Arka Gdynia – Zagłębie Lubin 0:2 (0:1)
Bramki: Micanski (35’ karny, 72’)
Żółta kartka: G.Bartczak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)
Arka (oceny w skali 1-6): Bledzewski (2) - Kowalski (1.5), Szmatiuk (1.5), Siebert (2.5), Bednarek (2) – Lubenow (0) (46’ Wilczyński (2)), Budziński (1), Ława (2), Bożok (2.5) (83’ Labukas) - Trytko (1.5), Tshibamba (2).
Zagłębie (oceny w skali 1-6): Isailovic (4) - Bartczak (2), Reina (2.5), Stasiak (2.5), Costa (3) – Błąd (2) (63’ Kędziora (1.5)), Ekwueme (3.5), Bartczak (3), Hanzel (3), Traore (3) (90’ Woźniak) - Micanski (4) (88’ Dinis).
Klątwa trwa. To brzmi aż nieprawdopodobnie, ale piłkarze Arki Gdynia w sezonie 2009/2010 wygrali w swoim mieście 1 mecz z... 10. Gdy do tego dodamy fakt, że strzelają średnio gola w co drugim meczu to można naprawdę zwariować. Gdy Arka wychodzi na mecz, bez różnicy czy to na starym stadionie GOSiR czy teraz na Rugby, nagle okazuje się, że brakuje jej woli walki, zawziętości i ambicji, którą imponuje w meczach wyjazdowych. Dzisiaj wszyscy gracze Arki przeszli obok meczu i nie trafiają do nas wytłumaczenia, że grali dobrze tylko brakowało szczęścia. Szczęścia może zabraknąć raz, może dwa razy, życiowym pechowcom nawet trzy razy, ale nie 8 razy pod rząd. Szerszą analizę zostawmy trenerowi, oby wyciągnął właściwe wnioski.
Mecz z Zagłębiem zaczął się całkiem nieźle, strzał z woleja oddał Bartosz Ława, piłka po drodze odbiła się od Przemka Trytki i trafiła w słupek. Arka poszła za ciosem, lecz jej atakom brakowało tradycyjnie ostatniego podania i piłkarze sprawiali dziś wrażenie jakby nie mieli pomysłu na wykończenie akcji. Trudno też o sensowne rozwiązania, gdy w fatalnej dyspozycji są dwa ogniwa w środku pola. Lubomir Lubenow przeszedł dziś samego siebie i zadziwił nawet swoich najwierniejszych "kibiców", natomiast kolejny bardzo słaby mecz zagrał Marcin Budziński i chyba czas najwyższy na zmianę także na tej pozycji (może w końcu kreatywny Filip Burkhardt?). Dużo sobie obiecywano po tym chłopaku, w sparingach grał dobrze, łatwo wygryzł ze składu Adriana Mrowca, ale gdy przyszły mecze o stawkę jest na boisku zagubiony niczym turysta bez mapy w wielkim mieście. Tak też wygląda "Budzik", jakby nie miał ściśle określonych zadań przez trenera i nie wiedział czy ma skupić się na odbiorze piłki czy jej rozegraniu. W efekcie jest kompletnie bezproduktywny. Na tym tle wyróżniał się aktywny Miroslav Bożok, ale u niego nadal widać brak zgrania z Robertem Bednarkiem i napastnikami. Przełomowym momentem była sytuacja z 33 minuty, gdy fatalną stratę zanotował Lubenow, Kowalski źle zaasekurował i Łukasz Hanzel wbiegł z piłką w pole karne. Szybka przekładanka nad pilką i faul Szmatiuka, a więc rzut karny. Andrzej Bledzewski nie podjął niestety próby obrony i Micanski otworzył wynik meczu. W drugiej połowie Arka miała co najmniej dwie stuprocentowe sytuacje, ale Joel Tshibamba i Trytko trafiali prosto w serbskiego bramkarza Isailovicia, który tak jak przewidywaliśmy był najmocniejszym punktem gości. W myśl znanego piłkarskiego porzekadła zemściło się to w 72 minucie, a strzelcem gola ponownie Iljan Micanski. Do końca meczu Arka biła głową w mur, który tego dnia był dużo szczelniejszy niż jesienią w Lubinie.
Na wstępie napisaliśmy, że piłkarzom dziś zabrakło woli walki. Uwidoczniło się to zwłaszcza po stracie drugiej bramki, gdy stanęli bez wiary na boisku, a Zagłębie wyprowadzało kolejne kontry. W panującej na stadionie ciszy nie słychać było okrzyków mobilizacji i sportowej złości (ponownie 0 żółtych kartek!). Dopiero w szatni i w kuluarach widać wściekłość po porażce, szkoda, że nie następuje ona już po straconych bramkach i nie ma pozytywnego przełożenia na agresywniejszą i bardziej zdecydowaną grę. Wierzymy, że piłkarze wezmą sobie te słowa do serca i na Cracovię wyjdą niczym na mecz finałowy, tak jak chciał trener Pasieka.
mazzano