BELGRAD – JESIEŃ 2013

Derby Belgradu – prawdopodobnie najlepsze derby na świecie. Mecz, który każdy prawdziwy fanatyk chciałby zobaczyć. Nie jest to jednak takie trudne jakby mogło się wydawać. Dzięki bardzo korzystnemu połączeniu lotniczemu z Gdańska przez Malmo można dostać się z Trójmiasta do stolicy Serbii w kilka godzin. Bilety zakupiłem już w sierpniu i odliczałem kolejne dni do wylotu. Miały to być już czwarte wieczne derby, które zobaczę na żywo, ale po raz pierwszy miałem zasiąść na trybunach legendarnej Marakany – stadionu Crvenej Zvezdy. Do tej pory raz byłem na derbach na tym stadionie, ale wówczas na murawie nagrywałem filmiki. Ponadto 2 razy miałem przyjemność zasiąść na stadionie JNA, kiedy to gospodarzem był Partizan.

O samym Belgradzie można napisać naprawdę wiele, ale rzadko spotykałem się z opinią, że jest to miasto jakoś specjalnie ładne i bogate w zabytki. Po kilkunastu wizytach w tym mieście muszę to potwierdzić. Jednak jest coś, co sprawia, że za każdym razem z olbrzymią chęcią tam wracam. Ciężko powiedzieć co dokładnie: mnóstwo meczów rozgrywanych tam co weekend, fantastyczni ludzie, pyszne piwko i jedzenie, a może wszystko to po trochu ;) Brak Serbii w Unii Europejskiej sprawia, że nie ma w tym kraju rozmaitych debilnych zakazów i nakazów. Może właśnie dlatego można na przykład bez przeszkód pić piwo na ulicach. Na mnie zawsze olbrzymie wrażenie robi widok na miasto z Kalemegdanu – twierdzy wznoszącej się na wzgórzu w widłach między Dunajem a uchodzącą do niego Sawą. Tutaj trzeba wspomnieć, że widokiem można raczyć się z przyjemnością przy piwku z murów zamku. W Polsce nie do pomyślenia. U nas po pierwsze za wejście do takiego zabytku trzeba by było zapłacić, a gdybyśmy pili piwo siedząc na murze to zaraz smutni panowie by się nami zainteresowali. A tam ochrona pilnuje jedynie by nikt nie śmiecił i nie spadł z murów, fantastycznie :)

No, ale dość już o turystyce! W zeszłym roku nawiązałem kontakt z chłopakami ze zbuntowanej frakcji kibiców Partizana – Zabranjeni. Znajomość okazała się na tyle owocna, że już kilka razy miałem okazję być z nimi na ich sektorze w czasie meczów piłki nożnej, ale też i raz na piłce ręcznej. O konflikcie między nimi, a trzymającymi władzę na trybunach Alcatraz nie ma co pisać, bo to temat rzeka i wszystko można znaleźć w necie. Wspomnę tylko, że niektórzy liderzy Alcatraz to w przeszłości ważne postaci… Delije, czyli śmiertelnego wroga zza miedzy. Konflikt między Zabranjeni a Alcatraz bardzo się zaostrzył, kiedy od strzałów z broni palnej zginął Ivan Perović. Miało to miejsce w październiku 2011, a zabójcy byli z Alcatraz. Od tego czasu nie widać szans na pogodzenie. Większość fanów Partizana pozostaje neutralna, jednak chodzą oni raczej na Jug (legendarna trybuna Grobari) razem z Alcatraz. Nie mieszają się jednak do konfliktu. Zabranjeni zajmują miejsce na trybunie wschodniej (Istok).

Jak to przed derbami bywa, nasiliło się polowanie na fanty rywala. Grobari mieli nieco ułatwione zadanie, gdyż dzień przed meczem odbyło się spotkanie w Eurolidze koszykarzy Crvena zvezda – Panathinaikos. Wracający z meczu Delije stawali się często łatwym celem dla polujących Grobari. W derbową sobotę pogoda zdecydowanie dopisała – ponad 20 stopni w cieniu i bezchmurne niebo, a to przecież początek listopada! Moi koledzy zbierali się niedaleko dworca kolejowego, gdzie od wczesnych godzin popołudniowych raczyliśmy się piwkiem. Pragnę tutaj zaznaczyć, że od początku naszych kontaktów przywożę im sporo pamiątek Arki, głównie wlepek. Dzięki temu dziś już spora część Belgradu wie co to Arka ;) Niektórzy na tyle polubili nasz klub, że nawet jeden z ziomków poszedł na derby w bluzie Arki. Jeden cygan (tak pogardliwie mówi się na fanów zvezdy) miał pecha, gdyż przechodził obok naszej grupy w bluzie Delije ;) Chłopaki spotkali też gdzieś niedaleko dworca kogoś z Cracovii i dostali nawet wlepkę w prezencie. Po paru godzinach ruszyliśmy w stronę placu Slavija, gdzie miejsce miała nasza główna zbiórka. I tak o godzinie 16 ruszyliśmy wszyscy pochodem na stadion.

Droga przebiegła spokojnie, w bardzo solidnej obstawie policji. Cały czas oczywiście śpiewy i trochę pirotechniki. Pod stadionem nieco napinali się gospodarze. Zabranjeni mieli zasiąść w standardowej klatce dla gości, reszta Grobari zajęła natomiast trybunę południową. Co ciekawe, trybuna ta w użyciu jest jedynie raz w sezonie ligowym, kiedy są derby. Ponadto otwiera się ją na mecze w europejskich pucharach. Bardziej piknikowi fani Partizana siedzieli również na części trybuny wschodniej i zachodniej. Rzecz to w Polsce na derbach nie do pomyślenia. Wejście na nasz sektor mieliśmy tuż obok wejścia na trybunę południową. Od reszty Grobari oddzielał nas tylko płot, niemniej jednak nic się nie działo. Wejście bardzo sprawne, kontrola ochrony minimalna. Wszedłem do klatki i się zaczęło ;) ktoś z Jugu rzucił racę w naszą stronę. Została ona natychmiast odrzucona i zaczęły latać kolejne. Gdzieś po minucie udało się sytuację uspokoić. Co ważne, liderzy obu walczących ze sobą grup nawoływali do zaprzestania rzucania. Niestety w takiej olbrzymiej masie ludzi zawsze się znajdzie paru debili.

Uff, no to możemy zaczynać mecz! Na wyjście piłkarzy wszyscy prezentują oprawy, nasza oczywiście najlepsza hehe. Zarówno Grobari z juga, jak i Delije zaprezentowali duże flagowiska z pirotechniką, zvezda dorzuciła do tego duże transparenty. Trzeba przyznać, że jak na derby to spodziewałem się nieco więcej po gospodarzach, którzy słyną z bardzo efektownych opraw. Nad naszymi głowami natomiast pojawiła się sektorówka przedstawiająca młodego Ivana Perovicia. Do tego masa pirotechniki. W międzyczasie rozpoczął się mecz, ja zorientowałem się dopiero jakoś w 7 minucie, że już grają ;) W 19 minucie niestety kuriozalny samobój i 1:0 dla zvezdy. I był to jeden z dwóch momentów w ciągu meczu, że Delije byli naprawdę głośno. Poza tym generalnie rozczarowali. Przyznawali to nawet ludzie będący na murawie. Grobari dopingowali lepiej, zwłaszcza ci z juga. Na plus dla Delije trzeba niestety zaliczyć zdobycie przed meczem bardzo ważnej flagi na kij grupy Head Hunters. Od kiedy jeżdżę na Partizana ta flaga zawsze była na jugu. A teraz przez cały mecz znajdowała się na trybunie Delije – severze. Jedna zdobyta flaga rywala pojawiła się również u nas w klatce i została spalona. Starcie z policją zaliczyli ponadto „piknikowi” kibice. Nie wiem o co poszło, natomiast trochę krzesełek wylądowało na murawie. Do przerwy już nic więcej ciekawego się nie wydarzyło.

To, co działo się mniej więcej od 48 minuty opisywały chyba media we wszystkich krajach na świecie. Olbrzymie racowisko na jugu zakończyło się powstaniem wielu ognisk w różnych częściach trybuny. Ludzie wrzucali tam swoje ciuchy (nawet spodnie!) tylko po to, żeby podsycić ogień. Największe ognisko sięgało ładnych parę metrów w górę! Poziom decybeli na sektorach Grobari sięgnął zenitu! Mecz został przerwany i strażacy zabrali się do gaszenia. Szło im to dość słabo, z racji dziurawego węża ;) Kiedy już uporali się z tym problemem, na drodze wody stanęli kibice. Osłaniali ognisko swoimi ciałami i stworzyli też osłonę z flag na kije. W końcu płomień nieco osłabł i mecz został wznowiony. Jednak aż do końca meczu strażacy nie stłumili go całkowicie. Przez cały mecz praktycznie non stop pirotechnika po obu stronach. Na boisku nic już ciekawego się nie wydarzyło i spotkanie zakończyło się zwycięstwem Crvenej zvezdy 1:0. Po końcowym gwizdku nastąpił drugi naprawdę głośny moment na sektorach gospodarzy. Piłkarze podziękowali kibicom i wszyscy zaczęli zawijać się do domu. No prawie wszyscy. Tylko Zabranjeni musieli zostać jeszcze przez ponad godzinę na sektorze. Dokładnie jak w Polsce :) W końcu udało się wyjść. Po meczu nic już godnego uwagi się nie działo.

Następnego dnia wybrałem się na mecz Voždovac – Novi Pazar. Voždovac ma bardzo ciekawy stadion. Otóż znajduje się on na dachu galerii handlowej! Z ciekawostek dodam jeszcze, że kibice gospodarzy nazywają sami siebie Invalidi (chyba nie trzeba tłumaczyć), a goście to muzułmanie, którzy na swoich meczach wywieszają flagi Turcji. Spotkanie zapowiadało się więc całkiem interesująco. Wejście na trybunę główną prowadzi przez parking podziemny, a bilet kosztuje 200 dinarów (8 złotych, a to Superliga). Sam stadion kameralny, mieści chyba z 5 tysięcy widzów. Średnia frekwencja waha się tam w granicach tysiąca, więc w zupełności taki obiekt gospodarzom wystarcza. Invalidi na moje oko pojawili się w liczbie 150-200 głów, gości przyjechało koło setki. Mecz dość nudny i na boisku i na trybunach. Obie grupy miały bardzo ubogi repertuar, oczywiście sporo było rozmaitych wrzut na rywala. Invalidi zrobili też małą bakljadę (racowisko) w drugiej połowie. Ostatecznie mecz zakończył się zwycięstwem gości 1:0.

W dniu wyjazdu z Belgradu Arka grała pucharowy mecz z Koroną. W tym czasie przyszła pora na ostatnie zakupy, aż tu nagle patrzę przez szybę a tu mecz Arki w telewizji! Okazało się, że puszczali nasz mecz u bukmachera w centrum miasta i mogłem obejrzeć fantastyczną drugą połowę w wykonaniu Arkowców :)

Kolejny wyjazd do Belgradu przeszedł do historii, ale już w kwietniu kolejne derby!

Jeppo