Jak powiedział w pomeczowym wywiadzie Arkadiusz Aleksander - mecz ułożył się dla Arki idealnie. Czerwona kartka dla rywala w 20. minucie to wymarzona i rzadko spotykana sytuacja. Chyba na tyle rzadko, że Arkowcy... zgłupieli i nie wiedzieli co z tym zrobić. Najpierw zgłupiał Łukasz Jamróz, biegając po polu karnym jakby uczestniczył w popularnej niegdyś "Ciuciubabce", a później doświadczony Marcin Radzewicz, który zapomniał, że zawodnik asekurujący pole przy rzucie rożnym ma zakaz kiwania nawet z jednym rywalem przed sobą, a co dopiero trzema. Żal nam "Szroma". Jamróz ewidentnie wsadził go przy pierwszym golu na minę. Chłopak jest w dobrej formie (Szromnik, bo Jamróz chyba limit szans właśnie wyczerpał), nabrał dużej pewności, ale ciągnie się za nim "fama" z poprzedniego sezonu, która powoduje, że u komentatorów stacji Orange Sport i wielu osób publicznie wypowiadających się na temat Arki, to on zebrał cięgi za tę bramkę. Na Twitterze komentujący mecz Mateusz Święcicki zdobył się nawet na stwierdzenie, że "wszyscy jesteście lepszymi bramkarzami od Michała Szromnika", ale to raczej szczyt złośliwości wobec młodego bramkarza niż realna ocena tej sytuacji. Oby nie zachwiało to pewności siebie u Szromnika, bo w obecnym sezonie ma ważną rolę do odegrania.

Drugi gol był z gatunku takich, które nie przystoją nawet w okręgówce. Arka w tym sezonie jest groźna ze stałych fragmentów gry. Zdobyła w ten sposób gola na 1:0 z Tychami, zdobyła też dzisiaj, tym bardziej nie potrafimy zrozumieć skąd to zamiłowanie do rozgrywania ich krótkim podaniem. Ryzyko kontry wzrasta wprost proporcjonalnie do spadku zagrożenia pod atakowaną bramką. To nie żaden wzór z fizyki, ale mechanizm, który zawodowi piłkarze ćwiczą od małego. Ustawienie przy rzutach rożnych. Radzewicz zachował się fatalnie, ale co robiła reszta zespołu, widząc, że wdaje się w bezsensowną przepychankę z dwoma rywalami? Dlaczego, mimo trwającej kilka sekund zabawy "Radzy" pozwolili by Wisła wyszła z kontrą 3 na 1? Wiemy, że ten stały fragment gry jest przed każdym meczem analizowany, ale tym razem jest to materiał do poważnej analizy. Zasadne jest też pytanie, czy rzuty rożne powinien asekurować Marcus, który umie grać głową, a w obronie wiele nie zdziała, co udowodnił przy bramce Dziedzic.

Znacznie lepsze wrażenie zostawili żółto-niebiescy po przerwie. Zagrali z wiarą i motywacją, której często brakowało w poprzednim sezonie. Wyróżniali się ponownie Pruchnik i Tomasik, którzy przy każdym pojedynku wydają się szybsi i silniejsi od przeciwnika. Niestety, do pełni szczęścia zabrakło dziś dobrej gry tych, od których oczekujemy najwięcej w bezpośrednich okolicach pola karnego. Brakowało podkręcenia tempa, wygranych dryblingów i dokładnych dograń z bocznych stref. Plus można postawić za wejście Rzuchowskiemu, który w dwóch sytuacjach był o centymetry od wyrównania. Szkoda straconych punktów, ale to idealna lekcja, że odpowiedzialność za każdy wynik, a w konsekwencji awans, ciąży nie tylko na zespole, ale każdym piłkarzu z osobna.

mazzano