WIOSNA 1995
Bałtyk - Arka 19.03.95
Na stadion SKS wybraliśmy się ok. godziny 11. Dojazd minął bez żadnych kłopotów. Pierwsza rzecz, która rzucała się w oczy to duża liczba policji. Po małych problemach z biletami, dostaliśmy się na stadion. Sytuacja na trybunach przedstawiała się następująco: Arka - ponad dwa tysiące, Bałtyk - ok. 300. Nasz sektor przedzielony był w dwóch miejscach kordonami policji. Razem z nami siedzieli kibice Gwardii Koszalin (ok. 20 osób), jeden z Górnika Zabrze oraz najprawdopodobniej parę osób z Zagłębia Lubin. Pierwsza bramka padła dla Bałtyku. Reakcją kadłubów było zapalenie kilku rac i rzucenie paru petard. Dwóch skasowała za to policja. Po wyrównującej bramce dla Arki w naszym sektorze nie było nic widać. Wszystko zasłaniał dym z rac i petard. Kibiców Arki ogarnął szał radości. Podczas meczu podarliśmy i spaliliśmy dwie duże flagi Bałtyku. Oprócz tego spaliło się jeszcze parę biało-niebieskich szalików. Po meczu wkurzaliśmy psiarnie, która jechała obok naszego autobusu. Skończyło się spisaniem trzech kumpli. Ogólnie jednak mecz minął spokojnie, ponieważ kibice Bałtyku nie są godnym przeciwnikiem dla Arki.
Arka Gdynia - Śląsk Wrocław 25 marca 1995 r.
Na meczu tym było ponad trzy i pół tysiąca widzów. Kibiców Śląska 70-80 + ok.300 kibiców Lechii. Mecz przebiegał spokojnie ze względu na zmobilizowane oddziały policji. W przerwie meczu, kilku chłopaków z Gdyni podbiegło pod sektor Śląska i zerwało największą flagę z napisem. Podczas, gdy biegli z flagą, zostali złapani przez służby porzą-dkowe i flaga wróciła do Śląska. Nas na "górce" było ok.800 osób, ale drugi młyn na przeciw "górki" liczył ok. 1500 ludzi. Arkę dopingował cały stadion, 80 procent widowni to szalikowcy Arki. Przed meczem, w Sopocie zdobyliśmy trzy szaliki Lechii i flagę Śląska. Cała zdobycz spaliła się w czasie meczu na "górce". Po meczu policja wywiozła gości do Gdańska i tak zakończyć się to spotkanie.
Lechia Gdańsk - Arka Gdynia 1 kwietnia 1995r.
W sobotę postanowiłem się wybrać na mecz Lechia - Arka, który miał się odbyć o godz. 17. Około wpół do czwartej dotarłem pod stację Gdynia Wzgórze św.Maksymiliana, gdzie czekało już przeszło 500 kibiców żółto-niebieskich. Tłum powoli rósł, a gdy o czwartej przyjechała kolejka, było nas już ponad dwa tysiące. Ledwo się do niej wbiliśmy, bo co kawałek w kolejce sterczały gumowe pały. Podróż odbyła się bez specjalnego dopingu i bez ekscesów, jeżeli nie liczyć jakiegoś dupka, który na stacji Gdańsk Przymorze rzucił czymś w pociąg, ale z pięciu metrów nie trafił w otwarte drzwi. Na stacji Gdańsk Politechnika przywitała nas z bezpiecznej odległości ok.30 osobowa grupa kibiców Lechii, ale z powodu obecności gliniarzy do żadnych ekscesów nie doszło. Po drodze na stadion mijaliśmy jeszcze parę kilkunastoosobowych grupek lechistów, ale był spokój. Na stadion mieliśmy wejść boczną bramą, ale jakiś kretyn zorganizował wszystko tak, że ponad dwa tysiące kibiców musiało kupić bilety w jednej kasie. Skutek był taki, że arkowcy na mecz wchodzili do dwudziestej minuty. Atmosfera na meczu była wspaniała. Pomimo, że lechistów było więcej, ich doping nie był aż tak słyszalny - po prosu nie stanowili zwartej grupy i nie byli w stanie śpiewać wszyscy jednocześnie. Pod koniec pierwszej połowy z młyna Lechii poleciała na boisko butelka. Spiker powiedział, że jeśli się to powtórzy, to mecz zostanie przerwany. W 10 minucie drugiej połowy lechiści zapalili ok. 10 rac i rzucili je na bieżnie. W odpowiedzi nasi rzucili ponad 50 rac, co dało niesamowity efekt - przez kilka minut nic nie było widać. Sprytnie wykorzystała to Lechia i pod osłoną dymu zerwała nam dwie flagi. Po meczu jedną z nich odzyskano, przy okazji kasując flagę Lechii z buldogiem. Po meczu policja swoim zwyczajem zatrzymała nas dwadzieścia minut na stadionie, a potem okrężną drogą poprowadziła na stację. Po drodze wybito kilka szyb, ale psiarskie nikogo nie zwinęły. Podróż kolejką SKM minęła spokojnie, tylko parę razy obrzucono pociąg kamieniami, jednak nie dość celnie. Na koniec, gdy policja wysiadła na stacji Gdynia Orłowo poleciało parę świetlówek. Od redakcji: Na meczu Lechia - Arka, kibiców Arki wspomagali kibice: Zagłębie Lubin (ok.15), Polonia Bytem (6), Gwardia Koszalin (ok.20-30) oraz Górnik Zabrze.
Amica Wronki - Arka Gdynia 15.04.95
W Gdyni zebrała się nas prawie stuwa, lecz przyjechał tylko jeden autobus i wiadomo było, że się nie zmieścimy. Pojechało nas siedemdziesiąt osób. Pięćdziesiąt osób autokarem plus cztery samochody. Po drodze chłopaki splądrowali kilka zajazdów i cała drogę pili. Przed Wronkami zostawiliśmy samochody i wsiedliśmy w autobus. Wysypaliśmy się przed stadionem Amiki. Na stadionie szalikowcy z Wronek śpiewali bluzgi na Arkę. Chłopaki od nas przeskoczyli płot i wjechali na stadion bez biletów, przystąpili także do ataku na miejscowych. Zabrali im kilka flag z płotu, których nie zdążyli ściągnądRozpoczęła się walka z porządkowymi (jakaś agencja "Security"). Oklepaliśmy ich i usiedliśmy obok klatki dla gości. Przed meczem podbiegł do nas kapitan Arki oraz trener i prosili abyśmy weszli do klatki, ponieważ sędzia powiedział, że nie rozpocznie meczu. Poszliśmy więc do klatki. Rozpoczął się mecz, aj^nim doping w naszym sektorze. Amica -młyn ok. 100 osób, ludzi ponad 2000, ale atmosfery nie było do czasu kiedy gospodarze strzelili gola. Wtedy na murawę wrzuciliśmy świecę dymną i kilka rac, sędzia przerwał mecz. Na stadion wjechała straż pożarna i stanęła koło klatki. Po drugiej bramce dla Amiki wrzuciliśmy znowu kilka rac i wtedy straż pożarna użyła polewaczki. Lali po całej klatce tak, że wszyscy byliśmy mokrzy. To wywołało u nas agresję i zaatakowaliśmy policję, w tym samym czasie racą oberwał ten, który obsługiwał armatkę. Walka z policją była ostra, kilku od nas porządnie oberwało, ale to my wygraliśmy ten bój. Od razu wrzuciliśmy na boisko kilka rac i sędzia po raz trzeci zmuszony był przerwać mecz. Do końca meczu trwał dym z policją, porządkowymi i dziadkami, którzy siedzieli koło klatki. Połamaliśmy w sektorze prawie wszystkie ławki i rzucaliśmy nimi w policję, bocznego sędziego i w ludzi siedzących koło klatki. Po meczu wznowiło się starcie z policją, której zabraliśmy kilka pałek. Śpiewaliśmy "cienka policja we Wronkach, cienka policja". Gdy opuściliśmy teren stadionu, na ulicach stali miejscowi z kamieniami. Wysypaliśmy się i na pomoc małolatom z Wronek przyszły bambry po 30-40 lat. Użyliśmy kiji do baseball'a. Bardzo dobrze zaprezentował się jeden skinol, był chyba z Lecha. Dostał w mordę kijem, polała się krew, ale walczył dalej. Chwilę później zaczęła nas bić policja. Kilku od nas nieźle oberwało Gliniarze też trochę dostali, ale tym razem my bardziej. Po chwili odjechaliśmy w stronę Gdyni. W okolicach Chojnic popsuł się autokar i wszystkich zabrali piłkarze, którzy akurat przejeżdżali.
Zawisza - Arka
Na ten wyjazd specjalnie się nie szykowaliśmy. Mimo tego, że byliśmy na siedemnastym miejscu w tabeli, pojechało nas 450 osób. Było z nami m. in. 18 kolesi z Polonii Bytom (dzień później grali na Bałtyku), 4 z Gwardii Koszalin oraz dwóch z Wałbrzycha. Do Bydgoszczy jechało też kilka samochodów i mikrobus. Droga pociągiem była nienajgorsza, ponieważ policja, która z nami jechała była w porządku. Gliniarze w dwóch pierwszych wagonach (piętrowych) zachowywali się w miarę spokojnie, ale w dwóch pozostałych, w których jechaliśmy, byli nienormalni. Na niektórych stacjach wysadzali gości z pociągu, a były to takie stacje, z których nie było już dojazdu do Bydgoszczy (pola). Gdy dojeżdżaliśmy do celu, na torach stała grupka kibiców Zawiszy, ale nie obrzucali nas, bo w pobliżu stał policyjny polonez. Na stacji przed Bydgoszczą do pociągu wsiadła bydgoska policja uzbrojona po zęby. Po paru minutach pociąg wjechał na peron w Bydgoszczy. Tam także czekała na nas policja. Wysiedliśmy z okrzykiem "cześć, cześć, cześć, Arka wita wieś". Droga na stadion przebiegała spokojnie, bez podjazdów ze strony Zawiszy. Na stadion wchodziliśmy jednym wejściem, więc trochę to trwało. W czasie trwania meczu na stadion przybyli ci, którzy jechali mikrobusem. Byli oni w Bydgoszczy wcześniej, ale kroili Zawiszę. Wpadli do tramwaju, w którym jechali kibice Zawiszy, ale ci nie podjęli walki, tylko położyli się na podłogę i oddali szalki. Na meczu Zawiszy było tylu, co nas. Jak na ich pozycję w tabeli, to śmieszna brygada. Mecz był przeciętny, aż do czasu strzelenia przez Zawisze bramki. Wtedy, gdy wiedzieliśmy już, że przegramy, zaczął się dym. Odpaliliśmy trzydzieści rac, które wylądowały na murawie. Był taki dym, że sędzia musiał przerwać mecz. Po kilkunastu minutach arbiter wznowił spotkanie. W czasie, gdy odpalaliśmy race, na stadionie zapanowała cisza. W Bydgoszczy jeszcze tego nie widzieli, dlatego doznali szoku. Gdy wszystko wróciło do normy, usiłowaliśmy przewrócić płot oddzielający nas od murawy. Chcieliśmy zlać kibiców Zawiszy. Na stadion wjechała polewaczka. Gdy szturmowaliśmy ogrodzenie, polała się woda. Kiedy polewaczka lała, wycofywaliśmy się, ale gdy przestała lać, szturmowaliśmy znowu. Gdy płot udało nam się przewrócić, wjechała druga polewaczka. Lali po całym sektorze. Wtedy też zaczęła się demolka stadionu. Łamaliśmy ławki i rzucaliśmy nimi w stojącą policję. W czasie opuszczania stadionu obiliśmy porządkowych. Byli to bokserzy, lub kulturyści z klubu, bo wyglądali całkiem nieźle. To tyle o samym meczu. Teraz Arka gra bardzo słabo, najprawdopodobniej spadniemy, ale Zawisza nie wejdzie i przyjadą na Bałtyk, a wtedy wykasujemy ich tak jak Wisłę.
Ślęza Wrocław - Arka Gdynia
Na ten mecz wyjazd się nie udał ponieważ w lokalnej prasie podano, że mecz ma się odbyć w niedzielę o dwunastej. Odbył się jednak w sobotę.
Wisła Kraków - Arka Gdynia 31.05.95
Na ten mecz jechaliśmy już jako trzecioligowcy. Ja zameldowałem się w Krakowie pięć dni przed meczem i udałem się na spotkanie Cracovii ze Stalą Rzeszów. Na stadionie Cracovii i po meczu było fajnie - piwo, wódka, dyskoteka... i film mi się urwał. Dzień przed meczem Arki z Wisłą wraz z kibicami Cracovii czekałem na pociąg z Gdyni. Przyjechało nim trzynastu chłopaków. Tego dnia na Dąbiu (dzielnica Krakowa) odbyła się impreza przy ognisku. Były kiełbaski, piwo, śpiewy itd W dniu meczu, od rana siedzieliśmy na krakowskim rynku. Przyszli też kibice ŁKSu (w ten sam dzień grali mecz z Hutnikiem), ale nie biliśmy się, ponieważ oni także mają zgodę z Cracovią. Na rynku piliśmy piwo, a około godziny dwunastej autokarem przyjechali pozostali kibice Arki. Dwie godziny przed meczem kibice Cracovii załatwili kilka samochodów, więc udaliśmy się na krojenie Wisły. Przed stadionem złapaliśmy gościa z plecakiem. Pytani się go: -Z Arki jesteś ? - a on na to: -Nie, na pewno nie. Otworzyliśmy mu plecak, w którym znaleźliśmy nowy szal Wisły. Oczywiście dostał wpiernicz i zaczął krzyczeć: "Policja, ratunku !". Po krótkim krojeniu pojechaliśmy na rynek, zostawiliśmy samochody i udaliśmy się autobusem z powrotem na krojenie. Tym razem pojechaliśmy na dzielnicę Azory. Tam zobaczyliśmy około 100 kibiców Wisły. Wystartowaliśmy do nich, ale oni uciekli. Pogoniliśmy ich troszeczkę, ale w końcu daliśmy sobie spokój, bo dalsza gonitwa była już bez sensu. W chwile później stoczyliśmy walkę z kilkoma gliniarzami, którzy dostali oklep, jednak po chwili przybyły posiłki i eskortowały nas na stadion. Przy wejściu na obiekt bardzo dokładnie nas przeszukano, przez co nie wnieśliśmy rac. Zabierano także pasy i inne "akcesoria". Na meczu było nas 65 plus 8 z Polonii Bytom plus około 300 z Cracovii. Jak na drużynę, która pewnie zmierza do trzeciej ligi to i tak nieźle, biorąc pod uwagę, że mecz odbył się w środę i że do Krakowa jest 600 kilometrów. Po meczu część kibiców Arki odjechała autokarem, a reszta udała się z Cracovią na piwo. Wieczorem kibice Cracoyii odprowadzili nas na dworzec i udaliśmy się do domu. P.S. Na mecz ten kibice "Pasów" przynieśli 20 flag Wisły i około 100 różnych szalików. Było takie ognisko, że można było smażyć kiełbaski.
Górnik Konin - Arka Gdynia
Jak wiadomo, nasza Arka zbliża się do trzeciej ligi, dlatego w Koninie zameldowało się tylko 7 osób. Z Gdyni wyjechały 33 osoby, ale w Tczewie wyrzucono z pociągu 26 osób. Powodem był brak biletów. Renoma wezwała policję i niestety nie po raz pierwszy kibiców Arki wyrzucono. Sam mecz był nudny, zakończył się remisem 1:1. Młyn Konina to ok. 150 osób (same małolaty). Mimo tego, że na stadionie było tylko trzech gliniarzy, był spokój.
Lechia Dzierżoniów - Arka Gdynia
W związku ze słabą postawą piłkarzy w poprzednich kilku meczach (0:9 w Krakowie) jak i minimalnymi szansami na utrzymanie się w lidze kibice Arki przebywali w tym czasie na meczu Zagłębie Lubin - Legia Warszawa.
Arka Gdynia - Polonia Bytom
Był to ostatni mecz Arki w ubiegłym sezonie, a zarazem pożegnalny występ w drugiej lidze. Mecz odbył się w środę, a już we wtorek przybyła do Gdyni grupa kibiców z Bytomia. We wtorek, jak i w środę, kiedy przybyła następna grupa kibiców z Górnego Śląska, odbywały się wspólne imprezy na gdyńskim nadmorskim bulwarze, który jest stałym miejscem spotkań kibiców Arki Imprezy te miały charakter libacyjny i gorszyły przypadkowych przechodniów. W środę, czyli w dzień meczu, wszystkich kibiców Polonii było 33 osoby. Na meczu było wszystkich 600 - 800 osób, z czego zdecydowana większość to kibice z "górki". W pierwszej połowie górka byłą pełna i trwał nieustanny doping. Spaliliśmy flagę Bałtyku, którą ktoś sobie zdjął parę dni wcześniej przy okazji meczu Bałtyk - Amica. Poza rym wyraziliśmy swój sprzeciw przeciwko fuzji z Bałtykiem. Dominowała piosenka "lepiej w trzeciej lidze sami, jeśli w drugiej z pedałami". W drugiej połowie, mimo iż Arka przegrywała 0:1, odpaliliśmy na górce cztery, czy pięć rac, które wraz z dwoma pomarańczowymi świecami wylądowały na murawie. Sędzia przerwał mecz, a spiker coś zaczął bredzić, ale i tak nikt go nie słyszał, bo na "górce" trwały nieustanne śpiewy. W porządkowych, którzy chcieli zgasić świece, poleciały butelki, kamienie i inny sprzęt To odzew na ich reakcję podczas meczu Arka-Śląsk, kiedy bronili flag gości Po meczu, mimo iż Arka przegrała 0:2 miał miejsce wjazd na boisko i ściąganie na pamiątkę z naszych piłkarzy efektownych koszulek Tak zakończył się ten pożegnalny mecz Arki w drugiej lidze. Po meczu do późnych godzin wieczornych odbyła się następna impreza na bulwarze. Warto dodać, że na ten mecz przybyło także dziesięć osób z zaprzyjaźnionej z Arką Gwardii Koszalin.
POLSKA - IZRAEL, 26 kwietnia 1995 r. Zabrze
Na ten mecz wyruszyliśmy z Gdyni autokarem 25 kwietnia o godzinie 1.10 w nocy. Jechało nas 35 z Arki i jeden z Gracom Podróż przebiegała spokojnie. Piliśmy wódkę i piwo. Do Zabrza dojechaliśmy o godzinie 14.00. Kupiliśmy bilety i udaliśmy się do kufloteki na parę szybkich piwek. O 16.00 wyruszyliśmy na stadion. W drodze spotkaliśmy kibiców Śląska Wrocław. Po przekroczeniu bramy obiektu, gdzie tradycyjnie zostaliśmy przeszukani, udaliśmy się do sektora, gdzie czkało już na nas ok. 10 kibiców Zagłębia Lubin. W czasie oczekiwania na mecz dobiła do nas ponad 100-osobowa ekipa Cracovii Przybyli jeszcze arkowcy, którzy jechali samochodami i pociągiem. W sumie Arki jest 50 osób. Na stadionie, zgodnie z zawartym w Gdyni paktem między kibicami, jest spokój. Jedynym zgrzytem są okrzyki niektórych kibiców pod adresem j warszawskiej Legii Podczas meczu huśtawka nastrojów. Od 1:0, 1:2 do 4:3 i radość ze zwycięstwa naszej reprezentacji Jednak jej gra w obronie pozostawiała dużo do życzenia. Po meczu pożegnaliśmy się z Cracovią, Zagłębiem Lubin, Rakowem, Polonią Bytom i Górnikiem Zabrze oraz Wałbrzych. Udaliśmy się w drogę i powrotną do Gdyni Powrót przebiegał spokojnie. W Katowicach wysiadło czterech z Lubina, a w Częstocho-wie dwóch z Rakowa. I prosto do Gdyni Po przyjeździe uzgodniliśmy, że na mecz ze Słowacją udamy się większą ekipą. Szkoda, że na meczu tym nie było kibiców Bałtyku.
POLSKA - SŁOWACJA (Zabrze)
Na ten mecz mieliśmy jechać autokarem, lecz nie znaleźliśmy kierowcy, któryby pojechał z nami (żaden nie chciał). Udaliśmy się więc na dworzec i pojechaliśmy. Jechaliśmy przez Warszawę, gdzie mieliśmy przesiadkę. W Bytomiu byliśmy ok. godziny 13. Tam czekali na nas chłopcy z Polonii Bytom i kilku od nas, którzy byli wcześniej. Przed godziną piętnastą wraz z Polonią udaliśmy się do Zabrza. Tam odłączyliśmy się w dziewięć osób. Niedaleko dworca natknęliśmy się na ok. 40 osób z Ruchu. Niestety "śląska siła" okazała się bardzo śmieszna, ponieważ mimo licznej przewagi Ruch nie podjął walki Na meczu było nas z Arki 50 osób. Mało było kibiców z innych miast Nie po raz pierwszy ośmieszyła się Lechia wystawiając skład kilku osobowy. Wisły, mimo tego, że mają bardzo blisko, przyjechało siedmiu (taką liczbę podał mi kibic Wisły na meczu). Śląska Wrocław było 70. Zdziwiło mnie natomiast, że na stadionie nie widziałem kibiców Pogoni i Radomiaka. Kibice tych drużyn byli na meczach reprezentacji w Zabrzu, dlatego byłem zdziwiony ich nieobecnością. Zaskoczyła mnie za to obecność na trybunach stadionu Górnika kibiców Petrochemii i Stomilu. W naszym sektorze zasiedli też kibice: Zagłębia Lubin (35), Cracovii (100), Polonii Bytom (200), Było też kilku z Korony, Odry Opole i Sandencji Nowy Sącz. W drodze powrotnej do Gdyni wracaliśmy w jednym pociągu z kibicami Zawiszy. Oczywiście przestrzegaliśmy porozumienia i było spokojnie. W pociągu wracali też gliniarze, którzy wysiedli w Gdyni.
Rumunia - Polska
Wyjazd do Rumuni zapowiadał się ciekawie. Wyjechaliśmy z godzinnym opóźnieniem. We Włocławku ośmiu kiboli Arki okradło i zdewastowało sklep spożywczy. W Toruniu zatrzymały nas psy i przeszukały cały autokar. Winowajców skręcono na komisariat. Próby odszukania i uwolnienia kumpli nie zdały się na nic. O godzinie czwartej rano wyjechaliśmy z Torunia. Nie pozostało nam nic innego, jak tylko się nachlać i podążać do granicy w Cieszynie. Na miejscu czekało na nas czterech braci z Zagłębia Lubin. Około południa zatrzymaliśmy się w małym słowackim mieście, gdzie "Rybak" wyprawił swoje dwudzieste drugie urodziny. Poszło około 250 piw, parę butelek wódki. Były tańce, śpiewy i świetna zabawa. Późnym popołudniem wyjechaliśmy w dalszą podróż. Nie chcieliśmy zatrzymywać się na Węgrzech, ponieważ było tam bardzo drogo. We wtorek rano przekroczyliśmy granicę węgiersko-rumuńską. Zatrzymaliśmy się w białych od śniegu Karpatach, w dosyć dużym zajeździe. Trochę sobie podjedliśmy, podpiliśmy i pośpiewaliśmy. Później zakupiliśmy trochę "sprzętu" na dalszą drogę i pojechaliśmy w pogańskie strony, gdzie oprócz Bukaresztu był bród, syf i nędza, ulice z dziurami (od red.: W Polsce ulice są oczywiście gładki jak stoły), tramwaje bez szyb i drzwi. W domach zamiast okien były pozakładane folie. Przykry widok. W środę około godziny 2.30 w nocy wylądowaliśmy w jednym z hoteli w Bukareszcie, takim, co to doba kosztuje 16 dolarów. Jedni zostali w hotelu (ci z Cisowej i okolic), a drudzy ja, Kapsel i dwóch kibiców Zagłębia z Bolesławca) poszli do rumuńskiego pubu, gdzie było naprawdę fajnie. Piliśmy do szóstej rano, a potem udaliśmy się na chwilę do hotelu, żeby się trochę przespać. O dwunastej wyrzucili nas z hotelu bo skończyła się doba hotelowa, więc pojechaliśmy na stadion STEAUY po bilety, które kosztowały 2 dolary. Przed stadionem spotkaliśmy kiboli Legii, Wisły, Pogoni, Zagłębia Lubin i Lecha Poznań. Jeździliśmy razem po mieście, zwiedzaliśmy, piliśmy i śpiewaliśmy. Dochodziła godzina szesnasta, więc udaliśmy się na stadion. Usadowiliśmy się w jednym z sektorów. Było nas razem 82 osoby. W czasie meczu kibice Wisły stracili dwie flagi. Rumuni zachowywali się jak prostaki i złodzieje. Najbardziej podobały mi się ich race z papieru! Na stadionie było 40 tysięcy Rumunów. Większość ze Steauy i Rapidu Bukareszt. Było też parę tysięcy żołnierzy. Sam mecz był całkiem niezły. Po strzeleniu bramki dla Polski odpaliliśmy dwie race. Resztę zabrały nam wcześniej rumuńskie psy. W naszym sektorze panowała wielka radość, mimo, że byliśmy z różnych klubów, które w Polsce się nienawidzą. Nikt do nikogo nie miał żalu ani pretensji. Kiedy bramkę zdobyła Rumunia, my właściwie nie istnieliśmy. Po prostu nas zakrzyczano. Nie słyszeliśmy samych siebie. Przy drugiej bramce było to samo. To, co najbardziej nam się spodobało, to duży i bardzo ładny stadion Steauy. Nienaganna również była postawa polskich kibiców czyli nas. Po meczu udaliśmy się w drogę powrotną do Polski. Powrót wyglądał podobnie jak droga do Rumuni, czyli picie śpiewy i dzielenie się wrażeniami. Gdyby postawa polskich kibiców na meczach reprezentacji była taka jak na meczu z Rumunią, to Anglicy chowaliby się pod ławki. Wyjazd ten udowodnił, że nie jesteśmy zacofani i że umiemy zjednoczyć się na meczach reprezentacji. Wydaje mi się, że ekscesy na tego typu spotkaniach to już historia i że razem będziemy dopingować Polskę.
STATYSTYKA LICZBOWA SEZONU 1994/1995
GOŚCIE W GDYNI
Miedź Legnica - 0 Bałtyk Gdynia - 80 Lechia Gdańsk - ok. 1500 Amica Wronki - 11 Zawisza Bydgoszcz - 160 Górnik Konin - 0 Ślęza Wrocław - 0 Wisła Kraków -30 + 60 Lechia Gdańsk Lechia Dzierżoniów - 0 Naprzód Rydułtowy - 0 Śląsk Wrocław - 70 + 230 Lechia Gdańsk Pogoń Oleśnica - 0 Stilon Gorzów - 0 Odra Wodzisław - 0 Chrobry Głogów - 0 Krisbut Myszków - 0 Polonia Bytom - 33
MY NA WYJAZDACH
Miedź Legnica - 50 + 250 Zagłębie Lubin Bałtyk Gdynia - 2000 Lechia Gdańsk - 2200 Amica Wronki - 71 Zawisza Bydgoszcz - 450 + kilka osób z Polonii Bytom i Gwardii Koszalin Górnik Konin - 7 Ślęza Wrocław - 0 Wisła Kraków - 65 + ok. 300 Cracovia + 8 Polonia Bytom Lechia Dzierżoniów - 0 Naprzód Rydułtowy - 20 Śląsk Wrocław -72 Pogoń Oleśnica - 20 Stilon Gorzów - 40 Odra Wodzisław - 0 Chrobry Głogów -5 + 30 Zagłębie Lubin Krisbut Myszków - Brak kibiców Arki z powodu zepsutego autokaru - 15 Górnik Zabrze Polonia Bytom - 3