Olimpia Grudziądz - Arka Gdynia 1:2 (Jałocha 49'sam. - Stolc 78'k, Yussuff 87')

Olimpia: 26. Bartosz Fabiniak - 3. Adrian Bielawski, 4. Tomasz Lewandowski, 2. Michał Łabędzki, 27. Marcin Woźniak - 9. Marcin Kaczmarek, 19. Wojciech Reiman, 11. Marcin Smoliński, 8. Kamil Kurowski (73, 10. Dejan Žigon), 7. Robert Szczot (65, 77. Patryk Skórecki) - 99. Donald Djoussé (79, 21. Fabian Pawela).

Arka: 13. Konrad Jałocha - 32. Przemysław Stolc, 29. Michał Marcjanik, 3. Krzysztof Sobieraj, 23. Marcin Warcholak - 8. Marcus Vinícius (67, 22. Patrik Lomski), 6. Antoni Łukasiewicz (73, 18. Rashid Yussuff), 14. Michał Nalepa, 11. Rafał Siemaszko (90, 15. Damian Mosiejko), 19. Miroslav Božok - 9. Paweł Abbott.

Żółte kartki: Kaczmarek - Łukasiewicz, Nalepa, Warcholak, Božok.

Sędzia: Michał Mularczyk (Skierniewice)

Niedługo każda wizyta Arki będzie kojarzyć się mieszkańcom Grudziądza, jak pożary leśnikom w Kalifornii albo eliminacje Ligi Mistrzów kibicom polskiej piłki klubowej. Nieuchronna katastrofa, której nie uda się uniknąć. Przed dzisiejszym meczem spiker niemal błagalnym tonem po wyczytaniu statystyki pojedynków Olimpii z Arką dodał: "może dziś przyszedł dzień, w którym uda się przerwać tę złą passę". Nie udało się. Olimpia prowadziła, miała przed pół godziny mecz pod kontrolą, ale w najmniej spodziewanym momencie ją straciła.

Pierwsza połowa to spora optyczna przewaga żółto-niebieskich. Najlepszy do przerwy w naszych barwach był Marcus, który szarpał raz po raz na skrzydle. Łącznie już do przerwy żółto-niebiescy wykonywali siedem rzutów rożnych. Niestety, po żadnym z nich nie oddali nawet celnego strzału na bramkę. Olimpia była bardziej konkretna. W 10 minucie najlepszy jej zawodnik Djousse uwolnił się na skrzydle od obrońców, dograł w pole karne, gdzie do piłki dopadł Kurowski. Na szczęście Jałocha fenomenalną paradą zatrzymał piłkę przy słupku. To, co Konrad uratował, mógł oddać w 30 minucie. Wyszedł do prostego dośrodkowania z rzutu rożnego, po czym w niewytłumaczalny sposób wypuścił piłkę z rąk. Zawodnik Olimpii uderzał z kilku metrów na pustą, wydawało się, bramkę, ale tam jak spod ziemi wyrósł Łukasiewicz i uratował nas przed katastrofą. Tuż przed przerwą swoją obecność na boisku zaznaczył Abbott, ale jego strzał kapitalnie obronił Fabiniak.

Druga połowa to prawdziwy roller-coaster emocji. Zaczęło się od niezbyt dobrej interwencji Łukasiewicza w środku pola. Gospodarze ruszyli z szybką akcją, piłka przeleciała nad głowami obrońców Arki i spadła na głowę Kaczmarkowi. Ten wycofał do Kurowskiego, a filigranowy pomocnik huknął z 7 metrów w poprzeczkę. Piłka odbiła się od niej, trafiła w nogi Jałochę i wpadła do bramki. Wydaje się, że bramka zostanie zakwalifikowana jako samobój, chociaż trudno winić za nią Jałochę. Gol ten chwilowo podciął Arce skrzydła, ale z pomocą przyszedł trener Grzegorz Niciński, wprowadzając do gry Lomskiego i Yussuffa. To oni byli autorami kluczowych akcji dla losów meczu. W 78 minucie Patrik ambitnie powalczył o piłkę i po jej odzyskaniu wbiegł w pole karne, gdzie został zahaczony przez Woźniaka. Do rzutu karnego wyznaczony był Przemek Stolc i jeden z najmłodszych piłkarzy Arki wytrzymał ciśnienie. Uderzył mocno, do rogu, nie dając szans lecącemu w drugą stronę Fabiniakowi. To był moment przełomowy. Arka poszła za ciosem, zaczęła atakować coraz śmielej i tuż przed końcem regulaminowego czasu gry, sektor żółto-niebieskich mógł wybuchnąć radością. Najlepszy na boisku Michał Nalepa odzyskał piłkę, rozegrał szybko akcję pod polem karnym Olimpii i w jej końcowej fazie zagrał w tempo do wbiegającego Yussuffa. "Rysiek" przyjął sobie na lewą nogę i uderzył z całej siły między nogami Fabiniaka. Olimpia nie miała już argumentów, by odpowiedzieć. Trzy punkty pojechały do Gdyni, a my dawno nie oglądaliśmy tak szczęśliwych piłkarzy Arki. Chyba oni sami czują, że to są ważne momenty tego sezonu i trzeba chwycić byka za rogi. Jak nie teraz, to kiedy?!