Sobotni mecz w Białymstoku przypomniał i uwypuklił główną zmorę Arki za kadencji Leszka Ojrzyńskiego – bramki i punkty tracone w końcówkach meczów.

Dwa trafienia gospodarzy do siatki Arkowców w doliczonym czasie gry w minionej kolejce bardzo bolały, ale ten rodzaj bólu niestety dane nam było już poznać bliżej. Od objęcia Arki przez jej obecnego szkoleniowca mieliśmy do czynienia aż z ośmioma przypadkami gubienia punktów w rezultacie tracenia goli po 80 minucie:

1. 22 kwietnia, Arka – Wisła Płock 1:1 (Siemaszko 41’ – Kante 90+4’).

2. 28 kwietnia, Arka – Piast Gliwice 1:1 (Szwoch 9’ – Jankowski 88’).

3. 3 sierpnia, FC Midtyjlland – Arka 2:1 (samobój Sochy 77’, Soerloth 90+2’ – Sołdecki 59’).

4. 13 sierpnia, Górnik Zabrze – Arka 1:1 (R. Wolsztyński 85’ – Jurado 84’).

5. 3 listopada, Arka – Lechia Gdańsk 0:1 (F. Paixao 90+5’).

6. 17 lutego, Wisła Kraków – Arka 3:2 (Imaz 44’, Arsenić 51’ i 83’ – Kun 11’, Marcjanik 60’).

7. 4 marca, Cracovia – Arka 2:1 (Helik 42’, Piątek 89’ – Kriwiec 59’).

8. 17 marca, Jagiellonia Białystok – Arka 3:2 (Bezjak 40’, Burliga 90+4’, Wójcicki 90+6’ – Szwoch 20’ i 64’).

Łącznie na bramkach w końcówce Arka straciła więc 13 punktów, z czego 8 w tym sezonie. A nie uwzględniamy w tym zestawieniu przypadków, kiedy Żółto-Niebiescy prowadzili w meczu nie dowozili korzystnego wyniku do końca, ale bramki tracili przed 80 minutą – jak choćby w domowych meczach z Zagłębiem czy Cracovią. Problem jest więc widoczny. Jakie mogą być przyczyny takiego stanu rzeczy?

Zapewne wielu kibiców na pierwszym miejscu wskazałoby słabe przygotowanie fizyczne do sezonu. Ale nie to wydaje się największą trudnością – Arkowcy w większości meczów wytrzymują przecież końcówki na niezłej intensywności. Inna sprawa, że na podanej liście spotkań figurują takie mecze, jak z Midtjylland czy Jagiellonią, kiedy nasi zawodnicy grali od pierwszej minuty niebywale ambitnie i bardzo walecznie, co też musiało znaleźć odbicie w minutach ostatnich. Dlatego nie można odrzucić tego argumentu jako bezzasadnego.

Inną przyczyną niewątpliwie jest taktyka Arki. Bezpośrednio po strzeleniu bramki nasi piłkarze zazwyczaj chcą pójść za ciosem i szybko strzelić kolejną, ale kiedy to się nie udaje w krótkim odstępie czasu, zaczynają się cofać i z każdą minutą cofają się coraz głębiej. Ostatnie 10 minut często stanowi apogeum tej skomasowanej defensywy polegające na stanięciu całą drużyną we własnym polu karnym i wybijaniu piłki jak najdalej od swojej szesnastki. Jak niestety możemy zauważyć, przejście do bardzo zaawansowanej obrony kończy się jednak nieszczęściem. Wydaje się, że kluczem do utrzymania korzystnego wyniku jest zachowanie konsekwentnej gry i odpowiednich różnic między formacjami do ostatniego gwizdka.

Zostawiając argument braku szczęścia, które w piłce raz daje, raz zabiera, i nie ma co się na nim skupiać, o niedowożeniu prowadzenia do końca może decydować jeszcze brak koncentracji. Przy głębokiej defensywie, jaką prezentuje Arka w tych sytuacjach, wystarczy jeden błąd indywidualny, żeby zniweczyć 90 minut dobrej gry całego zespołu. W wymienionych meczach często z takimi właśnie indywidualnymi błędami mieliśmy do czynienia. Są one wynikiem utraty skupienia na jedną chwilę, spojrzenia na zegar, momentalnego odlotu myśli w inną stronę, a może po prostu olbrzymiego zmęczenia, przy którym koncentracja spada.

Tak czy owak, to wszystko tylko domysły i hipotezy. Nam pozostaje wierzyć, że trener Ojrzyński i jego piłkarze najlepiej znają przyczyny traconych w ostatnich minutach bramek i że zrobią wszystko, żeby je wyeliminować. Arka w Białymstoku, wyłączając doliczony czas gry, zagrała bardzo dobre zawody, jedne z lepszych w sezonie, i dała wiele podstaw, żeby tej drużynie – mimo porażki – nadal ufać. Jeżeli Arkowcy wyciągną wnioski i zagrają na poziomie 93 minut spotkania z liderem, 6 punktów w meczach z Legią i sąsiadami zza miedzy wcale nie jest nierealnym marzeniem, a może stać się celem. Walczymy dalej!