Obaj trenerzy przed meczem opowiadali bajki, że liczą na wielkie widowisko pod znakiem ofensywnej piłki i wielu bramek. Atmosfera była podgrzewana z dnia na dzień i chyba przesadzono z temperaturą (skądinąd wiadomo, że jak przyjeżdża Arka do Gdańska, to ona wzrasta...), bo balon pękł z hukiem, lecz sparzył się tylko trener Arki. Dariusz Pasieka ma wśród kibiców Arki zwolenników, ale przede wszystkim wielu przeciwników, bo jest to trener wysoce nieefektywny, głównie jeśli chodzi o zdobycze bramkowe. Początkowy urok trenera minął i dziś wytykane mu jest przesadne przywiązane do szlifowania gry obronnej, złe decyzje kadrowe oraz promowanie bardzo słabego Mawaye, który niemal zawsze w końcówce meczu dostaje szansę gry. Arka pod wodzą Pasieki nie potrafi rozgrywać obu połów na równym wysokim poziomie, w derbach po niezłej pierwszej znów przyszła fatalna druga.

Aktualny obraz Arki zaciemniony jest nienajgorszym miejscem w tabeli oraz zwycięstwami z Jagiellonią i Górnikiem. Tymczasem my proponujemy spojrzeć na to z drugiej strony, tej wyjazdowej. Gdy Arka gra na naturalnej murawie nie potrafi stwarzać groźnych sytuacji. Bilans wyjazdowy: 5 meczów, 4 porażki, 0 goli jest dramatyczny. Dodać trzeba, że w żadnym z tych spotkań Arka nie stworzyła chociaż 2 składnych akcji zakończonych groźnym strzałem. W Lubinie było koszmarnie, z Cracovią też, z Lechem i Wisłą po jednej sytuacji, a w derbach nasi zawodnicy przeszli samych siebie, nie oddając ani jednego celnego strzału. Ale czy mogło być inaczej, skoro trener wystawia drużynę w ustawieniu 1-4-1-4-1 z nastawieniem ultradefensywnym? Pierwsze 15 minut rokowało nieźle, Arka sprawnie przeprowadzała piłką na połowę Lechii, która nie mogła złapać swojego rytmu meczowego. Niestety wszystko kończyło sie na 20-30 metrze od bramki rywala. Arka nie ma wypracowanego ani jednego schematu gry, który umiałaby wprowadzić w życie, brakuje tradycyjnie prostopadłych podań i strzałów z dystansu. Obserwatorzy treningów mówią, że to nie przypadek, bo nie ma w nich żadnych nowości, żadnych powtarzających się elementów ataku pozycyjnego. Najbardziej nerwowych trener doprowadził do białej gorączki faktem, że zamiast schodząc z boiska pożegnać się z kibicami, do tunelu udał się drepcząc ramię w ramię z trenerem Lechii. Kolejny dowód na brak zrozumienia powagi sytuacji i tego co czuliśmy.

Piłkarze po meczu usłyszeli wyrazy wsparcia, bo... inaczej być nie mogło. Złość po przegranych derbach była ogromna, ale jaki jest koń każdy widzi. Większości brak odpowiednich umiejętności, a nie dowodzi nimi trenerski Napoleon by mogli te braki nadrobić taktyką i odpowiednią strategią gry. Niestety, chyba bali się, że po okrzyku "chodźcie do nas" zostaną potraktowani zbyt ostro i woleli zachować dystans kilkudziesięciu metrów. Bliżej podeszli jedynie Ivanovski i Glavina, widać że obu zależało i czuli klimat. Reszta też walczyła, nie tylko bark w bark, bo kilku było aż nadspodziewanie aktywnych w boiskowej awanturze pod koniec meczu. Posypały się kartki, ale dostaliśmy przynajmniej dowód, że wiedzą co to znaczy bronić barw Arki i stać murem jeden za drugim. Oby przełożyli to na jeszcze cięższe treningi, co zaowocuje na wiosnę tak długo oczekiwanym zwycięstwem w derbach.

Trener Pasieka ma kontrakt do końca sezonu i właśnie rozpoczął walkę o jego przedłużenie. W oczach wielu kibiców wiele stracił, zatem czas na błysk w ligowej tabeli, a nie tylko na przedmeczowych konferencjach.