Michał Szromnik ma za sobą debiut w pierwszej drużynie, występy w reprezentacjach juniorskich, ale przede wszystkim jest kapitanem Mistrzów Polski Juniorów Starszych i bardzo ciekawym rozmówcą. Mimo 19 lat nie boi się mówić, a że myśli formułuje swobodnie to wyszedł z tego ciekawy wywiad. Czy już wkrótce stanie na stałe między słupkami I-ligowej Arki? Oby, bo potencjał ku temu ma na pewno odpowiedni.

Przede wszystkim gratulacje za zdobycie Mistrzostwa! Jak się czujesz jako kapitan drużyny, która pierwszy raz w historii klubu zdobyła to trofeum?

Czuję jako kapitan wielką satysfakcję. Przed turniejem pojawiło się trochę obaw, o to czy będzie odpowiedni klimat w drużynie, czy ta mieszanka wypali… Wiedziałem, że umiejętnościami nie będziemy odstawać, że fizycznie nas trenerzy przygotują, ale miałem obawy co do atmosfery w drużynie. Jednak okazało się, że wszyscy są pozytywnie nastawieni do tego turnieju. Widać było, że trener dobrze „nakręcił” cały zespół i jak wszyscy usłyszeli, że będziemy grać w Gdyni, na tych świetnie przygotowanych boiskach, dostaliśmy dodatkowego kopa. W głowach mieliśmy tylko mistrzostwo.

Byłeś też w drużynie, która zdobyła srebrny medal w juniorach młodszych. Jakbyś porównał atmosferę z tamtego okresu, z tym co się działo teraz?

Wtedy do mistrzostwa zabrakło nam jednej bramki... Akurat ja w meczu z zespołem z Łodzi nie grałem, bo doznałem wstrząsu mózgu i ledwo zdążyłem na sam mecz, ale to wyglądało tak, że my graliśmy w piłkę, a oni wszyscy się bronili. Co do atmosfery w szatni, to dużo się nie zmieniło. Doszło paru chłopaków z rocznika ’94, ale plusem jest to, że wszyscy chodziliśmy razem do szkoły - Gdyńskiego Liceum Autorskiego - więc znamy się już od 2-3 lat. To było takim fundamentem do zbudowania atmosfery w zespole, ta nasza znajomość ze szkolnych murów. Zarówno w tym roku jak i dwa lata temu atmosfera w drużynie była naprawdę zajebista.

Jak się czuliście, kiedy widzieliście to zainteresowanie całym turniejem? Mimo słabej pory frekwencja była bardzo dobra…

Chyba wszyscy z nas się spodziewali, że przyjdzie trochę ludzi. Straszną głupotą jest to, że ktoś ustala mecze w trakcie tygodnia na godzinę 11. Większość zawodników chciała zaprosić swoje rodziny, to jest szansa, żeby oni mogli Cię zobaczyć w akcji, no ale kto przyjdzie w środę o 11? Wiesz, mamy oświetlenie na każdym boisku, to są na pewno jakieś koszty, ale jeśli już robimy turniej, który ma być zapamiętany, to fajnie, żeby było to zorganizowane na najwyższym poziomie. Co do niedzielnego meczu, no to co tu dużo mówić - bajka. Ja akurat byłem przygotowany na przybycie większej ilości kibiców, spodziewałem się tego. Grałem już przy takiej atmosferze, ale myślę że dla niektórych chłopaków, dla których to był pierwszy raz kiedy grali przy takim dopingu, to było super przeżycie.

Jak myślisz, czy formuła rozgrywania tych mistrzostw nie powoduje zbyt dużego obciążenia dla zawodników?

Kurczę, no nie wiem… Na pewno jest to mega obciążenie. Sam to czułem po sobie. Nie dość, że byliśmy okropnie zmęczeni fizycznie, to jeszcze dodatkowo psychicznie. Ledwo zdążył skończyć się jeden mecz, a już trzeba było myśleć o następnym. Nie można było przeanalizować poprzedniego spotkania, tylko trzeba było się koncentrować na meczu, który będzie pojutrze. Mieliśmy pewien komfort psychiczny po dwóch zwycięstwach, wiedzieliśmy, że jesteśmy w gazie... Myślę, że tym przygotowaniem mentalnym pokazaliśmy trochę takiej seniorskiej piłki. Przykładowo Pogoń Szczecin w pierwszym meczu przegrywa 2:5 z Lechem, a później jakby się rozkręcała z meczu na mecz. A my stabilnie, z tym samym stylem gry, przetrzymaliśmy cały turniej. To jest też urok piłki młodzieżowej, w której zdarzają się rzeczy nieprzewidywalne. Nagle ktoś może odpalić tak jak Pogoń. Już myśleliśmy, że będziemy świętować, a tu nagle taka niespodzianka…

No, ale świętowaliście później.

No i to było o wiele lepsze. Z perspektywy czasu wiem, że lepiej było zagrać ten mecz o złoto w niedzielę i wywalczyć je w bezpośrednim pojedynku. Te ostatnie minuty, no i ta radość po tym wszystkim to na pewno coś niezapomnianego... Myślę, że to się podobało kibicom, więc ogólnie dobrze, że tak się stało. Pokazaliśmy, że mamy charakter. Nie wydaje mi się, żeby ten mecz był jakimś super widowiskiem. Wszyscy byliśmy już tak zmęczeni, że jak po meczu weszliśmy do szatni to krzyknęliśmy dwa, trzy razy „ARKA GDYNIA MISTRZ!” i tyle. Każdy z nas siedział potwornie zmęczony, byliśmy "wypompowani" no i jakoś nie dochodziło to do nas na początku.

A jakbyś miał wybrać jakiś najlepszy moment Waszej gry w trakcie tych mistrzostw?

Ciężko mi powiedzieć… Powiem szczerze, że w pierwszym meczu graliśmy tak trochę schowani za gardą, trochę więcej się broniliśmy. No, ale to też trochę na tym polega. Byliśmy dobrze ustawieni, znaliśmy dobrze przeciwnika i tak jak Czesław Michniewicz powiedział dla Weszło!, to były bardziej taktyczne mistrzostwa… No ale cóż, taki jest turniej. Tu się nie liczy piękna gra, tylko zdobyte punkty. A z najpiękniejszych momentów, to na pewno każda strzelona bramka. Te emocje, szczególnie jak strzeliliśmy bramkę w końcówce z Zagłębiem, potem ta interwencja w końcówce meczu z Lechem. Kompletnie byłem oszołomiony, nie wiedziałem co się dzieje. Chłopaki do mnie podbiegają, ja myślałem że był spalony, a tego spalonego nie było, ogromny szok, który później przeobraził się w niesamowitą radość.

No właśnie, po tym meczu z Lechem, i jeszcze tej interwencji na sam koniec, zdaliście sobie sprawę, że wystarczy zrobić pół kroku i mistrz jest Wasz?

Zgadza się. Fajnie, że mieliśmy tę szansę i czuliśmy, że mamy tytuł na wyciągnięcie ręki, no ale przyszedł zimny prysznic, jak zobaczyliśmy zwycięstwo Pogoni nad Zagłębiem, bo spodziewaliśmy się po Zagłębiu, że tę Pogoń rozniesie. Każdy myślał już w głowie „dobra, miejmy już spokój, wygrajmy to mistrzostwo już teraz, żeby to wszystko się jak najszybciej skończyło’, ale na szczęście dla widowiska i dla piękna futbolu, ostatni mecz decydował.

Teraz trochę odbiegając od mistrzostw. Miałeś możliwość pracy zarówno z trenerem Wilczyńskim w juniorach, jak i z trenerem Nemcem w pierwszej drużynie. Można ich jakoś porównać?

W kwestii samych treningów, to myślę, że nie powinienem się wypowiadać. Jestem bramkarzem i trenuję z trenerem bramkarzy. Natomiast od strony mentalnej, to jest spora różnica między piłką juniorską, a seniorską. W piłce juniorskiej większość piłkarzy jest stąd, oni podchodzą bardzo emocjonalnie, są związani z miastem, klubem. W piłce seniorskiej jest to kwestia bardziej walki o punkty, o pieniądze, o prestiż, a w juniorach chłopaki dają z siebie wszystko, bo nie myślą co będzie za rok, za dwa, jak się potoczy kariera, dla nich się liczy tu i teraz. W seniorskiej piłce zawodnicy podchodzą bardziej dojrzale.

Czyli można powiedzieć, że w juniorskiej piłce jest więcej spontaniczności?

Tak. W seniorach człowiek już bardziej patrzy w przyszłość, tam jest więcej analizowania. Każdy trener musi się dostosować do konkretnego pułapu. Trener Wilczyński jest związany z Gdynią, to jest facet stąd, gość, który zostawił tu kawał serca. Widać, że on dałby się pociąć w talarki za Arkę, no i zajebiście. Nie wiem czy jest dużo osób, które byłyby w stanie zrobić tyle dla Arki co „Wilczek”. To się bardzo ceni. My też znamy opowieści z tej drugiej strony i mimo, że to jest nasz trener, to też ma szacunek u nas nie tylko z racji tego faktu, ale też jako facet, który kiedyś stawał z kumplami bark w bark i walczył za Arkę. To też jest fajne i też nas bardzo nakręca. W dodatku jak widzimy jak on do tego podchodzi, jak emocjonalnie, to każdy mówi „zaciskamy zęby i walczymy dla niego”. Większość trenerów miała umowy do 30 czerwca i wiedzieliśmy że trzeba mu pomóc, tak jak on pomagał nam nie raz, wyciągał do nas rękę, tak my chcieliśmy dać coś od siebie dla niego i myślę, że lepszego prezentu nie mógł dostać :)

A jakie plany na najbliższy czas? Skończyły się mistrzostwa, matura zdana…

Nie chcemy mieć zbyt dużej przerwy, bo nikt nam nie zagwarantuje pierwszego składu za zdobycie mistrzostwa. Chcemy się pokazać trenerowi, chcemy być w szatni, łapać ten klimat, atmosferę seniorską i ligową. Myślę, że jak dostaniemy wolne do piątku to, może na sobotni sparing jeszcze nie wejdziemy, ale już od niedzieli chcemy wejść normalnie w trening. Będziemy mieć dwa i pół tygodnia, żeby przekonać trenera, że też potrafimy, nie tylko zdobywać mistrza, ale grać na pierwszoligowych boiskach.

Masz kontrakt do 30 czerwca 2014 roku. Pod koniec sezonu, w ostatnich 4 meczach wszedłeś do bramki, ale jest Maciek Szlaga, wrócił do treningów Marcin Juszczyk i jak widzisz siebie w najbliższym czasie w Arce? Czy jeśli byłaby możliwość wypożyczenia do innego klubu i grania tam w pierwszym składzie, a tutaj byłbyś bramkarzem numer dwa czy trzy, to wolałbyś zostać wypożyczony?

Ja generalnie jestem bardzo samokrytyczny, ale jest to moja indywidualna sprawa. Niestety w Polsce mamy taką mentalność, że przyjdzie trener, powie „Ty młody masz jeszcze czas, masz 19 lat, Twój czas jeszcze przyjdzie”. Tak na prawdę to gówno prawda. Mamy przykłady: w Bundeslidze broni chłopak rocznik ’92 (Ter Stegen w Borussii M’Gladbach – przyp. red.), Wojtek Szczęsny – 22 lata, więc to jest tylko takie gadanie, że wiek ma jakiekolwiek znaczenie. Jeżeli miałbym zmieniać otoczenie, to myślę, że raczej nie w Polsce, bo na pewno II liga by mnie nie satysfakcjonowała, do ekstraklasy jest bardzo ciężko się przebić, więc myślę że pozostaje mi walczyć tutaj. Chłopaki są ode mnie dużo starsi, Maciek o 10 lat, Marcin o 8, szanuję ich, ale walczę o swoje. Nie będę się przed nikim kładł, ustępował miejsca, bo to jest moja przyszłość i za parę lat usiądę i będę musiał sobie odpowiedzieć czy wykorzystałem swoją szansę od losu czy nie. Nie będę zwracał uwagi na to, że ktoś mi powie „on jest starszy, bardziej doświadczony, więc mu się należy miejsce w składzie”. Na dzień dzisiejszy nie czuję się gorszy od chłopaków. Znam swoją wartość i wiem na co mnie stać. Dużo ludzi mówi, że jestem zarozumiały, zbyt pewny siebie, z racji tego, że głośno mówię o tym co mi nie pasuje i o tym co chcę osiągnąć, ale wiem, że jeśli nie byłbym taki to ciężko by mi było cokolwiek osiągnąć. Mam swoje cele i będę do nich dążył. U bramkarza najważniejsza jest głowa. Trzeba mieć “chorą” głowę ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu i myślę, że taką mam. Wiem, że wielu osobom się to nie podoba, ale nie zamierzam się zmieniać!

Wszyscy wiemy, że sytuacja w klubie, delikatnie mówiąc kolorowa nie jest. Jak Wy, zawodnicy, reagujecie na to całe zamieszanie przed nadchodzącym sezonem?

Powiem tak - co do testowanych zawodników, to przeżyłem już trochę czasu w klubie, brałem udział w przygotowaniach jak był trener Chojnacki, Pasieka, Straka, teraz jest trener Nemec, więc wiem, że zamieszanie przed sezonem jest zawsze. Każdy musi zarabiać na siebie, każdy musi utrzymać rodzinę, każdy ma swoje ambicje i myślę, że to jest naturalne, że testowani jak i nowi zawodnicy walczą o swoje. Co do sytuacji w klubie to myślę, że wszystko idzie w dobrą stronę. A' propos młodych zawodników - mamy u nas w juniorach chłopaków, którzy już się pchają do pierwszego zespołu. I to jest pozytywna oznaka.

Bardzo dobre oceny zbierał Mateusz Szwoch. W meczu z Lechem miał mnóstwo przechwytów i bardzo dobrze kierował grą.

Mati to jest super chłopak. Co prawda jest trochę cichy, trochę skryty, ale ma papiery na niesamowitego grajka. Gra specyficzną piłkę - lubi poholować, potrzymać, pokręcić, a to się bierze pewnie stąd, że jest zakochany w Barcelonie. Może gdyby się urodził w Hiszpanii, to już by grał w Primera Division, no ale jesteśmy w Polsce i trzeba przystosować się do polskich warunków. U nas trzeba mieć trochę siły, trochę ciała, no a jak na razie ma braki fizyczne. Ja mu życzę jak najlepiej, bo wydaje mi się, że prędzej czy później się wybije.

Tak jak mówiłeś przed chwilą, pracowałeś już z kilkoma trenerami. Jakbyś porównał pracę z każdym z nich?

Każdy z trenerów miał inny pogląd na piłkę. Trener Pasieka - niemiecka szkoła. Dużo organizacji. Czemu wtedy nie odpaliło? Jest dużo aspektów, które mógłbym poruszyć, ale myślę, że to powinno zostać w szatni, bo pewne rzeczy nie były okej. Podejście niektórych zawodników też było nie takie jak powinno być. Na pewno wtedy były dobre pieniądze w klubie i to przyciągało wielu piłkarzy, o których mówię "płatni turyści". Szkoda, że to się tak rozmyło, bo mieliśmy potencjał kibicowsko, obok Lecha mieliśmy najlepszych kibiców ekstraklasy. Stadion i miasto, to wszystko jest znakomite, a co wtedy poszło nie tak? Cóż… Dużo można mówić na ten temat, ale już tego nie cofniemy. Chyba niektórzy zaczęli myśleć o innych tematach, a nie tylko o piłce. O trenerze Strace nie chcę się wypowiadać. Natomiast trener Nemec ma bardzo dobry warsztat trenerski. Chce stworzyć zespół z charakterem, a wiemy, że w pierwszej lidze to bardzo ważny element.

Skoro mowa o problemach finansowych, to jak wygląda aktualnie sytuacja? Czy nowy prezes już z wami rozmawiał o konkretach, sytuacja została jakoś wyjaśniona?

Pan Pertkiewicz wprowadził dużo świeżości do klubu i został przez nasz bardzo pozytywnie odebrany. Fajnie, że jest to młody człowiek, który ma fajne spojrzenie na to wszystko i wydaje się, że to idzie w dobrym kierunku. Nie owijał w bawełnę, przekazał nam krótką, konkretną informację, która usatysfakcjonowała i piłkarzy i trenerów.

Większe grono kibiców usłyszało o Tobie pierwszy raz po tym jak zostałeś wybrany na najlepszego bramkarza REMES CUP, myślisz, że to wpłynęło znacząco na Twoją dalszą przygodę z piłką?

Na pewno był to dla mnie kop do przodu. Był to turniej obserwowany przez kibiców, przez ludzi związanych z klubem. Niestety po tym turnieju doznałem kontuzji i praktycznie przez rok ją leczyłem. W zasadzie do meczu z Olimpią Elbląg cały czas trenowałem z kontuzją. Dużo osób miało zastrzeżenia co do mojego debiutu, ale nikt nie zdaje sobie sprawy, że w tym czasie nie rozegrałem żadnego meczu sparingowego. Myślę, że gdyby nie ta kontuzja to mogłoby być zupełnie inaczej….

A jak odbierasz swój debiut w pierwszej drużynie?

Dla mnie to był szok! Wchodzę do bramki, za mną kibice Olimpii, przez całą pierwszą połowę wszystkie możliwe wrzuty w moją stronę. Dla chłopaka, który debiutuje w wieku 18 lat to był naprawdę skok na głęboką wodę. Wiadomo, popełniłem błąd komunikacyjny. W taki sposób teraz trenuję, że staram się być aktywnym bramkarzem na przedpolu. Poza tym, byłem przyzwyczajony do tego, że jak krzyczę „moja” to cały stadion mnie słyszy, no a tu kibice z jednej, drugiej strony, no i cóż… szkoda. Mecz z Grudziądzem był dobry w moim wykonaniu, a co do meczu z Radzionkowem, to źle mi się kojarzy tamto spotkanie, bo cały zespół zagrał poniżej swoich możliwości, a to ja straciłem szansę na odbudowanie się w kolejnym meczu. Trochę było to dla mnie przykre, no ale cóż. Zetknięcie z piłką pierwszoligową wiąże się z masą komentarzy, czasem dobrych czasem złych. Przyznam, że nie lubię tego, pewnie jak każdy piłkarz ale to jest wliczone w ten “zawód” . Uważam na „przyjaźnie” z kibicami, bo jak ktoś najpierw z trybuny jedzie ze mną jak ze szmatą, a potem chce ze mną zbić pionę, to pier... coś takiego. Ja wiem, że jakby taki typ przyszedł na trening i zobaczył jak pracuję, zrozumiałby ile mnie to kosztuje i ile serca zostawiam na boisku. Denerwuje mnie też taka polska mentalność typu „ten gra w pierwszej lidze, małolat, już mu się we łbie powaliło” wypowiadane przez ludzi niewiele starszych ode mnie. Nie znając mnie uważają , że na to nie zasłużyłem. Wkur... ich również to, że na przykład mam własny samochód w wieku 19 lat, tylko zapominają, że za pieniądze, które zarobiłem swoją ciężką pracą. Nie jestem typem piłkarza, który całą wypłatę przep... w kasynie czy na imprezach, odkładałem na co chciałem i tyle.

Ostatnio było tak, że po kilku dobrych meczach, nagle, nie wiadomo skąd przytrafił Ci się „babol” z Pogonią Szczecin.

Zagrałem poprzednie trzy mecze, wszystko było zajebiście. Z Bytomiem super mecz, z Polkowicami też. Wiem, że w tamtym momencie byłem dobrze przygotowany fizycznie i mentalnie. No i popełniłem techniczny błąd, ale on nie wynikał z braku umiejętności. Już to mówiłem, no ale przy tym wolnym słońce świeciło mi w oczy, i jeszcze ten wrzutko-strzał Ediego… Zmieniłem w ostatnim momencie ułożenie rąk, zareagowałem intuicyjnie, jak się później okazało, błędnie, no i cóż… szkoda. Tym bardziej, że wcześniej obroniłem ciężki strzał Vuka Sotirovica, co mnie mega podbudowało. No, ale takie jest życie bramkarza. Inaczej na pewno bym do tego podchodził, nawet jak byśmy dostali drugą bramkę, bo po tych wcześniejszych 3 meczach czułem, że jestem w gazie.

Twój bramkarski idol?

Za małolata to zdecydowanie Artur Boruc. Miałem jego plakaty, strasznie się jarałem jak oglądałem powtórki interwencji. A teraz to bardzo podoba mi się gra Joe Harta z Manchesteru City. Uważam, że to jest bramkarz kompletny, który świetnie gra nogami, świetnie na przedpolu i świetnie broni na linii. Na nim najbardziej chciałbym się wzorować.

A co najbardziej chciałbyś poprawić w swojej grze?

Muszę pracować nad wszystkim. Bramkarz w pewnym momencie nowych rzeczy się nie nauczy, tak jak np. piłkarz z pola nowych sztuczek. Tutaj trzeba zbudować automatyzm wykonywania pewnych ruchów, zachowań w trakcie gry. Od czasu kiedy nauczysz się podstaw gry bramkarskiej za dzieciaka, to poprawiasz tylko technikę, później tak jak mówiłem praca nad automatyzmem, no i nad głową.

Powiedz, w jakiej lidze najbardziej chciałbyś grać kiedyś?

Byłem trzy razy na testach w Anglii: w Liverpoolu i w Fulham, no i przyznam zakochałem się w Anglii. Pogoda co prawda paskudna, ale za to idealna do gry (śmiech). Podejście ludzi, czy organizacja pracy tam to jest na pewno coś niesamowitego. Byłem też w Rumunii, no ale to jest kompletnie inny świat. Co prawda pieniądze potężne, ale za to infrastruktura tragiczna. Piłkarze grający w Rumunii to w większości Brazylijczycy, Portugalczycy. Fakt, że przyjeżdżają tam bardziej po to, żeby sobie dorobić do emerytury, no ale poziom jest jednak wysoki, nawet nie wiem czy nie wyższy niż u nas.

W takim razie życzymy Ci tej gry w Anglii, ale wcześniej Mistrzostwa Polski z Arką, ale już pierwszą drużyną! Chciałbyś jeszcze kogoś pozdrowić, albo coś przekazać?

W tym momencie powinienem powiedzieć coś miłego do kibiców, żeby ich do siebie przekonać (śmiech). Ale serio mówiąc: ci co mnie nie lubią, niech mnie nadal “cisną”, bo dzięki nim chcę dalej piąć się w górę, a tym życzliwym, chciałbym podziękować za wsparcie, bo jest naprawdę sporo grono osób, które wspiera mnie bardzo mocno. Oczywiście moja rodzina też ma w tym udział, tak samo moja dziewczyna Alicja, która jest pierwszym fanem i przeżywa mecze najbardziej ze wszystkich. Po meczu zawsze widzę, że mam od niej milion smsów, co zrobiłem dobrze, co źle, więc to jest mój pierwszy trener (śmiech).

Rozmawiał: Turzyn

Redakcja: mazzano