Czy naprawdę my – kibice składamy się na klub? Czy bez nas by go nie było? Nie ważne czy to Arka czy drużyna z dziesiątej ligi japońskiej, wszędzie przez kibiców powtarzane jest hasło – „Klub X to my!”. Sporo nad tym myślałem i uwierzcie, że ciężko się z tym nie zgodzić... Nie chce rozkładać tego tematu na części pierwsze. Nie mam zamiaru bawić się też w filozofa czy jakiegoś ekonomistę i udowadniać, że białe jest białe a czarne jest niekoniecznie różowe. Dla nas jest tylko jedna, prawidłowa odpowiedź - Arka to myCzęsto pojawia się wtedy, gdy drużynie, piłkarzom delikatnie pisząc - nie powodzi się. Nie tylko u nas w Gdyni, w całej Polsce. Z jednej strony jest pewien kontrast – w roku 1929 kilkanaście osób tworzy klub (nasi sąsiedzi próbują podważyć tę datę, co jest już szczytem bezmyślności i głupoty), a właściwie podstawy klubu, bo wtedy ciężko było to nazwać zorganizowaną drużyną, przypominającą tą, co mamy dziś. Mimo wszystko powstaje, jeszcze bez kibiców, bez sukcesów. Czy w takim razie można powiedzieć, że my tworzymy ten klub skoro nas w tym czasie nawet nie było? Można. Jestem tego pewien. Popatrzmy na to inaczej. Rok 1929, czyli już 80 lat minęło. Ludzie, którzy zakładali tą drużynę, którzy w niej grali, kierowali nią, ich już nie ma. Odeszli. A my? My odkąd się pojawiliśmy tak trwamy dalej. Czasami mniej, czasami więcej, ale zawsze. To my przekazujemy tradycje z pokolenia na pokolenie, modę, obyczaje. Zabieramy synów, wnuków na mecze. Wyjaśniamy, co tak naprawdę w życiu jest ważne. Dzięki temu to wszystko trwa, ma jakiś ciąg. Piłkarze odejdą, działacze również. Nawet ten, który deklaruje tak wielką miłość do barw. Posypią kasą i przejdzie nawet do znienawidzonej drużyny. Kasa misiu, kasa. U wielu ludzi ten fanatyzm to sposób na życie, sens. Tu nie chodzi tylko o chodzenie na spotkania swojej drużyny. To jest cała otoczka i wszystko, co z tym związane, to jest po prostu styl bycia. Niekoniecznie łysy chłopak z kapturem na głowie i nie daj Boże słuchawkami jest kibicem, czy jak wolą media – kibolem. Zgodzę się, że z reguły tak jest, ale kibice to są naprawdę przeróżni ludzie. Każdy może nim być, jeśli to czuje, bo to trzeba czuć. Potrafię obserwować, wiem jak reagują ludzie. Długie, szerokie spodnie, kaptur na głowie, szalik na szyi no i matko Boska ta łysina – bandyta i tyle. Przechodzą na drugą stronę ulicy, po co ryzykować. Pewnie morderca i gwałciciel. Wiem, że tak myślą i widzę to, ale nie reaguję. Śmieje się tylko. Śmieję się, bo wiem, że osoba, która ocenia nas z góry jest nic nie warta. Na każdym kroku kontroluję jak jest spostrzegana przez innych, my mamy to gdzieś. Z dnia na dzień liczy się tylko to, aby zarobić i mieć dobrą opinię wśród znajomych, a najlepiej żeby mieć coś, czego oni nie mają. Wtedy osiągają sukces, a bynajmniej tak im się wydaję. Być może to dziwne, ale mi największą satysfakcje sprawia właśnie spojrzenie takich osób. Jedziemy na wyjazd śpiewając głośne „Jesteśmy zawsze tam…”, a ludzie się zatrzymują i wytrzeszcz oczu. „Wariaci” – myślą. My to nazywamy „fanatyzmem”. Dzięki niemu można dostrzec prawdziwe wartości w życiu. Nie pogoń za pieniędzmi, tylko pogoń za chwilami. Nie dbanie tylko o siebie, lecz dbanie o dobro wszystkich. Długo bym mógł tu wymieniać, ale po co? Tego się nie da tak po prostu opisać, to trzeba przeżyć. Dlatego dla osoby, która nigdy nie obracała się w tych klimatach to jest bardzo trudne i skomplikowane. A wiadomo, jacy są ludzie – odrzucają i boją się czegoś, czego nie rozumieją. Tak już po prostu jest. A my róbmy to, co robimy najlepiej. Trwajmy w tym, bo jest to słuszne, nawet wtedy gdy nie powodzi się tak jakbyśmy chcieli.
P.S Po każdym felietonie dostaję kilka wiadomości od czytelników z różnymi spostrzeżeniami, opiniami itp. Dziękuję za to i oczywiście zachęcam do dzielenia się własnymi wrażeniami. Dla mnie jest to naprawdę ważne i jednocześnie miłe. Na każdą wiadomość zwracam taką samą uwagę. I Arka Gdynia!

Autor: Skazany