo po ślubie, w perspektywie było dziecko i stwierdziłem, że nigdzie poza Trójmiastem nie chcę grać. Rozpocząłem nawet pracę zawodową w cukierni teścia. Pracowałem jako czeladnik, następnie ukończyłem kurs mistrzowski. Rok ciężkiej pracy. I wtedy przypadkiem spotkałem się z trenerami Geszke i Kociołkiem, którzy szykowali Bałtyk do gry w I lidzie. Cóż, ciągnęło wilka do lasu, zwłaszcza, że bramkarzem w Bałtyku był mój przyjaciel Stasiu Burzyński. Pamiętam, że na pierwszym treningu po powrocie z cukierni ważyłem ponad 100 kilo (śmiech). No, ale tak się potoczyło, że zostałem i to nawet w pierwszym składzie.

 

Łącznie rozegrał Pan 95 meczów w ekstraklasie w biało-niebieskich barwach.

Tak, to były czasy, gdy Bałtyk z Arką dobrze współpracował, nie było najmniejszych problemów. Dzisiaj już tego nie ma, ale ja uważam, że tam, gdzie jest wojna, zawsze ktoś na tym traci. Jestem wyznawcą dialogu. Brakowało mi tego ze strony Bałtyku w ostatnim czasie. Gdy Arka starała się o licencję na stadion rugby – Bałtyk był cicho. Gdy działacze i kibice Arki walczyli o nowy stadion – Bałtyk był cicho, dopiero niedawno rozpoczęli dyskusję na temat koloru krzesełek, przychodząc niejako na gotowe. Brakowało mi z ich strony chęci pomocy, wsparcia tych działań, z których korzyści czerpią przecież obie strony. Dla mnie nie podlega żadnej dyskusji, że gdyby nie Arka i jej kibice to tego stadionu by jeszcze wiele lat nie było.

 

Jak Pana prognozy dotyczące frekwencji na nowym stadionie?

Uważam, że w "strefie wpływów" Arki jest spory potencjał i średnia frekwencja 10 tysięcy widzów jest realna. Ja z rozrzewnieniem wspominam czasy, gdy jeździliśmy z drużyną na spotkania do Tczewa czy Kościerzyny i się wypełniały całe sale, ale myślę, że jak dzisiaj także nad tym popracujemy to jest szansa na taki wynik. To jest jedno z zadań działu marketingu, ja nie wchodzę w ich kompetencje, ale uważam, że o wymienione miasta i wiele innych należy dbać. Kibica należy „dopieścić” i Arka powinna być widoczna w tych miastach. Za przykład podam Lyon, gdzie jak się wjeżdża to w barwach i z logiem Olympique jest wszystko: taksówki, sklepy, wiaty przystankowe, kawiarnie, fryzjerzy, dosłownie wszystko. Wjeżdżam na południe Chorwacji i wiem, że tu rządzi Hajduk, że to jego tereny. Ja może jestem idealistą, ale chciałbym by cały region żył Arką. I to nie tylko wtedy, gdy wygrywa. Kształtować to musimy wszyscy razem, zarażając naszych znajomych czy rodziny pasją kibicowania! Ja mam tego pecha, że mój syn jest kibicem Lechii, ale jestem przekonany, że Wy i inni kibice zrobicie wszystko, by Wasi synowie chodzili na Arkę.

 

Pan okazuje przywiązanie do Arki zawsze, nawet na obcych stadionach. Nie było z tym kłopotów?

A były, oczywiście, że były, bójek nie wyłączając. Nawet w Sylwestra wyszedłem świętować Nowy Rok i przywitała mnie z okna na przeciwko grupka lechistów. W trakcie meczu derbowego kilku kibiców nawet chciało się posunąć do rękoczynów. Ja nie należę do ludzi, którzy by uciekali i nie mam powodów bym się wstydził, że pracuję w Arce, zatem było blisko starcia (śmiech). Jadąc przez Polskę też zdarza wywiesić mi się flagę samochodową, miałem przygodę na jednej ze stacji benzynowych na Śląsku, gdy grupka kibiców jednego z klubów myślała, że łatwo „oklepie” przybysza i ruszyła na mnie. Ale cóż, mam świadomość, że czas postępuje i nie ten sierpowy co kiedyś, więc będę się musiał pilnować (śmiech).

 

Od kiedy i dlaczego przed nazwiskiem Andrzeja Czyżniewskiego widnieje dopisek „dyrektor sportowy”?

Cóż, praca w Lechu na tej posadzie nie była moim marzeniem. Od zawsze chciałem być trenerem i do tego dążyłem. Byłem blisko objęcia swego czasu Amiki Wronki, lecz po fuzji pan Jacek Rutkowski przedstawił mi rolę, w której mnie widzi, to znaczy twórcy profesjonalnego działu scoutingu.

 

To były Pana pierwsze kroki w tym temacie?

Nie, już w Amice trener Maciej Skorża poprosił mnie bym zajął się obserwacją nowych zawodników i to między innymi z mojego polecenia do klubu na testy trafił Dawid Nowak. Niestety trener rezerw Amiki stwierdził, że takich jak on to mają na pęczki. Nieco później proponowałem trenerowi Arki Wojciechowi Stawowemu takich piłkarzy jak Micanski czy Lisowski.

 

Jak wyglądały początki Pana pracy w Lechu?

Zacząć trzeba od tego, że wówczas mało kto w Polsce w ogóle zdawał sobie sprawę co to jest scouting i na czym polega. Ja jestem zwolennikiem powielania sprawdzonych wzorców, a nie wyważania drzwi i robienia czegoś na siłę - „po polsku”. Byliśmy w Werderze Brema, HSV i Hercie Berlin. Obserwowaliśmy tam dosłownie wszystko, nauczyliśmy się, że zawodnik jest nadajnikiem, który wysyła sygnały, a my siedząc na trybunie musimy to wszystko odpowiednio odebrać, zinterpretować. Dobry scout nie patrzy tylko na to, jak zawodnik podaje czy strzela, ale jak przeprowadza rozgrzewkę, jak reaguje na zmianę, jak współpracuje z kolegami czy jak reaguje na decyzję sędziego.

 

Czy w takich obserwacjach pomaga serwis Youtube?

Tak, to bardzo szybki sposób na pozyskanie informacji. Pierwszym etapem obserwacji jest określenie parametrów zawodnika, jakiego nam potrzeba. Czy chcemy wysokiego czy niskiego, walczaka czy lidera. Następnie sprawdzamy w bazie informacje czy są w naszym zasięgu jacyś piłkarze o żądanej przez nas charakterystyce. Kompilacje produkowane przez menedżerów są jedną z form dodatkowych informacji o zawodniku. Nie ukrywam, że np. przy transferze Denisa Glaviny posiłkowaliśmy się takim filmikiem i był on jednym z elementów przejścia do kolejnego etapu obserwacji. Chciałbym by kibice wiedzieli, że pieniądze wydawane na obserwację kilku zawodników są nieporównywalnie niższe od kosztów jednej pomyłki transferowej, czyli płacenia takiemu zawodnikowi dwuletniego, dajmy na to, kontraktu.

 

Ostatnio krążył też po naszym forum filmik z akcjami Juniora Rossa. Użytkownik stazy ocenił ten transfer pozytywnie (śmiech). Martwi nas jednak mała skuteczność tego piłkarza.

Pozdrawiam oczywiście stazy’ego (śmiech). Cieszę się, że są na forum użytkownicy mający własne zdanie i nie bojący się go wyrażać. Oczywiście, transfer Rossa jest obarczony ryzykiem, stąd tylko półroczny kontrakt z opcją przedłużenia. Należy się jednak zastanowić, dlaczego mimo tak niskiej skuteczności trener wystawiał go stosunkowo często. Widocznie uznał, że jest on potrzebny drużynie i na to liczymy. Poza tym, decydującym argumentem była szybkość, która jest cechą wiodącą tego zawodnika.

 

Właśnie, powiedział Pan, że to będzie najszybszy napastnik w ekstraklasie.

Tak, na podstawie obserwacji mam prawo postawić taką tezę. Moim zdaniem to zawodnik dorównujący szybkością Grosickiemu, a potrafi grać inteligentniej od niego i bardziej zespołowo. My do tego zawodnika przymierzaliśmy się już latem, ostatecznie trafił do nas teraz. Szkoda, że nie grał pół roku wobec nieporozumień z ostatnim klubem, ale mam nadzieję, że u nas się odbuduje.

 

Powiedział Pan niegdyś dla serwisu Weszło!, że jest w Polsce w niższej lidze chłopak, który ma papiery na wielkie granie, ale miewa zbyt długie przestoje i gra nierówno. O kogo chodziło?

Łukasz Grzeszczyk. Cóż, nie rozwinął się tak jak się spodziewałem.

Ma Pan sygnały z Inicjatywy Arka lub od trenerów juniorów, że są takie talenty?

Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że IA będzie wkrótce bardzo ważnym elementem szkolenia w Arce. Wchodzimy niedługo z zupełnie nowym programem szkoleniowym, otwieramy nowe klasy sportowe w szkołach. Cały program jest już praktycznie przygotowany i wierzę, że od nowego sezonu go wprowadzimy.

 

Czy wiąże się to z budową ośrodka szkoleniowego z prawdziwego zdarzenia?

Chcemy, by w przyszłości roczniki „junior starszy” i „junior młodszy” stanowiły podstawę Akademii Piłkarskiej. Jeżeli kluby nie zostaną zobligowane do prowadzenia takiej akademii, nigdy nie zanotujemy postępu. By znaleźć i oszlifować jedną perełkę potrzeba czasem dziesięciu takich talentów jak Krystian Żołnierewicz. Przykład stanowi Holandia, gdzie każdy klub ma swoją akademię i może ściągać piłkarzy tylko z najbliższego regionu. Chcemy by tak było u nas, by o trafieniu do Arki marzył i do tego dążył każdy chłopiec z Wejherowa, Półwyspu, Rumi czy Tczewa. W Arce powołaliśmy grupę „Talent”, składającą się z zawodników, z którymi w szczególności wiążemy nadzieje na przyszłość. Chłopcy trenują dodatkowo pod okiem Jacka Dziubińskiego. W kategorii juniorów starszych drużyna wygrała jesienią wszystkie 13 meczów, straciła 4 gole. O czym to świadczy? Jak niski poziom szkolenia jest w innych klubach. Nasi chłopcy nie mają z kim rywalizować, dlatego najzdolniejsi już grają w Młodej Ekstraklasie, gdzie drużyna także osiąga bardzo dobre wyniki, będąc najmłodszą ekipą w lidze.

 

Czy to zapowiada lepsze czasy w Arce?

Mam nadzieję. Przypominam, że tu jeszcze 2-3 lata temu był „klub piłkarzy truchtających”, którzy zarabiali zdecydowanie więcej niż nasza młodzież.

 

Ostatnio o tym „klubie” jest wyjątkowo głośno…

Tak, w polskim futbolu nawet istnieje grupa prawników, szukających luk prawnych, by piłkarz jak najwięcej wyciągnął od klubu. Obok istnieje grupa menedżerów-padlinożerców, którzy wciskają klubom, jestem przekonany, że nie bezinteresownie, swoich zawodników, a potem co pozostaje? Rachunki do spłacenia. Jest taki przepis, że zawodnik, który rozegrał w ciągu sezonu mniej niż 10% spotkań może rozwiązać kontrakt. Proszę mi pokazać jeden przykład piłkarza, który z tego skorzystał. Nie ma nikogo takiego. Dlatego mnie śmiech ogarnia, gdy zawodnicy mówią dumnie „pieniądze to nie wszystko”. Nie, drodzy kibice, dla piłkarza to jest wszystko. Oczywiście, nie mówię o wyjątkach, ale pamiętajmy, że piłkarze grają przede wszystkim dla pieniędzy, bo to jest ich zawód. Wymagajmy więc, by robili to profesjonalnie i jak najlepiej.

 

Kiedyś tak nie było?

Kiedyś kontrakty były inaczej skonstruowane. Dziś olbrzymią część kontraktów stanowią przywileje i prawa, niegdyś dominowały w nich zakazy i kary.

 

Pamiętamy, jak czytaliśmy, że któryś z piłkarzy Manchesteru United dostał karę, bo na chodniku wyprzedził sir Alexa Fergusona.

Ano właśnie.  To jest to, co staramy się budować w Arce. To znaczy autorytet trenera. To jest persona niepodważalna. Pamiętam, będąc na stażu w Arsenalu Londyn, sytuację, gdy na korytarzu pojawiał się Arsene Wenger. Martwa cisza – idzie boss. Nie było sytuacji, żeby zawodnik podszedł na kolacji czy w klubie do Wengera i sobie porozmawiał. Mi się to udało na kilkunastominutowej, nazwijmy to, audiencji. Z tego okresu pozostał kontakt z szefem scoutów – Rileyem, ale chyba ostatnio zmienił numer, bo kontakt się urwał.

 

Może by warto kontakt odnowić. Walcott nie łapie się ostatnio (śmiech).

Pamiętam właśnie, że wtedy Walcott był dopiero co kupiony. Arsenal ma kapitalny ośrodek treningowy, zawodnicy przyjeżdżają dużo wcześniej, integrują się przy kawie czy na kolacji po treningu. Oczywiście wszystko w idealnym porządku, zakaz używania telefonów komórkowych, obowiązkowy strój klubowy i tak dalej. To jest coś, o czym marzę w Arce. No ale niestety, co my tu możemy zaproponować zawodnikom, by przyjechali tę godzinę chociaż przed treningiem?

 

Jednym z powodów ściągania takich piłkarzy jak Noll czy Bruma jest zaszczepienie młodzieży tej namiastki profesjonalizmu?

Oczywiście, chciałbym by nasi wychowankowie przyswajali dobre zachodnie standardy. To znaczy: wyciszenie, skupienie przed meczem, zakaz używania po wyjściu z szatni telefonów czy żeby zostali po treningu chwilę się porozciągać albo poćwiczyć brzuszki. Musimy przygotować nasze talenty do bycia zawodowcami, by wiedzieli, że na chwilę obecną są na dole stromej piramidy. Jest on szeroki i jest w nim miejsce dla każdego. Ale następny poziom już jest węższy, kolejny jeszcze bardziej, aż w końcu na szczycie, czyli w składzie pierwszej drużyny zostają tylko najlepsi. Oznacza to ciągłą rywalizację i dążenie do realizacji celów. Oczywiście sport to również proces wychowywania i do tego także dążymy, między innymi poprzez współpracę ze szkołami czy otwieranie własnych klas sportowych.

 

Czy zachowanie kilku obecnych pracowników klubu było profesjonalne?

Cóż, tego nie można rozpatrywać w tych kategoriach. Ci zawodnicy, krótko mówiąc, postawili klub w bardzo trudnej sytuacji. Człowiek dorosły musi ponosić konsekwencje swoich czynów, musi brać za nie odpowiedzialność, przewidywać skutki swoich decyzji. Pozwanie obecnego pracodawcy postawiło nie tylko klub, ale i tych zawodników w bardzo trudnej sytuacji.

 

Czy w kontraktach zawodników jest zapis odnoszący się do tego typu zachowań?

Jest to aktualnie przedmiotem analizy prawników, czy takie działania nie są z kategorii działań narażających dobry wizerunek klubu. Proszę nie myśleć, że Klub usiłuje zamieść tę sprawę pod dywan, bo to sprawa z kategorii tych, które trzeba wyjaśnić. Już wkrótce kibice mogą spodziewać się przedstawienia stanowiska Władz Klubu w tej sprawie.

 

Osobna kategoria to Grzegorz Niciński i Dariusz Ulanowski – ikony Arki. Byłe czy nadal aktualne?

To jest kwestia wyboru tych ludzi, nie mnie to oceniać. Każdy pewnie wyrobi sobie swój pogląd na tę kwestię.

Chciałbym wierzyć, że nie była to dla nich łatwa decyzja, w szczególności w kontekście zakończenia przez nich karier w Arce i wywiązania się Klubu z wszelkich zobowiązań wobec nich. Przecież np. w przypadku  Grzegorza Nicińskiego  były istotne przesłanki aby rozwiązać kontrakt z winy zawodnika, a tego nie uczyniliśmy.

 

Czy ta sprawa jest powiązana z tegorocznym budżetem Arki?

O to trzeba pytać prezesa Justkę. Są także różne bilanse sprawozdawcze, gdzie można będzie to sprawdzić. Wracając do tematu, mnie ciekawi czemu żaden z zawodników nie przysłał wezwania do zapłaty wcześniej, wiele jest tutaj zawiłości i poczekajmy na opinię prawników.

 

Ostatnio wśród kibiców Arki przewija się przede wszystkim kilka nazwisk. Tak więc po kolei: Sobieraj.

W klubie zostały wprowadzone pewne standardy, zasady, których nie możemy łamać, nie możemy robić wyjątków. Także tematu Krzysztofa Sobieraja w kontekście gry w Arce nie ma.

 

Trytko.

Z Przemkiem Trytko sprawa wygląda inaczej. Uważam, że w pewnym okresie nie wytrzymał ciśnienia, zapominając, że w Arce każdy transfer jest zależny od innego. Wykupienie Przemka było zależne od tego czy w klubie zostanie Tshibamba. Odrzuciliśmy ofertę Legii i wyglądało na to, że Joel pozostanie, więc nie było tym samym pieniędzy na wykup Trytki. Umówiliśmy się z Przemkiem, że poczeka do momentu wyjaśnienia przyszłości Tshibamby, no ale niestety jak wspomniałem nie wytrzymał ciśnienia. Teraz jest w innym miejscu i tam ma okazję się wykazać.

 

Budziński.

W środę siadamy z Marcinem do rozmów. Zasłużył na nowy kontrakt i otrzyma od nas taką ofertę.

Jest to spowodowane niską kwotą wykupu w obecnej umowie?

Nic z tych rzeczy, nie ma takiej klauzuli. Po prostu „Budzik” zasłużył na nowy, lepszy kontrakt. Odgrywa coraz większą rolę w zespole, widzimy, że się rozwija. Dlatego dostanie kontrakt adekwatny do roli jaką pełni w Arce.

 

Szmatiuk.

Jesteśmy umówieni z menedżerem Maćka na rozmowy, liczę, że zakończą się pozytywnie dla nas i zawodnik pozostanie zawodnikiem Arki.

 

Labukas.

Z nową ofertą dla Tadasa cały czas czekamy. To niepodważalne, że jesienią dał Arce dużo, ale nie chcemy by osiadł na laurach tylko cały czas pracował na nową, lepszą umowę.

 

Siebert.

To jest znów kwestia wyboru. Byśmy musieli przeznaczyć na ekwiwalent za niego pewne środki, a mamy w klubie utalentowanego Żołnierewicza, stąd priorytety transferowe są nieco inne. Myślimy o wzmocnieniu siły ofensywnej. Dla mnie pod dużym znakiem zapytania stoi szybkość powrotu do pełnej sprawności Burkhardta, zatem musimy tu także dokonać wzmocnienia.

 

Podobnie wygląda kwestia z obsadą prawej pomocy.

Mi ten temat także nie daje spokoju, co prawda możemy znaleźć na tę pozycję alternatywy, ale…

 

… no właśnie, alternatywy.

Zgoda, ale nie trafiła się nam do tej pory taka okazja, by kogoś wziąć bez namysłu. Był na testach Zijler, ale nie powalił nas w żaden sposób na kolana. Niczym nie wyróżnił się na tle pozostałych, czy to przyjęciem piłki czy kreatywnością.

 

Ostatnio wyróżnił się za to Chris Wondolowski.

Oczywiście, my tego chłopaka obserwowaliśmy dłuższy czas. Miał nawet zabukowany bilet do nas, ale niestety, w kluczowym momencie zaczął… jeszcze więcej strzelać. Jego drużyna miała bardzo szybko odpaść, przegrała pierwszy mecz w play-offach, ale w rewanżu on strzelił, a zespół przeszedł dalej. Dla nas uposażenie roczne piłkarza było do zaakceptowania, byliśmy gotowi wyłożyć na niego pieniądze, no ale niestety zrobiło się o nim zbyt głośno i dostał nowy, dużo lepszy kontrakt. Szkoda.

 

Informacje o piłkarzu pojawiły się w mediach. Przeciek?

Sądziliśmy z początku, że ktoś sprzedał mediom informacje o naszym zainteresowaniu zawodnikiem, ale okazało się, że Weszło! miało informacje z innego źródła. Nam się często zarzuca, że jesteśmy mało medialnym klubem, ale my się borykamy z takim problemem: czy robić jak niektóre kluby, czyli informować media o wszystkich rozmowach, które prowadzimy, czy też podawać pewne, sprawdzone informacje. Wybieramy tę drugą opcję, bo wiemy, że dzięki temu jesteśmy wiarygodni. Jak informujemy, że rozmawiamy z zawodnikiem lub podpisaliśmy kontrakt, to jest to 100% pewne. Proszę mi wierzyć, że są kluby w ekstraklasie, z których zawodnicy przyszliby tutaj na pieszo, jakby dostali od nas ofertę. To jest właśnie pokłosiem tego, że stajemy się wiarygodni.

 

Czy był temat Bartosza Białkowskiego?

Ależ oczywiście, rozbiło się niestety o gażę zawodnika, który oczekiwał jednak trochę za dużo w stosunku do naszych możliwości. Potwierdzam, że latem było blisko sprowadzenia Bartosza, który był nawet, powiedziałbym, bardzo zainteresowany grą w Gdyni.

 

Z Arki kilku piłkarzy jest wypożyczonych do Orkanu. Czy klub monitoruje ich rozwój oraz czy są brani pod uwagę w kontekście rezerw Arki, które być może powstaną?

Tych zawodników cały czas obserwujemy, oni mają czas do końca sezonu by przekonać nas, że warto na nich postawić. PZPN forsuje projekt by każdy klub oprócz drużyny Młodej Ekstraklasy prowadził zespół rezerw, złożony z zawodników do lat 23, co do przydatności których jeszcze decyzja nie zapadła.

 

Jak wygląda kwestia premii za obecny sezon?

Zawodnicy mają obiecaną sowitą premię za zrealizowanie celu, czyli miejsce w pierwszej ósemce.

 

Premia wyszła od właściciela czy od Klubu?

Od Klubu.

 

A jak ocenia Pan okres pracy trenera Pasieki w Arce?

Pozytywnie. Uważam, że Arka robi postępy. Pamiętam, że jak przychodziłem do Arki to kibice mnie zaczepiali i mówili „panie Andrzeju, niech Pan zrobi, żeby oni chociaż walczyli, wygrywali u siebie, grali do końca”. Muszę powiedzieć, że nastąpiły pewne zmiany, nikt nie zarzuci drużynie, że nie walczy, potrafi przegrywając zaatakować, powalczyć, jak na przykład ze Śląskiem. Przy okazji chciałbym zaznaczyć, że decyzja o przedłużeniu umowy z trenerem nie jest zależna wyłącznie od tego czy drużyna to 8. miejsce zajmie.

 

Czy trener będzie w stanie też wykorzystać potencjał Mirko Ivanovskiego?

Cieszę się, że się zgadzamy, że ten zawodnik ma olbrzymi potencjał. Niestety jako typowy południowiec, próbuje rekompensować sobie brak efektów bramkowych innymi zachowaniami, które potrafią irytować. Przeprowadziłem z nim kilka rozmów, trener też i liczę, że poskutkują, a na wiosnę zobaczymy innego Mirko.

 

Do Arki wrócił Pan, Czesław Boguszewicz, w sztabie szkoleniowym jest Grzegorz Witt. Czy planowane są dalsze powroty byłych arkowców?

Na chwilę obecną niestety nie ma na to w budżecie środków, ale ja nie ukrywam, że często zasięgam rad czy opinii wielu moich byłych kolegów z boiska – na przykład Mieczysława Rajskiego czy Janusza Kupcewicza. Arka jest obecnie jednym z nielicznych polskich klubów, który przywiązuje wagę do byłych zawodników. U nas byli piłkarze, prezesi czy działacze mają miejsce na stadionie, na nowym obiekcie będzie nawet specjalny sektor dla zasłużonych. To powód do dumy, że Klub pamięta o swojej historii, wierzę, że na nowym stadionie znajdzie się ostatecznie sala pamięci, gdzie znajdą się liczne pamiątki ze złotego okresu Arki.

 

Żałuje Pan czegoś z okresu swojej pracy w Arce?

Tak, że nie powiedziałem „ten Pan już u nas nie ma czego szukać”, gdy Lubenow podczas oficjalnej konferencji prasowej wstał i powiedział, że nie podpisze kontraktu, bo Klub mu jest winny pieniądze. Była to oczywiście bzdura, bo piłkarz miał porachunki finansowe ze swoim menedżerem, a nie z nami, niestety nie posłuchałem wewnętrznego głosu, wynikającego z doświadczenia i ostatecznie zawodnik został na kolejny rok w Arce.

 

Dziękując za poświęcony czas, życzymy Panu jak najmniej takich pomyłek i dalszej pracy na chwałę Wielkiej Arki!

Dziękuję bardzo i pozdrawiam wszystkich kibiców. Nigdy nie traćcie wiary!

 

Rozmawiali: es, mazzano