JESIEŃ 1998
POGOŃ LĘBORK - ARKA GDYNIA
Z miejsca zbórki wyruszyliśmy autokarem. Oprócz niego jechały także dwa-trzy auta. Nas, kibiców Arki, było jednak tylko około 60 osób, bo w autokarze jechali z nami także nasi przyjaciele: Polonia Bytom - 5, Górnik Wałbrzych - 1, Polonia Warszawa - 7. Niestety tym razem nie wzięliśmy ze sobą sprzętu, co się później zemściło. Po dojechaniu do tej obskórnej mieściny zostawiamy autokar w pewnej odległości od stadionu i idziemy pod niego. Z daleka zauważamy, że nie ma na nim w ogóle psów. Widzimy także, że pod kasami jest praktycznie pusto. Było to około 30 minut przed meczem. Dochodzimy do płotu i z okrzykiem "Arka Gdynia" wjeżdżamy na obiekt. Na nim jest całkiem niezła ochrona. Dwóch próbuje się postawić, jednak dostają kopy i padają. Pojawiają się kolejni ochroniarze, trwa wymiana ciosów. Niestety, z całego autokaru walczy nas niecałe 20 osób. Za ochroniarzami pojawiają się miejscowi fani Pogoni, którzy pierwotnie po naszym wjeździe wycofali się w głąb stadionu. Jako że wrogów przybywa, a nas nie, wycofujemy się za płot. Chwytamy za wszystko co się da (kamienie, butelki) i bombardujemy przeciwników. Kilka razy próbujemy ponownie dostać się na obiekt, ale było nas zbyt mało, aby mogło się to udać. Niestety za płotem jeden od nas zbierał konkretny oklep od ochroniarzy. Cała walka polegała na zdobywaniu terenu. Raz my przybliżaliśmy się do nich, raz oni do nas, a linię frontu stanowił płot. W tym czasie jeden od nas przesunął się pod kasy i tam sam zaatakował następną grupkę, która zebrała się w czasie awantury. Między innymi jakis działacz Pogoni, który próbował nas uspokoić dostał tak, że aż zgubił parasol. Po jakimś czasie ochroniarze wyjechali na nas z kijami, które mieli schowane w budynku klubowym, i to niestety zadecydowało o naszej porażce. Ktoś nie wytrzymał i zaczął uciekać, a że nasza ekipa była dość przypadkowa i z gołymi rękami, zaczął się odwrót. W kilka osób próbowaliśmy to jakoś zatrzymać, ale bez rezultatu. Gonili nas ochroniarze z kijami, za nimi odważniacy z Pogoni, a dalej wypełzła reszta nurów z trybun. Typowe wioskowe klimaty, czyli "bij miastowego". W oddali słychać już było dzwięk policyjnych syren - to psy, które zjeżdżały ze stacji. Czekali na pociąg w którym jechała... sama gdyńska policja. Przy autokarze psy spisały (jak im się wydawało) wszystkich, a konfidenci ochroniarze podlecieli pod autokar i zaczęli pucować. Kibice Pogoni twierdzą, że ci ochroniarze to ich hools. Brawo. W sumie czego można się spodziewać po Pogoni, która ma zgodę z Kałtykiem? Teraz do tej dwójki dołączyli jeszcze "bandyci" z GKS-u Bełchatów. Psy wywiozły nas za miasto - wstąpiliśmy jeszcze po meczu do szpitala po kilku naszych, którzy najbardziej ucierpieli w walce. Trafiło tam także dwóch konfidentów z ochrony - jeden trafiony butelką, a drugi pustakiem. Nie czuli się najlepiej. Na domiar złego wcześniej każdym pociągiem przyjeżdżało po kilka osób od nas i w bardzo głupi sposób stracili kilka szali i dostali oklep. Był to szczególnie nasz fan-club Wejherowo. W sumie straciliśmy z 10 szali i dwie koszulki, z czego jedną gość z Górnika, ale w walce z ochroniarzem. Na stadionie przed walką było kilka osób z Arki, ale po awanturze psy wyrzuciły ich także. Podumowując, sami jesteśmy sobie winni: pojechała ekipa z przypadku, byliśmy bez sprzętu i szkoda, że nie było tych, którzy być powinni. Inna sprawa to, że nasza klęska to głównie zasługa lęborkich ochroniarzy-konfidentów, a nie "bohaterów" z Pogoni, którzy byli mocni w gębie tylko za ich plecami. Zapraszamy wiosną na Arkę - Kałtyk i ochronę też możecie zabrać.
ARKA GDYNIA - POLONIA II WARSZAWA
Mecz zaplanowany był na sobotę na stadionie Kałtyku. W nocy z piątku na sobotę przyjechało na imprezę około 10 fanów ze stolicy. W dzień meczu dojechało jeszcze paru, tak że na meczu było ich 17. Było także 14 osób z Cracovii, z fan-clubu Miechów. Po meczu ciąg dalszy imprezy.
ZATOKA BRANIEWO - ARKA GDYNIA (środa)
W Braniewie zameldowało się nas 46 osób. Połowa jechała samochodami, połowa autokarem. Trzech nierozważnych kibiców Arki wybrało się także pociągiem. Podczas przesiadki w Elblągu stracili koszulkę na rzecz około 10 miejscowych kibiców Legii. Na meczu małe starcie z bardzo wystraszoną ochroną. Powrót bez przygód - pociągowi wracają autokarem.
ARKA GDYNIA - GWARDIA WARSZAWA
Przyjechała Gwardia, ale... ta z Koszalina. Mecz na Kałtyku.
SPARTA BRODNICA - ARKA GDYNIA
Do Brodnicy dojechały tylko 4 osoby z Arki. Dotarł także samochód z czerema kibicami Lecha z fan-clubu Piła. Na stadion niestety spóźniliśmy się 20 minut. Po przybyciu obwieściliśmy głośnym śpiewem, że pomimo że jest nas mało, to jednak jesteśmy. Swoim przybyciem zwróciliśmy uwagę wszystkich na stadionie oprócz psów i porządkowych. Cała trybuna (jedyna na stadionie) była zajęta przez miejscowych chamów. Znajdował się tam 100-osobowy, głośno dopingujący młyn Sparty. Wspomagani oni byli przez 20-osobową grupę typowych rolników w mandarynach z Legii Chełmża. Na początku meczu kilka razy coś zaśpiewaliśmy, ale na dłuższą metę nie miało to sensu, bo i tak nie było nas zbytnio słychać. Najciekawiej było w przerwie. Z zamiarem obicia całej naszej ósemki przyszło z pół młyna, czyli około 50 osób. Szczególnie chętni byli goście z Chełmży. Wielu z tych buraków miało oprócz swych szali szale Legii Warszawa. Podeszli oni w 50 osób - niektórzy zawiązali szmaty na zakazanych mordach i zaczęli nas wyzywać. Od czasu do czasu nie pozostawaliśmy im dłużni, a ochrona widząc co się dzieje przemieściła się w naszym kierunku. W końcu najodważniejszy burak ruszył w kierunku gościa z Lecha. Myślał, że zaczniemy się cofać, ale się zawiódł. Nastapiła krótka wymiana ciosów, po czym wypadło dwóch psów i pogoniło miejscowych. My bluzgamy psów, bo okładali jednego z nich pałami. Psy były w szoku, że solidaryzujemy się z miejscowymi, pomimo że oni chcieli nas pobić. Wmieszali się w to też działacze Arki i trochę głupio zażądali dla nas ochrony. My do nich, że żadnej ochrony nie chcemy, bo mamy swój honor i przyjechaliśmy aby sami sobie radzić. Do końca meczu nic już się nie działo. Do Gdyni wróciliśmy z pikarzami, a goście z Lecha pojechali swoim autem do Piły. Bardzo dziękujemy im za przybycie, w końcu stanowili połowę naszej skromnej grupki. Podziękowania także dla działaczy i piłkarzy naszego klubu za zabranie nas w drogę powrotną.
ARKA GDYNIA - MKS (MŁAWIANKA) MŁAWA
Mecz historyczny, bo po prawie rocznej przerwie wreszcie na stadionie Arki. Gości zero, my podczas pierwszej połowy prowadzimy doping na "górce".
KASZUBIA KOŚCIERZYNA - ARKA GDYNIA
W Kościerzynie zjawiło się nas najmniej od czterech lat, bo 100 osób. Był też z nami jeden fan Górnika Wałbrzych. Na frekwencję miała być może wpływ fatalna pogoda, jaka panowała tego dnia. Tym razem większość jechała pociągiem, niestet razem z psami, a mniejsza grupa - samochodami. Z powrotem na dworcu Gdynia Główna dostały po głowie jakieś leszcze z SKS-u, które nie wiadomo co tam robiły. O północy czekaliśmy na Pogoń Szczecin, która grała w niedzielę w Olsztynie. Niestety nie doczekaliśmy się ich ani przed, ani po meczu. Przy okazji znowu zbiliśmy około 15 leszczy z Kałtyku, którzy chcieli jechać na mecz Legia - GKS Bełchatów do Warszawy, zacieśniać swoją nową zgodę z GKS-em. Część tych pajaców pobiegła na komisariat kolejowy, a psy robiły obławę po całym Śródmieściu, na szczęście bez efektów.
ARKA GDYNIA - LECHIA GDAŃSK
Były to jedne, ostatnimi czasy, z najnudniejszych derbów. Niespodziewanie władze naszego klubu (mimo iż mecz odbywał się na bezpiecznym stadionie Kałtyku) zadecydowały, że nie wpuszczą kibiców Lechii na ten mecz. Nie dość, że zepsuły przez to tak długo oczekiwany spektakl, to jeszcze spowodowały, że przypominał on zwykłe ligowe spotkanie. Na domiar złego Arka wtopiła w końcówce 0:1. Mecz odbywał się w sobotę. Już w czwartek pojawiło się dwóch gości z Górnika Wałbrzych. W piątek przybyła Cracovia, a w środku nocy ekipa samochodowa Górnika z fan clubu Kudowa-Zdrój, która przyjechała prosto z wyjazdowego meczu wałbrzyszan w Świdnicy. Rano dojechała pociągiem reszta kibiców Górnika, a także Polonia Bytom, Zagłębie Lubin, Lech i Gwardia. Oczywiście przez cały ten czas odbywało się w miarę możliwości wlewanie trunków w przybyłych. Na meczu była brzydka pogoda i oprócz dopingu na początku meczu nic się nie działo. Tuż przed meczem 30-osobowa grupa kibiców Lechii (podobno był też tam Śląsk) przyjechała sobie na mecz. Była to dobra ekipa. Szli ulicą, kiedy zobaczyli dwóch od nas, ruszyli na nich z okrzykiem "Lechia Gdańsk". Momentalnie interweniowała jednak psiarnia, która jednego z naszych zwinęła, a Lechię odesłała do Gdańska. Zaprzyjaźnione ekipy, które były na meczu to: Gwardia - 17, Cracovia - 5, Zagłębie Lubin - 3, Polonia Bytom - 5, Lech - 1. Ładnie pokazał się Górnik Wałbrzych, który chociaż ma najdalej do Gdyni, to stawił się w liczbie 24 fanatyków. Właśnie z nimi, Zagłębiem i Polonią urządziliśmy wspólną imprezę na jednej z dzielnic. Poza tym, że Polonia ciągle żarła się z Górnikiem, było O.K. Imprezy z taką ilością alkoholu i tyloma trupami bardzo dawno w Gdyni nie było. Inne zgody także oczywiście imprezowały z naszymi fanami, tylko że w innym miejscu. W niedzielę większość Górnika pojechała do domu, a ostatnia ok. 5 osobowa grupa wraz z Zagłębiem wracała wieczornym pociągiem. W Gdańsku Głównym do pociągu wjechała Lechia, jednak z relacji świra Grocha z Górnika wynika, że trzymali oni drzwi i Lechia podczas drogi do Tczewa nie wjechała do przedziału. W Bydgoszczy czekała już wspólna zgoda Górnika i Zagłębia czyli Zawisza zaalarmowana telefonicznie z pociągu. Zachodziło podejrzenie, że Lechia odprowadzała na ten pociąg Śląsk. Przetrzepano wspólnie pociąg, ale nikogo nie było. Dalsza podróż minęła im bez spotkań z innymi hools.
URSUS WARSZAWA - ARKA GDYNIA
Do Warszawy udaliśmy się w 120 osób, dwoma autokarami i trzema busami. Razem z nami jechało dwóch fanów Gwardii a w Warszawie dołączyło 12 fanatyków Polonii Warszawa. Cel mieliśmy jeden: ubić Legię. Prawie w pełni został zrealizowany, o czym poniżej. Pod stadion podjechaliśmy w 40 minucie meczu. Wysypujemy się z okrzykiem "Arka Gdynia". Wszyscy mamy trzonki od siekier, jest też miecz, strzelająca rakietnica i kilka koktajli. Jechaliśmy na teren wroga, stąd takie środki ostrożności. Patrzymy, a przez murawę leci na nas około 250-cio osobowa ekipa Legii. Rzucają w nas różnymi przedmiotami, nawet swoimi lagami. Debile. Jak się tylko wystrzelali, całą szerokością płotu ruszamy na obiekt. Legia wycofuje się na środek boiska. Momentalnie czyścimy tą część stadionu, od której wjechalismy. Łapiemy jakichś gości po 25 lat w szalach Ursusa (fan-club Legii). Kasujemy ich i karzemy. Jeden z nich zjeżdża później do zajezdni. Uderzamy na Legię, która stoi na boisku (mecz oczywiście przerwany). Momentalnie zaczynają odwrót. Nikt się nie stawia, łapiemy tylko tych, którzy najwolniej uciekają. Legia rzuca w nas trzy gazy łzawiące, które nie czynią większych szkód w naszych szeregach. Przeganiamy Legię aż pod budynek klubowy, część z nich ucieka za trybunę, a resztę wyłapujemy po stadionie. Było bardzo duże zamieszanie, ale akcja wygląda, jakbyśmy byli u siebie. Jednym słowem rządzimy. Za bramką pojawia się oddział około 30 psów, ale zarówno teraz, jak i podczas dalszej awantury nie podejmują interwencji. W sumie dobrze się zachowali, bo pozwolili nam dokończyć zaczętą robotę i nie zmarnowali trudu siedmiogodzinnej jazdy. Wycofujemy się na trybunkę. Chwilę stoimy. Legia znowu się zbiera i rusza na nas przez boisko. Lecimy na nich. Dobiegają do środka boiska i zawracają. Znowu kliku łapiemy, a w resztę strzelamy rakietnicami. Po chwili znowu atakują, ale za każdym razem jest ich trochę mniej. Rozsądniejsi z nich rezygnują, dochodząc do wniosku, że nie mają szans. W sumie sytuacja powtarza się jeszcze raz. Po czwartej ucieczce podchodzi do nas kilku konkretnych gości z Legii i wprowadza w osłupienie swoją szczerością. Mówią oni tak "dzisiaj byliście lepsi. Koniec awantury, nie mamy szans." Zjeżdża się coraz więcej psów, więc kierujemy się do autokarów, które chwilowo w szoku gdzieś uciekły. Odnalazły się dopiero po godzinie. Podsumowując: gonimy cztery razy Legię, zdobywamy przy okazji 2-3 szale Ursusa i koszulkę Legii, fani KSP też zdobywają 2-3 szale Ursusa. Legia nie miała szali. Ocenę pozostawiam czytenikom, dodając, że Arka to razem z Lechem chyba największa kosa Legii. Byli na swoim terenie i to w dwukrotnej przewadze liczebnej. Mecz został na ok. godzinę przerwany, potem dokończono go i Arka wygrała. Musieliśmy chyba przestraszyć zawodników Ursusa. Psy otoczyły nas po całym zajściu na polanie, spisali - jak im się wydawało - wszystkich i chcieli wszystkich aresztować, ale wybiliśmy im to z głowy. Na pamiatkę zostawiliśmy im nasz zwycięski sprzęt.Po dobrze spełnionym obowiązku, przez nikogo nie niepokojeni, odjechaliśmy do Gdyni. Dodam jeszcze, że w chwili naszego przybycia na Ursus w jego pobliżu nie było ani jednego psa. Brawo!
ARKA GDYNIA - GOPLANIA INOWROCŁAW Zero gości.
OKĘCIE WARSZAWA - ARKA GDYNIA
Jak było do przewidzenia, po głośnych zajściach na Ursusie mecz był zamknięty dla publiczności i silnie strzeżony przez policję. Kilka godzin później na Legii był mecz Polska - Luksemburg. Zabrakło tam zorganizowanej grupy hools z Gdyni. Powodem było zamieszanie z biletami i zamknięty stadion Okęcia.
ARKA GDYNIA - WARMIA OLSZTYN
Z Olsztyna zero przyjezdnych, po jednej osobie z Górnika Wałbrzych i Polonii Bytom.
DOLCAN ZĄBKI - ARKA GDYNIA
Wielki wstyd, bo nas zero. Ekipa doszła do wniosku, że po wydarzeniach na Ursusie może być pełno psów, i że Ząbki to nie sama Warszawa. Nie usprawiedliwia to jednak naszej absencji na tym wyjeździe.
ARKA GDYNIA - WIGRY SUWAŁKI
Z końca świata nikt nie przyjechał.
CHEMIK BYDGOSZCZ - ARKA GDYNIA
Do Bydgoszczy wyruszyliśmy autokarem w 33 osoby. Mecz był na 12-tą, ale mieliśmy pewne kłopoty z autokarem i dotarliśmy na 20 minut przed końcem remisowego meczu. Nie to jednak było tu najważniejsze. Chociaż było nas mało, ekipa była dobra i konkretnie wyposażona. Podróż minęła bez przygód. Po dojechaniu na osiedle Wyżyny, na którym znajduje się stadion, zostawiliśmy autokar w pewnej odległości od niego i wraz ze sprzętem podjechaliśmy sobie, aby nie rzucać się w oczy, autobusem miejskim. Doszliśmy pod stadion, gdzie wjazd jest gratis i zauważyliśmy uciekającą ze stadionu ok. 40-osobową grupę Zawiszy. Chyba była to ekipa z okolicznych bloków. Pierwsza ekipa Zawiszy była, jak się później okazało, na swoim wyjeździe w Kwidzynie. Zdziwiło nas to trochę. Po tym zdarzeniu zleciała się głupia bydgoska psiarnia, wyrzuciliśmy sprzęt i zaprowadzili nas do klatki. Ciekawe po co, jak na całym obiekcie nie było więcej jak 100 osób. Wrócili także ci z Zawiszy, którzy uciekli wtedy na nasz widok. Na meczu trochę pośpiewaliśmy, spisali wszystkich, nagrali i w eskorcie odjechaliśmy do Gdyni. Podsumowując uważam, że był to bardzo nudny wyjazd.
BŁĘKITNI ORNETA - ARKA GDYNIA
Na ostatni wyjazd w tej rundzie wyjechaliśmy pociągiem konwojowanym przez 12 policmajstrów. Jak to ostatnio w zwyczaju bywa, wiele osób sprawę olało i nie pojechało. W efekcie wyjechało nas 12. Trzynasty fanatyk Arki dosiadł się w Tczewie. Podróż minęła spokojnie, nikogo nie spotkaliśmy, choć tym samym pociągiem mogła jechać Lechia na swój mecz do Braniewa, który miał się odbyć o tej samej godzinie, co nasz mecz w Ornecie. Okazało się jednak, że nie jeżdżą oni na wyjazdy za tą drużyną z Gdańska i nie było ich w pociągu. Pierwsza przesiadka to Elbląg. Psy zakręcone robią to co my, w ogóle nie znając trasy ani rozkładu jazdy (myśleli, że gramy w Braniewie). W Elblągu zero miejscowego fan-clubu Legii - dworzec pusty. Następna przesiadka to Braniewo. Tam do pociągu 1,5 godziny, a jakiś wyższy rangą podupieniec wydał decyzję aby trzymać nas przez ten czas w pociągu. Dobrze, że chociaż puszczali po dwóch do sklepu. Droga z Braniewa do Ornety biegnie wzdłuż Zalewu Wiślanego, a stacje i tereny straszą biedą, typową dla przygranicznych wiosek. Niestety, mimo iż nas jest tylko 13, to pilnują nas dwa polonezy z brygadą antyterrorystyczną z Olsztyna, a poza tym miejscowe psy i posiłki z Elbląga. Przez większą część meczu dopingujemy Arkę, która wygrywa 3:0. Miejscowi to fan-club Legii i jak na taką wiochę prezentuje się nie najgorzej. Mimo iż dużo jest wśród nich dziewczyn i dzieci, odpalają cztery race. Mają szale własne i Legii. My nie mamy szans na żadną akcję, bo pilnuje nas zbyt dużo psów. W przerwie wychodzimy do sklepu obok, ale nie można nic skroić, bo puszczają po dwóch w eskorcie dwóch psów. Równo z końcowym gwizdkiem część miejscowego młyna rusza na nas przez murawę. Trochę nas zaskoczyli, ale się ośmieszyli, bo myśleli, że nas wezmą na huki. Zbiegamy we trzech do płotu, a oni stają na środku boiska. Wpadły psy ze strzelbami, które do tej pory stały za naszymi plecami i wypędziły miejscowych ze stadionu w pole. Po meczu dwie godziny do najbliższego pociągu, więc psy chcą się nas pozbyć upychając do autokaru z piłkarzami, a sami zabierają się radiowozami z elbląską policją. W Pasłęku coś im odbiło i ku naszemu zadowoleniu przesiadka na pociąg do Elbląga.W Elblągu jakichś dwóch podejrzanych typów. Wydawało się, że będzie jakaś kamionka, ale nic z tego. W Gdańsku obserwatorzy z Lechii, ale jest też policja na peronie, więc jest spokój.
ARKA GDYNIA - ŚWIT NOWY DWÓR MAZOWIECKI
Gości w normie, czyli zero. U nas doping na górce przez cały mecz. Prezentacja nowej konkretnej flagi na kij. Mecz nie roztrzygnięty. Było ok. 5 fanów Gwardii Koszalin z dwiema flagami.
STATYSTYKA LICZBOWA JESIENI 1998
GOŚCIE W GDYNI : Polonia II Warszawa 17 + 14 Cracovia Gwardia Warszawa 0 Mławianka (MKS) Mława 0 Lechia Gdańsk stadion zamknięty Goplania Inowrocław 0 Warmia Olsztyn 0 Wigry Suwałki 0 Świt Nowy Dwór 0
WYJAZDY : Pogoń Lębork 70 (na stadionie - 0) Zatoka Braniewo 46 Sparta Brodnica 4 + 4 Lech Kaszubia Kościerzyna 100 + 1 Górnik W. Ursus Warszawa 120 + 12 Polonia Warszawa + 2 Gwardia Koszalin Okęcie Warszawa stadion zamknięty Dolcan Ząbki 0 (sic!) Chemik Bydgoszcz 33 Błekitni Orneta 13