Dwóch bramkarzy i kobieta Na płocie, na murach, na znakach drogowych - Arka wita! Taki napis można spotkać w każdej gdyńskiej dzielnicy. Nie inaczej jest i na Demptowie. Tam mieszka Jarosław Krupski. Bramkarz żółto-niebieskich, jeden z największych pechowców tej drużyny. Tydzień przed rozpoczęciem obecnego sezonu zerwał więzadła krzyżowe przednie w kolanie. Operacja, rehabilitacja, uporczywa walka o powrót do gry. Spotkaliśmy się dzień przed wigilią, aby porozmawiać o piłce. Ale nie tylko. Może bardziej o rodzinie, w której sport odgrywa ważną rolę. Oczywiście, że ważną - zapewnia żona Jarka, Magda Krupska. - Z Jarkiem chodziliśmy do jednej klasy szkoły podstawowej, zawsze mi się podobał, ale... był taki nieśmiały. Później mijaliśmy się już tylko na Chylonii. Kiedy w 1988 roku Arka awansowała do drugiej ligi, to zorganizowała z tej okazji imprezę. Jarek mnie zaprosił. Mogę powiedzieć, że moja cierpliwość została nagrodzona, a ten awans ostatecznie nas połączył. - I została pani wiernym kibicem futbolu, a Arki w szczególności. - Na pewno jestem wiernym kibicem Jarka, chociaż teraz częściej bywam na meczach naszego 11-letniego syna Filipa. Mam dwóch bramkarzy w rodzinie i za obu trzymam kciuki. Natomiast ciągle z nostalgią wspominam czasy kiedy Arka grała na stadionie przy ul. Ejsmonda. Tam była taka magiczna atmosfera, tam chciało się chodzić... - Na tym stadionie - włącza się do rozmowy Jarosław Krupski - spędziłem piękne chwile. Jako 18-latek zadebiutowałem w trzecioligowej wówczas drużynie, aby po roku awansować do drugiej ligi. Przeżywałem też spadki i radość z bramkarskiego rekordu. W 1993 roku przez 7 ostatnich spotkań w III lidze i 3 po awansie na zaplecze ekstraklasy nie wpuściłem bramki. Dokładnie 952 minuty bez wpuszczonego gola. Prawda, że miłe wspomnienia. - Kiedy wydawało się, że pozostanie pan w Gdyni na długie laty nastąpiło dość nieoczekiwane rozstanie. - I to nie są już miłe wspomnienia, ale nie chcę do nich wracać. Zresztą ten wyjazd z Gdyni, ze sportowego punktu widzenia, był jak najbardziej potrzebny. Dzięki niemu na pewno stałem się lepszym piłkarzem. - Przez kilka lat nieobecności w Gdyni grał pan kolejno w Aluminium Konin, GKS Bełchatów, Wiśle Płock i Zagłębiu Lubin. Pobyt w którym z tych klubów wspomina pan najlepiej? - Na pewno w Bełchatowie do którego ściągnął mnie trener Bogusław Kaczmarek. Tam zadebiutowałem w ekstraklasie w zwycięskim 3:1 wyjazdowym mecz z Sokołem Pniewy. Z GKS też zagrałem w finale Pucharu Polski. Niestety przegraliśmy wówczas z Amicą Wronki 0:1. - W trakcie pobytu w Zagłębiu został pan bohaterem kilku prasowych artykułów. Można było przeczytać, że za samo wyjście na boisko Krupski bierze 10 tysięcy złotych. - Tak pisali, rzeczywiście. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, to tajemnica podpisanego w Lubinie kontraktu. Grę w Zagłębiu zaproponował mi trener Adam Nawałka, który ściągnął też kilku innych dobrych piłkarzy. Miał być sportowy sukces, europejskie puchary, a wyszła z tego totalna klapa. - A dla pana awantura, która skończyła się w sądzie. - To przykre, że tam musiałem szukać sprawiedliwości. Racja była jednak po mojej stronie. Zagłębie musi się ze mną rozliczyć i robi to w ratach. Czekam właśnie na ostatnią, a potem z przyjemnością o swoim pobycie w Lubinie zapomnę. - Bełchatów, Płock, Lubin - to nie są biedne kluby. Arka pod tym względem nie może im dorównać. Jaki więc był powód powrotu nad morze? - Dobrze pan zauważył. Na pewno nie pieniądze, chociaż na wysokość kontraktu w Arce nie narzekam. Chciałem przede wszystkim wrócić do domu, bo przez te lata mojej gry w innych klubach żona z dzieckiem była w Gdyni. A to jest nasze miasto. Ponadto chciałem pomóc Arce, której groził spadek z drugiej ligi. I to - z czego jestem niezmiernie zadowolony - udało się. Mało tego, teraz mamy szansę awansu do ekstraklasy. Zagrać w krajowej elicie w Arce... tak, to jest moje marzenie. - Po barażach ze Śląskiem został pan, razem z Robertem Dymkowskim, bohaterem gdyńskich kibiców. Później obaj zostaliście bodaj największymi pechowcami Arki. Teraz walczy pan o powrót na boisko. W wieku 35 lat, po takiej operacji, to nie będzie łatwa sprawa. - Przecież on nie jest stary, tylko bardziej doświadczony - wtrąca szybko pani Magda. - Słyszał pan - uśmiecha się Krupski - żona we mnie wierzy. Nie mogę jej zawieść. Oczywiście jednak, że będzie ciężko. Na szczęście po rehabilitacji w Szczecinie, gdzie spędzam większość czasu, mogę powiedzieć - i potwierdzają to badania oraz testy - że mój powrót na boisko nie jest zagrożony. Wrócę do gry w rundzie wiosennej. - Michał Chamera już powinien się bać? - Powinien się cieszyć, bo skorzystał na mojej kontuzji i wystąpił we wszystkich jesiennych meczach. Mimo różnych obaw, spisywał się na pewno dobrze. Teraz powalczymy o miejsce w składzie, a decyzję o tym kto stanie do bramki i tak podejmie trener Mirosław Dragan. - Czy ten wiosenny szturm Arki na ekstraklasę się powiedzie? - A kiedy mamy szukać szansy jak nie teraz? Jesteśmy na drugim miejscu w tabeli. To inni muszą się martwić jak nas wyprzedzić. Przyznam jednak, że dużo będzie zależało od pierwszego wiosennego meczu z Widzewem. Jak nie przegramy w Łodzi, to będzie oznaczało, że wszyscy muszą się z nami liczyć. Drugi bramkarz w rodzinie Krupskich, 11-letni Filip, też gra w Arce. Dobrze, bo jego drużyna jest na pierwszym miejscu w tabeli. Wywiadów jeszcze nie udzielał, ale nie ma nic przeciwko temu. Dał się nawet oderwać na chwilę od komputera. - Filip, jakim chcesz być bramkarzem? Takim jak tata, czy może jak Jerzy Dudek? - Tata jest lepszy od Dudka, a ja... chcę być lepszy od taty. - Denerwujesz się jak tata gra w Arce? - Nie, tylko ściskam za niego kciuki. - A jak nie będziesz bramkarzem, to może zostaniesz inżynierem? - Chcę być piłkarzem albo koszykarzem. A jak mi się nie uda na boisku, to chciałbym być projektantem klocków Lego. Niech spełni się marzenie - Lego... to dobry prezent pod choinkę. Rozmawiamy w przeddzień wigilii, kiedy prezenty powinny być jeszcze tajemnicą. Czy są? - Tylko ja nie wiem co dostanę - mówi pani Magda - bo buty i narty dla Filipa trzeba było przecież przymierzyć. Jarek znajdzie pod choinką golarkę elektryczną, ale ten prezent wolałam z nim szybciej skonsultować. - A co dostanie żona? - dociekam, patrząc na Krupskiego. - Nie mogę powiedzieć - odpowiada - bo usłyszy. No, dobrze napiszę na kartce... laptop. - A jakie będą najważniejsze świąteczno-noworoczne życzenia w rodzinie Krupskich? - Tu wszyscy są zgodni i nie ma żadnych tajemnic. Dużo zdrowia i spełnienia marzeń taty. Niech Arka awansuje do ekstraklasy... Janusz Woźniak 2004-12-27 (Dziennik Bałtycki)