Mecz z Zawiszą miał być prawdziwym hitem jesieni na stadionie w Gdyni. Wojną zarówno na boisku jak i na trybunach, gdzie zmierzyć miały się na głosy, dwie topowe ekipy I ligi. Miały… gdyż na wniosek „umilaczy” życia kibicowskiego w Polsce, zarządca stadionu został zobligowany do przebudowy dojścia kibiców gości do ich sektora, co skutkuje zakazem wpuszczaniem tychże kibiców do zakończenia robót.

I na tym ten temat zakończę, bo płacze i oskarżenia kibiców Zawiszy w kierunku naszego klubu są nawet nie tyle co niedorzeczne, co wręcz, zważywszy na to, że klub piłkarski Zawisza Bydgoszcz w ostatnich tygodniach zachował się podobnie wobec Naszych Braci z Krakowa, ocierają się o hipokryzję. Co innego tzw. solidarność kibicowska, na którą kibice bydgoskiego Zawiszy, z dobrze sobie znanych powodów liczyć nie mogli.

Przed meczem dochodzą do nas dwie informacje. Jedna o „komitecie powitalnym” w postaci służb mundurowych, który oczekiwał na nasz fan – club z Tczewa na ich dworcu i skutecznie uniemożliwił im wejście do pociągu oraz przejazd koleją na mecz w Gdyni. Cała sytuacja zakończyła się spięciem i zatrzymaniem kilku przedstawicieli Tczewskiej Patologii. Po całym zajściu Tczewscy Fanatycy wykazują się determinacją i na dwa sposoby docierają jednak na stadion w Gdyni. Druga natomiast to ok. 100 osobowa grupa kibiców Zawiszy, którzy pomimo zakazu zmierzali koleją w kierunku Gdyni (ale o nich później).

Sam mecz po raz kolejny w tym sezonie, przyciągnął na stadion miejski przyzwoitą liczbę widzów, która wyniosła około 7 tys. (6774 wg informacji klubu). Wartym odnotowania jest również fakt, iż zadebiutował przy jego okazji sektor małego Arkowca, o dumnej nazwie "Śledziki". Tam też najmłodsi fanatycy Arki mogli liczyć na różne atrakcje, przygotowane przez dziewczyny ze Stowarzyszenia kibiców.

 
 
Piłkarsko:
Spotkanie mogło się podobać, jak na wstępie zauważyłem była to typowa piłkarska wojna, w której „trup ścielił się gęsto” (czego efektem były 4 czerwone kartki). Takich piłkarzy Arki, walczących o każdy centymetr boiska, wskakujących wręcz przeciwnikom do gardeł, aż chce się oglądać. Całego obrazu, nie przesłania nawet przestrzelony karny w ostatnich minutach, gdyż był on wynikiem niezrozumiałej głupoty naszego „rodzynka”, który upierając się przy wykonywaniu tego karnego, przekreślił się nie tylko w oczach kibiców, ale przede wszystkim w oczach sztabu szkoleniowego i kolegów z drużyny.

Oprawa:
Z racji, że mecz odbywał się 1 września, nie mogło zabraknąć na trybunach elementu patriotycznego. Po raz kolejny na wysokości zadania stanęli Ultrasi, którzy w piątej minucie zaprezentowali starannie wykonaną sektorówkę, przedstawiającą postać płk Stanisława Dąbka w sąsiedztwie Krzyża Walecznych oraz słów „Pokażę Wam jak Polak walczy i umiera”. Całość uzupełniał biało-czerwony transparent na płocie oraz blask „świecidełek”. Godnie zachowała się cała widownia, która w momencie prezentacji oprawy zaintonowała Mazurka Dąbrowskiego, po którym kilkukrotnie po stadionie niósł się okrzyk "Cześć i chwała bohaterom". Brawo !
 


Doping:
Osobiście oceniam go jako przeciętny. Fakt były momenty oraz zrywy, po których przechodziły ciarki. Fakt, że Tory kilka razy tak ryknęły, że miło było się przyłączyć. Ale ogólnie, zważywszy na okoliczności i sytuację na boisku, powinno być lepiej. Nie może być sytuacji w takim meczu, że rozpoczyna się II połowa, w 49 minucie tracimy bramkę, a stadion do tego momentu milczy. Nie może być sytuacji, gdy do końca spotkania pozostaje 10 minut, przeciwnik otrzymuje drugą czerwoną kartkę, piłkarze Arki nacierają akcja za akcją, a doping jest przeciętny, mało porywający i rwany.
W takich momentach na trybunach, tak jak na murawie powinna trwać wojna. Doping powinien wiązać piłkarzom przeciwnika nogi, a naszych nieść do zwycięstwa. Tego wczoraj mi zabrakło.
Według mnie młyn, gniazdo powinno zwracać większą uwagę na to co się dzieje na trybunach, a przede wszystkim na murawie. Zdaję sobie sprawę, że ciężko prowadzącym równocześnie prowadzić doping i oglądać mecz, ale przecież Oni tam nie są sami… Zabrakło komunikacji, czego efektem była również sytuacja po meczu z piłkarzami. Każdemu mogą się zdarzyć błędy, najważniejsze by do tych błędów się przyznawać i wyjaśniać sytuację na gorąco (co miało miejsce tuż po zakończeniu spotkania). I całe szczęście, bo trzeba przyznać, że słowa, które padły z Górki były krzywdzące, a z motywacją nie miały nic wspólnego.

Przed nami dwa tygodnie przerwy, dla piłkarzy na odbudowanie się zarówno fizyczne jak i psychiczne, a dla nas na ochłonięcie i skupienie się by na kolejnym meczu było tylko lepiej, pod każdym względem, ku chwale Niepokonanej !

Wracając jeszcze do kibiców Zawiszy, sądziliśmy, że mundurowi (którzy licznie oczekiwali na przyjezdnych na dworcu) zawrócą ich z powrotem do Bydgoszczy. Jednak w trakcie II połowy Zawisza pojawił się za trybuną GOSIR w asyście milicji, która szczelnie otoczyła ich na trybunie bocznego boiska. Przyjezdnym należy się szacunek, że pomimo tylu przeciwności zjawili się w Gdyni, czego dały wyraz trybuny intonując okrzyki „Wpuśćcie Zawiszę” oraz „Piłka nożna dla kibiców”. Szkoda tylko, że skoro doprowadzono ich aż tak blisko stadionu, nie umożliwiono jednak wejścia na trybunę gości, by mogli choć przez ostatnie minuty cieszyć się wygraną swoich piłkarzy. Bo akurat wczoraj, swoją postawą, na to zasłużyli.