Ostatni mecz żółto-niebieskich poza Gdynią w tym roku przypadł nam w Warszawie. To już drugi raz jak się tam pojawiliśmy w niedalekiej przeszłości, wszak we wrześniu graliśmy na Legii. Teraz jednak naszym przeciwnikiem była Polonia, do nie dawna nasza zgoda. Stosunki pomiędzy kibicami od dłuższego czasu traciły na jakości, więc nie tak dawno nasze drogi się rozeszły. Między innymi właśnie dlatego wyjazd zapowiadał się ciekawie. Przykro mi jednak po raz kolejny już dostrzec brak entuzjazmu do jeżdżenia za naszą Arką i ogromne lenistwo Gdynian, którzy nie potrafili wybrać się w lepszej liczbie na to spotkanie. Z drugiej strony mecz przypadł nam na niedzielny wieczór i może to troszkę usprawiedliwiać. Nie od wczoraj wiadome było nam, iż twór występujący w stolicy pod nazwą KSP Polonia nie był dla nas wygodnym rywalem. Mecze w Grodzisku nigdy nam się nie układały i jechaliśmy z przekonaniem, że grając z liderem na wyjeździe wrócimy raczej bez zdobyczy punktowej. Na wyjazd ruszyliśmy przed południem. Wysiadka w Warszawie Wschodniej i podwózka na Konwiktorską. Przed meczem jak i pierwsze 45 minut to mocny zapach nudy unoszący się nad stadionem, wliczając w to sektor gości. Skrzętnie obliczone 127 osób w naszych szeregach nie forsowało gardeł. Na tym wyjeździe wspomagali nas chłopacy z Zagłębia Lubin w liczbie 4 i Lech Poznań – 1. Bym zapomniał, podziękowania dla pana Karolaka za pizzę ;) Druga połowa zaczęła się z przysłowiowej „grubej rury”, jak chodzi o aspekty kibicowskie. Poloniści wywiesili transparent skierowany do nas, który miał wylać ich żale na Polskę. „Tu powinny wisieć flagi brata, ale on posłuchał innego, zostawił bliźniego”. Poszczególne słowa mogą mi się tutaj mylić, ale sens pozostaje ten sam. Dla niewtajemniczonych zaznaczam, że Warszawiacy nie mogąc się pogodzić z zakończeniem bliższych kontaktów z nami chcieli dać nam do zrozumienia, że tak się nie robi. Ale nie im oceniać nasze zachowanie. Aby wszystko było jeszcze bardziej wyraziste, słowo „brata” napisane zostało na żółto-niebieskim płótnie, a „innego” na, i uwaga, biało-niebieskim. Chcąc wypisywać takie rzeczy warto było się najpierw dowiedzieć, że poznański Lech ma barwy niebiesko-białe, no chyba że chodziło o potężny SKS, ale wątpię. Widząc co się dzieje nie zastanawialiśmy się długo i zaczęliśmy drugą połowę od głośnego „Kolejorz”. To była ta kość niezgody, a Polonia chcąc pokazać jaki ma stosunek do naszej zgody zaśpiewała to, czego przyjaciele Lecha nie lubią. I tak to trwało. Kszo Ostrowiec – gospodarze Kszo k… Za dużo było jednak uprzykrzania naszym zgodom i z sektora gości usłyszeć można było znane na polskich stadionach „jazda z k…”. Polonia nie pozostawała dłużna, a nasze stosunki uległy zmianie już na dobre. Rozwiewam od razu kilka wątpliwości z jakimi się dzisiaj spotkałem : Polonia nie wpadła na murawę, nie obiła kibiców gości, nie zdobyła żadnych flag, ani nawet nie wyskoczyli spod ziemi kiedy wracaliśmy na pociąg. Na sektorze spędziliśmy jeszcze troszkę czasu, pośpiewaliśmy, raz o Arce, raz o Kielcach ;], piłkarze zadowoleni z rezultatu przyszli nam podziękować, a my ruszyliśmy na pociąg powrotny. Co działo się w drodze mówić nie będę, choć nie ukrywam, że nie wszystko było jak należy. Cieszymy się z wyniku, ostatni wyjazd w rundzie zaliczony, mamy tylko nadzieję, że na wiosnę zaczniemy wykorzystywać większe sumy biletów nam przesyłanych.