Nowa liga, nowy trener i drużyna, nowy czas? Nadzieje stare… Jak zawsze, że będzie lepiej. Zaczynamy od nowa. Za nami pierwsze spotkania i faktycznie zaczynamy od nowa… marudzić.

Zawsze niepokoiłem się, że reagujemy jako kibice zbyt późno, tym razem zareagowaliśmy szybciutko. Kiedyś najpierw tworzyliśmy sobie idola, któremu potem zmienialiśmy status na chuja. Teraz, coś mi się wydaje, niektórzy nawet smaku bycia bohaterem trybun nie zaznają. Nie dorównają Stawowemu, Bartkowi Ławie, Uliemu, czy nawet Rafałowi Siemaszce. Bach, dobrze się nie rozpakowali w Gdyni, może już zaraz przeczytają gdzieś, że mają wypierdalać. Już wielu wie, że zawiedli. „Fachowym” okiem oceniono, że piłkarze słabi, trener też chyba się nie zna, ogólnie „dupa blada”. Skróciła się droga naszej miłości i nienawiści do piłkarzy i trenerów radykalnie. Kiedyś te „filmy” były pełnometrażowe…

Bartek Ława był kochany za piękne bramki, za dobrą grę. Miłość się skończyła. Sami wiecie…

Stawowy z lubością słuchał z trybun, że jest najlepszym trenerem ligowym. Może sam zapomniał, iż tak nie jest. Kibice sobie przypomnieli. Rafał  Siemaszko pojawił się w Arce jako potencjalny zbawca. Wszystko było idealnie. Wiele bramek w Orkanie Rumia, do tego Rafał to kibic Arki, a więc nasz człowiek. Tłum krzyczał : „Rafał do gry!!”. Wyszedł Rafał, tłum wstrzymał oddech i dobrze, że się nikt nie udusił. Bo w oczekiwaniu na bramkę Siemaszki na bezdechu czekalibyśmy już „zawsze”… I w sumie szkoda mi Rafała w tym wszystkim. Chłopak chciał, zajebiście chciał. Nie dał rady i tyle. I już nie był nadzieją, już był pośmiewiskiem. Pamiętam, jak staliśmy obok siebie i patrzeliśmy jak nasi „grajkowie” dostają wpierdol od Legi pięć do dwóch. Coś do niego powiedziałem, nawet nie pamiętam co, bo byłem wkurwiony i załamany zarazem. Rafał odpowiedział tylko ze smutną miną: „I tak się okaże, że to wszystko to moja wina”. Chyba właśnie „trawił” ten końcowy etap swojej drogi.

Uli, zdawało się, że jest postacią ze spiżu. Nagle – jeb !!! I pozamiatane. Zdrajca!!!

Można też pokonać drogę w odwrotna stronę. Mirko Ivanovski już „odebrał” etykietę chuja, a tu nagle sytuacja zaczyna się zmieniać. Dziś może sobie wstawić na portalu społecznościowym (i wstawia), jak kibice skandują jego nazwisko. I w sumie dobrze. Trudno, żeby wstawiał, jak go wyzywają. Choć pewnie coś by tam w annałach Arka-TV się znalazło, heh… Ale jak wspomniałem – w porządku, niech tak jest. Mirko to taki dzieciak, który potrzebuje pozytywnego kopa. Tylko, żeby zaraz nie zaczął zmierzać w drugim kierunku…

Nie mam zamiaru bronić zawodników, trenerów. Oni, jak każdy człowiek, potrafią wkurwić. Wyżej wymienieni wyjątkami nie są. Takie wkurwianie jeden drugiego należy do naszej ludzkiej natury. No ja w każdym razie mam to chyba zakodowane, heh…

No i jaka jest konkluzja? Nie wiem… Coś mi się popieprzyło (w końcu mówią, że mam „beret zryty”, heh…). Dobrze, już bez jaj.
Warto chyba do wszystkiego podejść z większym dystansem. Wiem, że to cholernie trudno po tych ciągłych „przeżyciach” zachować spokój. Ale warto. Jak kiedyś wspominałem – my, kibice, bądźmy jak miecz, tylko niech ten miecz nie „wali”  na oślep, gdzie popadnie. Nie twórzmy zbyt szybko idoli, jak i nie mianujmy ich potem na chujów. Może i sobie nerwów zaoszczędzimy.