Słaba postawa zawodników Arki w trwającym sezonie, nietrafione transfery i zła sytuacja w budżecie klubu sprawiła, że jednym z głównych winnych obecnej sytuacji w jakiej znalazł się nasz klub został Antoni Łukasiewicz. Jak ocenia swoje działania w klubie? Co ma na swoje usprawiedliwienie? Jak radzi sobie pod stałą presją? Na te i inne pytania postarał nam się odpowiedzieć obecny Dyrektor Sportowy Arki.
Kornik: Na wstępie chciałbym prosić, aby był to wywiad szczery z jasnego powodu - kibicom Arki należy się słowo wytłumaczenia fatalnego sezonu w wykonaniu Arki.
AŁ: Oczywiście rozumiem to doskonale, i deklaruję że będę szczery we wszystkich sprawach i aspektach, które nie są poufne.
Szybkie odpadnięcie z rozgrywek Pucharu Polski oraz miejsce w strefie spadkowej to z pewnością nie plan, który obieraliście przed trwającym sezonem?
Plan oczywiście był inny, często jednak tak bywa w życiu bywa, że przygotowany plan działań w zderzeniu z rzeczywistością wywraca się do góry nogami. Przed startem nowego sezonu mieliśmy świadomość, że odejdą od nas kluczowi zawodnicy tacy jak Michał Janota, Luka Zarandia oraz wypożyczony wiosną Marko Vejinović. Zastąpienie takich zawodników nigdy nie jest łatwe, szczególnie w naszej sytuacji gdzie co roku walczymy o utrzymanie w ESA. Jak co roku przed startem tego sezonu, cele jakie były postawione przed zawodnikami zakładały utrzymanie w lidze oraz możliwie jak najdłuższą grę w rozgrywkach Pucharu Polski. Cel pierwszy zaczął się od nas niebezpiecznie oddalać, ale wciąż jest realny, natomiast cel drugi czyli rozgrywki Pucharu Polski to już przeszłość.
Duża grupa fachowców jak i kibiców (w tym nas) upatruje przyczyny fatalnej dyspozycji Arki w fatalnie przeprowadzonych okienkach transferowych. Zgodzi się Pan z tym stwierdzeniem?
Wiem, że od długiego czasu jesteśmy pod ogromną falą krytyki, która dotyczy szczególnie letniego okna transferowego. Tamten czas był wyjątkowy z kilku względów.
Po pierwsze, walczyliśmy do ostatnich kolejki o utrzymanie i równocześnie trzeba było pracować nad dwoma scenariuszami, czyli gry w ESA lub gry w I lidze. W związku z tym mieliśmy przygotowanie dwie różne listy transferowe oraz kształty kadry I zespołu.
Po drugie, zawodnicy którzy byli na samym szczycie naszych list transferowych wybrali inne opcje albo ze względu na poziom oferty finansowej z naszej strony, albo ze względu na to, że nie byliśmy dla nich pierwszym wyborem. Konsekwencją tego było kontraktowanie zawodników z dalszych pozycji przygotowanego rankingu. Trzeba pamiętać, że od wielu lat Arka koncentrowała się na zawodnikach wolnych czyli bez kontraktów.
Po trzecie podczas letniego okna transferowego doszło do nieoczekiwanych kontuzji pozyskanych zawodników (Kopczyński, Samanes). Dodatkowo nie skompletowaliśmy całej kadry na początek rozgrywek ligowych, tylko poszczególni zawodnicy przychodzili do klubu na różnym etapie przygotowań lub już w trakcie rozgrywek. Każdy był na innym etapie przygotowań do sezonu, co sprawiło dodatkowy problem jak i kiedy będą do dyspozycji trenera.
Tu dygresja. Zarówno w maju, czerwcu i prawie całym lipcu moja funkcja ograniczała się do opiniowania zawodników, wtedy na czele pionu sportowego stał Piotr Włodarczyk. Jednym z moich obowiązków było opiniowanie proponowanych przez Piotra zawodników, co nie zmienia faktu, że większość zrealizowanych w tym czasie transferów opiniowałem pozytywnie.
Po czwarte, jak wspomniałem wyżej nasze struktury są ograniczone. Wynika to z tej prostej przyczyny, że nie mamy działu skautingu. Zadaniem skautów jest ciągła obserwacja zawodników pod kątem ich przydatności do gry w naszym klubie, szczególnie w I zespole, zgodnie z przygotowanymi wytycznymi jakich konkretnie zawodników chcemy sprowadzić. Mając dział skautingu jesteśmy w stanie zminimalizować ryzyko złych decyzji transferowych, dzięki stałym obserwacjom na żywo, często kilkukrotnie zawodnika jakim jesteśmy zainteresowani.
W naszym przypadku jedynym skautem obecnie pracującym w klubie jest jego legenda Janusz Kupcewicz, a w tamtym czasie, o którym rozmawiamy, był dodatkowo Miro Bożok, ale ubolewam że dalej z nami nie współpracuje oraz skaut hiszpański zatrudniony na czas letniego okna transferowego. Dlatego nie mając takiej stałej komórki w strukturach klubu, zawsze będziemy narażeni na większe ryzyko transferowe, szczególnie jeśli mówimy o zawodnikach zagranicznych, którzy w Polsce nigdy nie grali.
Zimowe okno transferowe zostało przygotowane już w zupełnie inny sposób, tak aby wyciągnąć wnioski z lata. Dlatego zimą skoncentrowaliśmy się głownie na polskich zawodnikach lub takich, których bardzo dobrze znamy lub jesteśmy w stanie zobaczyć na żywo. Tak też się stało, bo każdy z trzech transferów zimowych wpisuję się w powyższy schemat działań. Niestety ze względu na problemy organizacyjne i finansowe w klubie (rezygnacja prezesa Stańczuka w grudniu 2019 roku), zostaliśmy wspólnie z trenerem Rogiciem oraz moim zespołem tworzącym pion sportowy bez żadnego wsparcia decyzyjnego.
Przygotowałem wspólnie z trenerem Rogiciem, Rafałem Żurowskim oraz Pawłem Bednarczykiem plan działań transferowych na zimę zakładający wymianę ogniw, które naszym zdaniem nie pomogą nam sportowo i charakterologicznie w walce o utrzymanie oraz listę zawodników z jakimi chciałem podjąć rozmowy, byli wśród nich głównie Polacy. Zleciłem dodatkowo analizę zewnętrzną, każdego z planowanych wzmocnień, aby zminimalizować ryzyko. W listopadzie i grudniu każdy z pionu sportowego wybrał się na obserwację na żywo zawodników z naszej listy, ale...
No właśnie, ale… Jak w końcu zrobiliśmy wszystko jak zaplanowaliśmy, wyciągnęliśmy wnioski z lata, zrobiliśmy wszystko zgodnie z podręcznikiem, obejrzeliśmy zawodników na żywo, spotkaliśmy się z nimi osobiście, to niestety nie było w klubie osoby, która wyraziła by zgodę na rozpoczęcie rozmów. Standardowo takie rozmowy rozpoczynają z odpowiednim wyprzedzeniem, czyli na początku grudnia i właśnie wtedy przygotowałem wszystkie rekomendacje, które wysłałem mailowo do osób decydujących, ale oficjalnie nie mogłem z nikim rozmawiać.
Jedyne do czego zostałem upoważniony przez przewodniczącego rady nadzorczej Andrzeja Ryńskiego oraz prokurenta Dariusza Schwarza, było prowadzenie rozmów z zawodnikami, którzy nie spełnili pokładanych w nich nadziei, bądź nie pasowali mentalnie do walki o utrzymanie w ESA. Czas mijał, a ja byłem chyba jedynym dyrektorem sportowym w całej Polsce, a może i Europie, który nie mógł prowadzić żadnych oficjalnych rozmów z zawodnikami z listy transferowej, jakich chcieliśmy sprowadzić do klubu, którzy realnie by nam pomogli w osiągnięciu stawianego celu.
W końcu na początku stycznia podjąłem decyzje informując przewodniczącego rady nadzorczej oraz ówczesnego prokurenta, że zaczynam rozmawiać nieoficjalnie z zawodnikami, bo potem znowu zostaniemy „z ręką w nocniku”, a znowu cała odpowiedzialność spadnie na moje barki. Dzięki takiej decyzji udało się przynajmniej w małym stopniu uratować zimowe okno transferowe, które oceniam zdecydowanie lepiej niż letnie.
Oczywiście problem słabej dyspozycji na boisku jest dużo bardziej złożony i nie wynika tylko z transferów. Na wynik sportowy składa się bardzo wiele czynników, na które często nie mamy żadnego wpływu jak na przykład błąd sędziego mimo, że ma do dyspozycji system „VAR”, czy nieoczekiwana czerwona kartka, czy uraz kluczowego zawodnika. Dlatego letnie okno transferowe to tylko jedna z wielu innych przyczyn, które sprawiły, że sezon w naszym wykonaniu jest słaby.
Kto opiniował transfery „hiszpańskie” i negocjował ich umowy?
W czerwcu nawiązaliśmy współpracę na próbę z hiszpańskim skautem, który miał nas wspomóc w analizie rynku. Jego zadaniem było odsianie dziesiątek lub nawet setek profili oferowanych zawodników hiszpańskich, bo nasze moce przerobowe na to nie pozwały. Dopiero jak skaut zarekomendował określonego zawodnika przystępowaliśmy do opiniowania. Jeżeli zawodnik spełniał kryteria jakich szukaliśmy, prosiłem o opinię trenera Zielińskiego. Wcześniej oczywiście weryfikowałem informacje na temat oczekiwać finansowych zawodnika, potem przekazywałem je prezesowi Pertkiewiczowi, który dawał wytyczne co do wysokości oferty jaką przedstawiałem zawodnikowi i jego agentowi. Pośredniczyłem w przekazywaniu informacji ze względu na znajomość języka hiszpańskiego, natomiast ostatecznie decyzje finansowe i to czy dany kontrakt był podpisywany należały do prezesa. Oczywiście dwa kolejne transfery miały miejsce za prezesa Stańczuka, była to końcówka letniego okna transferowego, natomiast proceduralnie wyglądało to dokładnie w ten sam sposób.
Czym kierował się pion sportowy pozbywając się Roberta Sulewskiego a kontraktując Samu Araujo? Z całym szacunkiem dla Hiszpana, ale umiejętnościami na pewno Roberta nie przerastał. Poza tym koszt jego utrzymania był nieporównywalnie większy niż wspomnianego Sulewskiego.
Tak jak mówiłem wcześniej w momencie podejmowania decyzji względem Roberta, moją rolą było opiniowanie, a nie podejmowanie decyzji. Dlatego w tej sytuacji to pytanie powinno być skierowane do innych osób, a nie do mnie. Mogę się odnieść tylko do Samu Araujo. Oczywiście z perspektywy czasu Samu nie pokazał nic szczególnego, a ja mam do siebie pretensję, bo w tej kwestii ugiąłem pod naciskiem właściciela, który kilka dni wcześniej obiecał kibicom trzy transfery do końca okna, a do tej pory odbyły się dwa (Marko Vejinović i Nando). Samu był dowodem na to, że właściciel dotrzymuje danego słowa.
Z tego co wiemy to nie trener Zieliński chciał się go pozbyć, a „góra”. Czy to swoimi dobrymi relacjami z kibicami Sulewski tak bardzo nie pasował władzom klubu?
Tak jak powiedziałem wcześniej nie jestem w stanie tego ocenić, a to pytanie powinno być skierowane do kogoś innego, a nie do mnie.
W rezerwach pokazywał się z bardzo dobrej strony, co przecież powinniście bardzo dobrze wiedzieć, bo bywaliście na meczach dwójki, a swojej szansy nie dostał. Czego nie można powiedzieć o Cvijanoviciu czy Nabilu…
Wiem, że gra w IV lidze wbrew pozorom wcale nie jest łatwa i przyjemna dla każdego zawodnika, który przychodzi z I zespołu. Często zawodnicy koncentrują się na swoim zdrowiu, celowo nie podejmują ryzyka w obawie o możliwość odniesienia kontuzji oraz oszczędzają siły. Jednak to w żaden sposób nie może być dla nich usprawiedliwieniem. Są profesjonalistami i bez względu na poziom rozgrywkowy na jakim występują muszą grać na 100%, tylko po takiej postawie można poznać prawdziwego profesjonalistę. Faktycznie Robert miał dobre występy w II zespole, zwieńczone bramkami czy asystami, ale w ocenie sztabu szkoleniowego I zespołu było to za mało i dlatego nie otrzymywał swoich szans w I zespole.
Trzeba pamiętać, że decyzje personalne o tym gdzie gra dany zawodnik są w kompetencjach sztabu szkoleniowego I zespołu i I trenera. Niestety szczególnie zawód piłkarza jest bardzo trudny, bo nigdy nie wiesz kiedy przyjedzie twój czas. Jeśli występujesz w wyjściowej jedenastce i trener darzy Cię zaufaniem otrzymujesz wiele szans, możesz pozwolić sobie na chwilowe zachwianie czy spadek formy. W przypadku kiedy jesteś zawodnikiem rezerwowym, zadanie jest podwójnie trudne, bo nie dość że musisz cały czas udowadniać swoja przydatność, być w ciągłej gotowości, to do tego nie wiesz kiedy nadejdzie twoja szansa.
Często masz ją tylko jedną, którą jeśli wykorzystasz wchodzisz do gry, ale jeśli jej nie wykorzystujesz wypadasz z karuzeli. To jest bardzo niewdzięczne i niesprawiedliwe, ale niestety takie są realia. Robert udowodnił, że można grać na dobrze na poziomie I ligi czy IV ligi, ma swoje niewątpliwe atuty jak pracowitość, świetne dośrodkowanie czy strzał, ale niestety wtedy kiedy otrzymał swoją jedną jedyną szansę, to niestety w oczach ówczesnych trenerów jej nie wykorzystał, aby otrzymać kolejne. Wierzę, że Robert podobnie jak inni zawodnicy, którzy zdobyli podobne doświadczenie, wyciagnięcie wnioski na przyszłość, jeszcze udowodni swoją wartość sportową, czego mu serdecznie życzę.
Kolejny przykład to Fabian Serrarens. Nie chcemy się mścić na Holendrze, ale jego statystyki dobitnie pokazują, że Ekstraklasa go przerasta. Czy zgodzi się Pan z tą opinią?
Fabian jest klasycznym przykładem na to jak ważne dla każdego napastnika jest szczęście. Pamiętam jego pierwsze dwa mecze w barwach Arki. W pierwszym meczu wyjazdowym z Pogonią był bliski strzelania bramki, później w kolejnym meczu w Gdyni, stanął przed 100% okazją do zdobycia bramki, ale fatalnie przestrzelił. Media zaczęły wszystko bardzo skrupulatnie wyliczać, ile meczów bez celnego strzału itd. Niestety pewność siebie napastnika zawsze będzie niska i mało pomocna w takiej sytuacji. Statystyki z ligi holenderskiej jednoznacznie wskazują, że Fabian potrafi strzelać bramki, na pewno nie jest goleadorem, ale kilka bramek w sezonie nie powinno stanowić dla niego problemu.
Tutaj jednak statystyki są druzgocące, wielokrotnie zastanawialiśmy się z trenerem Rogiciem, w czym tkwi problem. Fabian otrzymywał bardzo jasne informację co ma zrobić, aby przełamać swoją niemoc strzelecką. Dla każdego napastnika są pewne najważniejsze kryteria podnoszące skuteczności działań w polu karnym to tzw. krótki słupek. Najlepsi napastnicy na świecie zdecydowaną większość bramek strzelają właśnie działań w obrębie krótkiego słupka. Wtedy, kiedy Fabian to zrobił po raz pierwszy i uprzedził obrońcę drużyny przeciwnej to strzelił bramkę właśnie z krótkiego słupka w meczu wyjazdowym z Lechem Poznań. Oczywiście po analizie „Houston” bramka została ostatecznie zapisana na konto Maćka Jankowskiego.
Jeszcze zimą 2019 sondowane było zakontraktowanie w Arce Rafy Lopesa (obecnie zawodnika Cracovii). Z tego co się orientujemy koszty jego pozyskania + utrzymania są na podobnym poziomie co Fabiana. Co poszło nie tak, że zamiast Lopesa mamy Serrarensa?
Mogę potwierdzić, że byliśmy kilkukrotnie bardzo blisko pozyskania Rafy Lopeza, pierwszy raz w lutym zeszłego roku, gdzie na przeszkodzie ostatecznie stanęły drobne różnice finansowe. Wtedy różnica między oczekiwaniami zawodnika, a naszą propozycją była tak symboliczna, że byłem wściekły iż nie udało się doprowadzić do transferu, który ostatecznie doszedłby do skutku dopiero latem 2019. Szansa ponownie pojawiła się w czerwcu 2019 jeszcze przed startem przygotowań, jak urzędowaliśmy w biurze na stadionie Rugby. Przekazałem informację prezesowi, z konkretną informacją co musimy zaoferować, aby Rafa grał u nas, ale ostatecznie nasza oferta okazała się niewiele lepsza niż ta złożona zawodnikowi w lutym, więc niestety po raz kolejny przegraliśmy batalię o zawodnika na jakim nam bardzo zależało.
Niestety takich batalii było zdecydowanie więcej, wpisywały się jednak one w naszą ówczesną politykę. Często chcieliśmy zaoszczędzić, nie przesadzać, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że traciliśmy podwójnie, zarówno pod kątem sportowym jak i finansowym.
Z tego co wiemy na pańskiej liście życzeń wyżej notował Pan właśnie napastnika Cracovii?
Rafa Lopes idealnie wpisywał się w nasze zapotrzebowanie, bardzo pracowity zawodnik, świetny timing gry głową, agresywny, zaawansowany technicznie, potrafiący utrzymać się przy piłce, korzystający z każdej sytuacji w polu karnym, aby oddać strzał, grający na tzw. „krótki słupek”. Był naszym numerem jeden na liście transferowej jeśli chodzi o napastników. Był przeze mnie oglądany dwukrotnie, spotkałem się z nim, agentem, rodziną. Poznaliśmy się, wszystko pasowało i pozwalało wierzyć, że to będzie hit. Podobnego zdania był trener Zieliński, a przed nim jeszcze trener Smółka. Wszystko się potwierdziło, tylko Rafa jest teraz w Cracovii i walczy o najwyższe cele, a my jesteśmy tu gdzie jesteśmy z naszymi problemami.
Jak wyglądają testy medyczne w Arce?
Procedura jest od kilku lat taka sama. Wiem, że powinniśmy przeznaczać więcej środków także na badania medyczne przed każdym transferem do Klubu. Takie są jednak realia.
Zawodnik przechodzi podstawowe badania medyczne: badania krwi i moczu, EKG, spirometr, pomiar tkanki tłuszczowej. Udaje się na konsultację ortopedyczną do naszego lekarza specjalisty oraz od zimowego okna do koordynatora sztabu medycznego. Jeśli lekarz po konsultacji z koordynatorem stwierdzą coś niepokojącego, wysyłamy zawodnika na dodatkowe badania USG czy rezonans, aby rozwiać wszelkie wątpliwości.
Wie Pan co sugeruje. Santi Samanes. Mógłby Pan przybliżyć nam to jak przebiegał cały proces jego przejścia do Arki?
Myślę, że na pytanie kto obserwował i opiniował i jak wyglądały testy medyczne Santiego już w większości odpowiedziałem. Postaram się jednak przybliżyć proces jego przyjścia do Arki. Został on zarekomendowany przez naszego skauta hiszpańskiego, z którym jak już wspomniałem zaczęliśmy współpracę w letnim oknie transferowym, a w zasadzie przed jego startem. Santi przyszedł do nas po kilku sezonach, w których grał od pierwszych do ostatnich minut, łącznie z tym poprzedzającym transfer. Był podstawowym, wyróżniającym się zawodnikiem, zbierał bardzo dużo pochlebnych opinii. Oglądaliśmy go w kilku meczach z mocnymi zespołami, faktycznie prezentował się bardzo dobrze, co potwierdzało rekomendację naszego skauta oraz pozytywną opinię trenera Zielińskiego.
Ostatecznie podpisaliśmy kontrakt po odbyciu całej procedury medycznej Kontrakt został zawarty tydzień przed startem przygotowań do sezonu i zaraz po zakończeniu sezonu w Hiszpanii. W trening wszedł więc prawie bez odpoczynku, a potem w trakcie przygotowań które i tak miał zindywidualizowane zaczęły się przeciążenia, które najwyraźniej spowodowały dalsze problemy, również z właściwą diagnozą problemów zdrowotnych.
Czy sumy kontraktów jakie otrzymali nowi zawodnicy były akceptowane przez Pana?
Moja praca w nowej roli od samego początku jeszcze za prezesa Pertkiewicza bardzo szczegółowo określała zakres moich obowiązków. W pierwszym roku uzgodniliśmy, że ze względu na nowe obowiązki, wdrożenie się w nową rzeczywistość, poznanie wszystkiego od drugiej strony nie chcę mieć dostępu do żadnych informacji dotyczących wynagrodzeń zawodników. Wspólnie uznaliśmy, że taka wiedza po pierwsze wykracza poza zakres moich obowiązków, a po drugie jest mi zbyteczna. Dopiero od początku 2019, z racji uczestniczenia w negocjacjach z nowymi zawodnikami przekazywałem informację na linii klub-menager-zawodnik. Ograniczało się to tego co przekazał mi prezes, co jesteśmy w stanie zaproponować zawodnikowi jako Klub. Dlatego stanowczo podkreślam, że moją rolą nigdy nie było akceptowanie bądź nieakceptowanie sum kontraktów jakie otrzymywali zawodnicy. To zawsze było w kompetencjach prezesa zarządu.
Czy nie uważa Pan, że takie budowanie kominów płacowych było nie fair w stosunku do pozostałych zawodników, którzy ciągnęli Arkę do przodu? Mam tu na myśli Pavelsa i Michała Nalepę, którzy podwyżki dostali dopiero wtedy, gdy w klubie zapaliło się czerwone światło, że latem mogą odejść za darmo do innego zespołu.
Uważam, że w pierwszej kolejności należy się pewne sprostowanie. Zarówno Pavels, jak i Michał mieli w kontraktach zapisane klauzule ich przedłużenia leżące po stronie Klubu. Oczywiście jeden jak i drugi zasłużyli sobie swoją postawą na boisku, aby otrzymać lepsze warunki finansowe. W grudniu przygotowaliśmy plan o którym wspominałem wcześniej, którego głównym punktem było właśnie docenienie zawodników dla nas kluczowych. Otrzymali oni propozycje nowych kontraktów, ale bardzo szybko wyszło na jaw do opinii publicznej jakoby Klub zaproponował zawodnikom śmieszne kontrakty. Jak sam Pan widzi nie jest prawdą, że dopiero jak zapaliło się czerwone światło to Klub otworzył oczy. Reasumując, uważam że wiele rzeczy jest nie fair i niesprawiedliwych w naszym życiu, które w tym przypadku stawiają jednak Klub w złym świetle.
Jak ocenia Pan swoją pracę w Arce? Czy 20% dobrych transferów udało się Panu w Arce zrealizować? Pisze o 20% bo taką liczbę uznał Pan za dobrą dla dyrektora sportowego w skuteczności przeprowadzonych, udanych transferów.
Zostałem za to bardzo mocno skrytykowany. Nie jestem zadowolony z efektów mojej pracy w Arce, od tego muszę zacząć. Patrzę na to z mojej perspektywy i pod uwagę biorę wiele aspektów. Wiem ile czasu, zaangażowania i uwagi kosztuje mnie codzienna praca w Klubie. Jestem pod ciągłą presją, podobnie jak zawodnicy, a najbardziej cierpi na tym moja rodzina dla której nie mam czasu. Różnica polega na tym, że jako były zawodnik wiem, że największa presja towarzyszy piłkarzowi w dniu meczowym, a z punktu widzenia dyrektora sportowego jest ona stała i trwa 24/7, nawet teraz kiedy sezon jest zawieszony i jest szereg innych problemów do rozwiązania.
Wiem, również że nie ustrzegłem się błędnych decyzji, czasem zbytnio zaufałem sobie oraz innym lub zwyczajowo dałem się podpuścić, co w konsekwencji zostało wykorzystane przeciwko mnie. Dlatego porównując ilość poświęconego czasu na pracę dla Klubu versus efekty, to jestem bardzo niezadowolony. Efektywność i skuteczność działań jest bardzo niska. To idealnie wpasowuję się w stawiane pytanie. Odpowiedź jest prosta 20% to słaby wynik, nie mam co do tego wątpliwości.
Niegdyś swoją charyzmą i przywództwem wypracował Pan sobie u kibiców miano Admirała. Dziś tego miana już nie ma, a jest domaganie się przez kibiców Pańskiej dymisji. Może Pan się do tego odnieść?
Oczywiście z przykrością przyjmuję ten fakt, że na dzień dzisiejszy moja praca nie przynosi pożądanych efektów, do tego spotyka się z ciągłą krytyką, a wielu kibiców chce mojej dymisji.
Wiem, że brakowało mi doświadczenia, że nie byłem do tego jeszcze gotowy, tak jakbym tego oczekiwał od samego siebie, ale mimo to podjąłem się tej misji, uznając to za ogromną szansę. Nie ukrywam, że taki przyświecał mi cel, a szansa przyszła wcześniej niż oczekiwałem. Ostatnie 18 miesięcy to dla mnie ogromny bagaż doświadczeń. Tylko ja, moja rodzina oraz moi bliscy współpracownicy wiedzą ile poświęcam dla Klubu. Jak na razie efekty mojej pracy są dla mnie rozczarowujące, co widać między innymi po opiniach kibiców, których zawiodłem. Jednak wychodzę z założenia, że co mnie nie zabije to mnie wzmocni, że ciężka praca wykonywana z poświęceniem dla Klubu zawsze się obroni. Cechy jakie posiadam, charyzmę czy cechy przywódcze pozostaną ze mną na dalsze lata mojego życia i będą moją mocną stroną, bez względu na wszystko.
Jak wiemy sytuacja finansowa Arki nie jest najlepsza. Czy klub wprowadził już jakiś plan naprawczy?
Wszyscy czujemy ogromny zawód z powodu obietnic, zapewnień oraz planów jakie słyszeliśmy ze strony właściciela. Ostatecznie były to tylko puste słowa, za którymi nie poszły czyny, a problemy finansowe przed jakimi stoi Klub musimy rozwiązać sami. Sytuacja jest bardzo trudna i wymaga zdecydowanych działań oraz bardzo trudnych decyzji nas wszystkich. Musimy być gotowi na poświęcenia, redukcję wynagrodzeń, ciężką codzienna pracę nad wypracowaniem kompromisów. Cel jest jednak jeden, aby uratować Arkę. Rozmowy jakie się toczą w sposób ciągły z zawodnikami, bardzo wolno, ale idą do przodu. Im również zależy na tym, aby znaleźć rozwiązanie, które uratuje Klub, a z drugiej strony pozwoli im zachować stanowiska pracy. Plan podlega ciągłym zmianom i modyfikacjom, aby wypracować kompromis w bardzo dynamicznych okolicznościach w jakich obecnie się znajdujemy. Powodzenie planu naprawczego zależy od nas wszystkich i wierzę, że uda się go wprowadzić w życie i okaże się on skuteczny.
Chce Pan na koniec coś przekazać kibicom Arki?
Przede wszystkim chciałbym wszystkim życzyć dużo zdrowia w czasie pandemii korona wirusa. Myślę, że dużo udało mi się przekazać podczas szczerych odpowiedzi na powyższe pytania, ale oczywiście skorzystam z dodatkowej okazji.
Wcześniej pytał Pan o zmianę nastawienia u kibiców w stosunku do mojej osoby. Mam nadzieję, że część z nich wie teraz od czego zależą decyzje, które łatwo krytykować nie znając kulis, a także oceniać wszelkie ruchy po fakcie, gdy wiemy, jaki jest ich efekt. Na boisku zawsze grałem z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem, aby osiągnąć sukces, teraz dalej to robię mając funkcję wystawioną na oceny kibiców i opinii publicznej.
Przeżywałem negatywne opinie bardzo mocno, za każdym razem zadając sobie pytanie, co mogłem zrobić lepiej, gdzie był błąd, dlaczego to nie działa i funkcjonuje tak jak zakładałem. Nigdy nie jest tak, że coś takiego spływa po tobie od tak, gdy widzisz na stadionie na którym grałeś, w Klubie z którym jako piłkarz zdobyłeś tak cenne trofea jak Puchar Polski i Superpuchar Polski oraz wywalczyłeś awans do Ekstraklasy zwieńczony niezapomnianą fetą na ulicach Gdyni, transparent mówiący o tym, że masz…delikatnie mówiąc opuścić to miejsce…
Nasze decyzje w Klubie, także i moje zawsze determinuje wynik sportowy. Przez jego pryzmat jestem oceniany, dlatego możesz bardzo szybko przejść drogę od bohatera do zera. Wiem, że to w dużej mierze jest przyczyna takiej oceny i nastawienia kibiców do mojej osoby.
Najtrudniejsze zadanie przed jakim staję w roli dyrektora sportowego, to zawsze kwestia dobrego i właściwego wyboru. Codziennie staję przed dylematami, co zrobić żeby decyzja była dobra dla Klubu i dla zawodników. Nie jestem nieomylny, nie zawsze mimo szczerych chęci, zaangażowania, poświęcenia, odpowiedniej analizy oraz konsultacji z innymi podejmuję dobre i trafne decyzje. Jednak zawsze robię to zmyślą o dobru Klubu, zawodników, trenerów i pracowników. Taka jest moja etyka pracy i to chcę w bardzo jasny sposób przekazać wszystkim kibicom, aby wiedzieli jaki cel mi zawsze przyświeca.
Dziękuję za te trudne pytania i jeszcze raz życzę wszystkim dużo zdrowia.