Śląsk Wrocław 5-0 Arka Gdynia (Díaz 46', 63', 66', Sztylka 82', Kelemen 85k')

Śląsk: 25. Marián Kelemen - 24. Tadeusz Socha, 3. Piotr Celeban, 4. Amir Spahić, 2. Krzysztof Wołczek (79, 7. Sebastian Dudek) - 9. Marek Gancarczyk, 19. Dariusz Sztylka, 29. Rok Elsner, 5. Waldemar Sobota (74, 8. Łukasz Madej), 20. Piotr Ćwielong - 21. Cristián Díaz (75, 6. Tomasz Szewczuk).

Arka: 1. Marcelo Moretto - 13. Piotr Robakowski (59, 21. Joseph Mawayé), 23. Maciej Szmatiuk, 28. Krystian Żołnierewicz, 20. Emil Noll - 27. Mirko Ivanovski, 10. Marcin Budziński (66, 17. Mateusz Siebert), 19. Miroslav Božok, 25. Filip Burkhardt (59, 18. Giovanni), 36. Denis Glavina - 11. Tadas Labukas.

Żółte kartki: Elsner, Sztylka - Robakowski.
Sędziował: Paweł Raczkowski (Warszawa).

Trener Frantiszek Straka zestawił zespół w sposób wyjątkowo eksperymentalny. Miejsce w składzie po raz pierwszy za jego kadencji mieli Piotr Robakowski, Krystian Żołnierewicz, a także Marcin Budziński. Efekt był jednak ten sam co zwykle, chociaż długo mogliśmy mieć nadzieję na korzystne rozstrzygnięcie. Złudzenia rozwiał jednak świetnie dysponowany tego dnia Cristian Omar Diaz, napastnik jakiego w Arce w tym sezonie nie było. Skuteczny i bezwględny pod bramką przeciwnika. Nasi zawodnicy od momentu straty gola zaczęli grać wyjątkowo kiepsko, miotając się w sidłach własnej niemocy. Sprawy nie ułatwił zespołowi trener, wpuszczając na boisko beznadziejnego Josepha Mawaye i równie dziś słabego Giovanniego. To był wyrok. Śląsk Arkę zaczął punktować z regularnością co do kilku minut, a aktu ostatecznego ośmieszenia dokonał... bramkarz Marian Kelemen, skutecznie egzekwując rzut karny.

Arka spada.
To ryzykowna teza, ale spada tam, gdzie na chwilę obecną jest jej miejsce. Sportowo, bo zespół złożony z pozyskanych za darmo zagranicznych odrzutów oraz średnio utalentowanych wychowanków przez całą rundę wyraźnie odstawał od grającej z polotem Cracovii oraz wszystkich innych zespołów. Organizacyjne, bo cały sezon wmawiano nam 18-milionowy budżet. Czyli taki jaki ma mniej więcej Jagiellonia, która może pozwolić sobie na zatrudnienie gwiazd: Frankowskiego, Grzelaka czy Burkhardta i walkę o puchary, a niewiele mniejszy od Śląska, gdzie do gry gotowych jest każdorazowo blisko 20 zawodników. U nas, co warto przypomnieć, przez większą część sezonu były problemy ze skompletowaniem dwóch składów na treningowych gierkach. Organizacyjne, bo chyba nie ma drugiego klubu w Polsce, gdzie prezes jest postacią nieznaną ogółowi kibiców, a każdy kolejny transfer to działanie na szkodę klubu. Wszystkim zawiaduje właściciel, którego można, owszem, spotkać często na meczach, tyle, że w pobliskiej hali Gdynia, a nam - kibicom piłkarskim - muszą wystarczyć listy, których treść jest tyleż piękna, co bezwartościowa.

Temat ten na łamach naszej strony jeszcze powróci, czasu na analizy przyczyn i winnych spadku będzie wiele. Podobnie jak na analizę co zrobić by już od początku przyszłego sezonu na trybuny naszego stadionu powróciła jedność, która nas zawsze cechowała i która będzie w przyszłym sezonie bardzo potrzebna, a na murawę powróciła Arka waleczna, odpowiedzialna, po prostu silniejsza piłkarsko.