20.09.09, Estadio Mestalla, Valencia CF - Sporting Gijon
Korzystając z urlopowania w Hiszpanii, stwierdziliśmy, że nie możemy przegapić meczu Primera Division. Padło na spotkanie trzeciej kolejki: Valencia - Sporting Gijon.
Do Valencii wybieramy się wczesnym przedpołudniem, by mieć trochę czasu pozwiedzać i rozkoszować się miejscowymi trunkami - wszak pierwszy gwizdek dopiero o 21. Ma mieście już widoczna biało-czerwona grupa kibiców przyjezdnych. Nie zaczepani przez nikogo krążą sobie wśród zabytków Valencii. Dzień zlatuje ekspresowo, ok 17 udajemy się pod stadion by zaopatrzyć się w bilety. Kasy jeszcze są zamknięte, ale zaopiekował się nami lokalny konik, u którego kupujemy bilety po 25 euro (5 euro drożej niż w kasach). Jeszcze piwko w przystadionowej knajpie kibiców Valencii, gdzie złotym trunkiem raczyli się też kibice Sportingu, i zmykamy na zasłużony obiad.
Na stadionie Mestalla meldujemy się o godzinie 20, zaczepiamy jeszcze o sklep z pamiątkami i wchodzimy na trybuny. Mestalla jest bardzo wysokim stadionem i robi niesamowite wrażenie, może pomieścić 55tyś widzów. Na meczu jest ok 45 tysięcy ludzi. My siadamy na górnym tarasie, dość wysoko za bramką, niedaleko głównej grupy kibiców przyjezdnych. Oddzieleni są oni od kibiców gospodarzy kilkoma rzędami pustych krzesełek i jednym porządkowym. Jest ich około 200 (odległość pomiędzy miastami to aż 800 kilometrów), ale dodatkowo na całym stadionie można zauważyć biało-czerwone koszulki. Wywiesili parę flag i prowadzili doping przez całe spotkanie, także wtedy gdy Sporting przegrywał. Valencia to dwa młyny w przeciwległych narożnikach trybun. Flagi tylko w tych sektorach + parę flag na kij na początek spotkania. Oba młyny próbowały prowadzić doping, ale z mojego miejsca były bardzo słabo słyszalne. Cały stadion zaśpiewał może dwa, trzy razy, podrywając się jedynie wtedy, gdy coś się działo na murawie. Negatywnie zaskoczyły mnie bardzo popularne trąbki a'la Małysz.
Co do samego meczu to Sporting niespodziewanie szybko strzelił bramkę, po czym oddał pole Valencii i stracił jednego zawodnika (czerwona kartka). Wydawało się, że jest po zawodach, bo Valencia szybko wyrównała, na 2:1 strzelił David Villa, a drużyna atakowała dalej i ... na 5 minut przed końcem straciła bramkę. To jest właśnie piękno futbolu! Życzę nam wszystkich takich meczów i emocji na naszych stadionach. Pozostał już tylko ostatni gwizdek, wyjście ze stadionu wśród nadal przeżywających mecz Hiszpanów i 120 kilometrowa podróż do domu.
Kwiatek