Dziś radości nie będzie, bo Bytovia nie chciała z nami przegrać. A może nie chciał do tego dopuścić gość z gwizdkiem. No nie wiem... Nie wiem też, czemu tak bardzo boimy się radości.
Nawet po wygranych Arki, powtarzamy niczym zaklęcie – nie pompować, nie pompować. Posypmy głowy popiołem, przeprośmy za wygraną i czekajmy na... porażkę. My naprawdę boimy się radości.
Bo jesteśmy smutni? Bo lubimy się martwić?
Chyba nie... My po prostu już czekamy na moment, kiedy dobra seria się skończy... Boimy się radości, bo przeraża nas smutek po porażkach. Ale nasze fobie nie zatrzymają porażek, wygranych też niekoniecznie - na szczęście ;-).
Dziwię się ludziom, którzy hamują radochę kibiców. Zarówno po wygranych Arki, jak i kadry.
Lepiej czekać, to jeszcze nic, za chwilę będzie gorzej. No w mordę, to skoro grozi nam zaraz „że będzie źle”, to tym bardziej się cieszmy, nawet napinajmy, pompujmy balonik. Jak pęknie, to co? Każdy kiedyś pęka. Ulatują te z helem (pozdrowienia dla FC Hel ;-) ), ale po pompowaniu takiego balonika można mówić (nie wiem czy pisać) falsetem ;-).
Naprawdę – dajmy sobie tę odrobinkę radości. W życiu nie ma jej tak dużo. Po co czekać na zmartwienia? Same przyjdą.
Jak to osiągnąć? Nie wiem, hah, bo w sumie piszę to też sam do siebie. Może nie spinać się tak po porażkach? Ja wiem, że to niełatwe. Sam czasem wkurwiony po meczu, pisze smsy do kolegów z Arkowcy.pl, A smsy są „paskudne”, oj jakie paskudne, brrr ;-) a jakie „głębokie” - np. „ja pierdolę, ale dno”...
Ale tak naprawdę warto się nakręcać po wygranych, nie po porażkach. A po „wtopach”, cóż... trudno - jak pisze Zdzisław Dyrman (nasz forumowy, nie „misiowy”). No chyba On.
8 meczów bez porażki. Nieźle? No chyba tak. Wszystkiego nie da się wygrać. Niech walczą, i my też się nie poddajmy. Jak Marcus, on swój balonik napompował, uniósł się i znowu jest „kotem”, jak mówi Michał Nalepa. Rain man, ee znaczy rain match za nami, a do piątku trzeba pompować balonik, aby tego dnia przebić... opony.