Widowisko powinno być dobre, a na pewno emocjonujące. Wynik będzie oscylował wokół remisu, a dyspozycja dnia zdecyduje o tym, kto wygra. Ja mam nadzieję, że wygra Areczka. 1:0 - powiedział dla Gazety Trójmiasto były zawodnik Lechii Gdańsk (1970-77) i Arki Gdynia (1977-82). Tomasz Korynt, były piłkarz obu drużyn w wywiadzie udzielonym dla Gazety Trójmiasto mówi wprost - Widowisko powinno być dobre, a na pewno emocjonujące. Jak to w derbach bywa - wszyscy zrobią wszystko, aby wygrać. Co do szans zespołów na zwycięstwo - walka i chęć wygranej spowoduje, że spotkanie będzie wyrównane i o wygranej może zadecydować odrobina szczęścia. Nie miałem okazji oglądać poprzednich meczów Lechii, natomiast widziałem Arkę, która przegrała 0:4 z Wisłą Kraków. Sytuacje w polu karnym Arki, które miały miejsce w Krakowie, wskazują na to, że gdynianie będą musieli mocno się zmobilizować, aby po raz kolejny uniknąć takich błędów. Z kolei atut własnego boiska preferuje do zwycięstwa Arkę. Przypuszczam, że wynik będzie oscylował wokół remisu, a dyspozycja dnia zdecyduje o tym, czy trzy punkty powędrują w jedną czy drugą stronę. Mam nadzieje, że wygra Areczka - 1:0. Na derby kibice przygotowują specjalną otoczkę. Czy na pana oddziaływało to w jakiś konkretny sposób? - Atmosfera derbowa już grubo przed meczem daje o sobie znać. Jest większa mobilizacja, podenerwowanie. Być może są tacy piłkarze, którzy potrafią się wyłączyć, ale ci mocno związani z drużyną czują w sobie dreszczyk emocji. Trudno jest się odizolować w czasie gry od tego, co się dzieje na zewnątrz, na trybunach. A nie uważa pan, że otoczka wokół takiego spotkania wpływa negatywnie na poczynania piłkarzy na boisku? Gra staje się bardziej asekuracyjna, a drużyny skupiają się głównie na obronie. - Podgrzewanie atmosfery ma na to wpływ, ale również wiąże się z tym fakt, że nikt nie chce stracić bramki. Dlatego pierwszoplanową rolę w taktyce odgrywa chęć zabezpieczenia bramki, a dopiero później możliwość zdobycia gola. Wracając pamięcią do derbów z lat, kiedy ja w nich grałem, wynika, że mecze między Lechią a Arką często kończyły się wynikami 1:0 czy 0:0. Z tego powstała, można powiedzieć, tradycja. Kto strzeli pierwszą bramkę, niemal przechyla szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Które derby, z czasów pana gry w Lechii czy Arce, najbardziej zapisały się w pana pamięci? - Mecz z 1975 r., który decydował o awansie do I ligi. Grałem wówczas w barwach Lechii, która musiała wygrać w Gdyni, aby awansować. Niestety, mimo ogromnej walki, nie udało nam się tego osiągnąć. W końcówce spotkania Andrzej Szybalski strzelił zwycięską bramkę dla Arki. Właśnie ze względu na tę bramkę, straconą w końcówce, oraz zaciętość w grze, tamto spotkanie zostało w mojej pamięci. Źródło : Gazeta Trójmiasto Foto : Agencja Gazeta