Arka ograła lidera!

Arka wykorzystała słabość Jagiellonii i zasłużenie wygrała 1:0 z liderem ekstraklasy. - Dokładnie tak mamy grać! - cieszył się po spotkaniu trener Arki Dariusz Pasieka.
Przed meczem w zwycięstwo Arki z Jagiellonią wierzyli tylko niepoprawni optymiści. Arka z  kulejącym atakiem, choć za to z najlepszą defensywą w lidze, punkt z  rozpędzoną i najładniej grającą w ekstraklasie Jagiellonią brałaby w  ciemno. Spotkanie obfitujące w kilka podtekstów (m.in. bratobójczy pojedynek braci Burkhardtów, do którego ostatecznie nie doszło, powrót do Gdyni byłego napastnika Arki Przemysława Trytki i występ wypożyczony do Arki z Białegostoku Pawła Zawistowskiego) nie rozczarowało. 


Ten mecz wzbudził w Gdyni zrozumiałe emocje. Jagiellonia po raz pierwszy w historii klubu zajmowała pierwsze miejsce w ekstraklasie i  zapowiadała grę o zwycięstwo. Arka ma deficyt punktowy, więc każdy mecz musi traktować jako szansę na podreperowanie skromnego ciągle punktowego dorobku.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego sporo mówiło się o smaczkach towarzyszących tej potyczce. Trenerzy nic sobie nie robili z medialnych zapowiedzi o bratobójczym boju Filipa (Arka) i Marcina (Jagiellonia) Burkhardtów. Na boisku pojawił się od początku tylko Marcin, ale w 33 minucie doznał, po faulu Ante Rozicia, urazu i musiał opuścić boisko. Na ławce rezerwowych oprócz Filipa pozostali także Przymysław TrytkoPaweł Zawistowski, którzy latem zamienili się klubami.
Po meczu, czemu trudno się dziwić, najszczęśliwszym człowiekiem na Narodowym Stadionie Rugby, był Tadas Labukas.

- Na to zwycięstwo pracowała cała drużyna, a mnie udało się po prostu strzelić bramkę, z czego oczywiście bardzo się cieszę. Chcieliśmy wygrać z liderem i z takim nastawieniem wyszliśmy na boisko. Nabiegaliśmy się, ale warto było, bo trzy punkty zostały w Gdyni - mówił skromnie Labukas.
Rzeczywiście gdynianie wybiegali to zwycięstwo, ale ważne jest i to, że pokazali dobrą grę, potwierdzając opinię trenera Pasieki, że w  naszej lidze każdy może wygrać z każdym. Teraz na dobre wieści czekamy z  Krakowa, bo właśnie tam żółto-niebiescy grają w sobotę z Cracovią.

Arka Gdynia pokonała lidera ekstraklasy Jagiellonię Białystok 1:0 (0:0)w meczu 6. kolejki. Jedyną bramkę meczu w 68. minucie strzelił Tadas Labukas.

Arka jako pierwsza drużyna w ekstraklasie ograła w tym sezonie Jagiellonię Białystok. Lidera od porażki nie uratowało nawet to, że kończył mecz w liczebnej przewadze.
Morze im szkodzi
Ten pressing wybitnie nie odpowiadał najgroźniejszym piłkarzom Jagiellonii. Goście w zasadzie tylko dwukrotnie mogli zdobyć gola: na początku drugiej połowy Kamil Grosicki i już w doliczonym czasie gry Andrius Skerla. Obaj fatalnie spudłowali. - Kiedyś z tym ostatnim występowałem w reprezentacji Litwy, ale teraz on gra, a ja jestem za słaby - pół żartem pół serio przypominał Labukas.
Piłkarze Jagiellonii długo analizowali porażkę. Przez godzinę z budynku klubowego nie wyszedł żaden piłkarz lidera.

Jaga przegrała, ale pozostała liderem

Nie ma już niepokonanej drużyny w ekstraklasie. Do niedzieli takie miano posiadała jeszcze Jagiellonia. Niestety, białostoczanie na wyjeździe ulegli 0:1 Arce Gdynia. Przegrali chociaż w  ostatnich minutach grali z przewagą zawodnika. Mimo porażki pozostali liderem ekstraklasy.
Wychodząc na murawę stadionu w Gdyni, białostoczanie wiedzieli, że bez względu na wynik pojedynku i tak pozostaną liderem ekstraklasy, gdyż inne zespoły z czołówki potraciły punkty.

- Nadarzyła się możliwość ucieczki innym drużynom i  zamierzamy to wykorzystać. Potem to niech rywale się martwią i czekają na nasze potknięcia - mówił przed rozpoczęciem spotkania trener Michał Probierz. 
Niestety, jego podopieczni nie odskoczyli wczoraj innym drużynom w tabeli, gdyż z Gdyni nie wywieźli choćby punktu. Białostoczanie nie przypominali bowiem zespołu, który w dwóch poprzednich kolejkach z kwitkiem odprawiał mistrza i wicemistrza Polski. Niedokładne podania, straty, problem z przyjęciem piłki - to tylko niektóre z błędów, jakie popełniali piłkarze Jagiellonii. Trudno było nie odnieść wrażenia, że jagiellończycy nie mogli się odnaleźć na boisku ze sztuczna murawą, a właśnie na takiej nawierzchni rozgrywano wczorajsze spotkanie. Chociaż trener Probierz przed spotkaniem podkreślał: - To, że będziemy grali na sztucznej murawie, nie ma żadnego znaczenia. To na pewno nie może być jakimś ewentualnym późniejszym usprawiedliwieniem.
Po meczu w Gdyni piłkarze Jagiellonii nie wrócili do Białegostoku. Zostali nad morzem, gdyż w środę czeka ich starcie w  Pucharze Polski. Obrońcy trofeum w 1/16 tych rozgrywek zmierzą się z  I-ligową Flotą Świnoujście. 


Pierwsza porażka żółto-czerwonych

Jagiellonia Białystok przegrała w Gdyni z Arką w meczu 6. kolejki. Mimo porażki, żółto-czerwoni utrzymali pozycję lidera ekstraklasy.

Podopieczni Michała Probierza mieli szansę, by po sześciu kolejkach zwiekszyć do czterech punktów dystans nad innymi zespołami. Niestety, ekipa Michała Probierza nie wykorzystała szansy, przegrywając 0:1 po golu Tadasa Labukasa. Tym samym, Arka wciąż pozostała niepokonana na własnym boisku.

 

 

Jagiellonia przegrała mecz z Arką Gdynia 0:1, ale nie zostaje zdegradowana w tabeli pozostając na szczycie tabeli i z tytułem lidera ekstraklasy.

Na początku spotkania Arka Gdynia praktycznie panowała na murawie, pomimo, że nie było żadnych poważnych sytuacji podbramkowych. Po jakimś czasie gra się wyrównała, ale nic to nie zmieniło.

W 68 minucie gry padła pierwsza bramka, Labukasowi udało się pokonać bramkarza Jagiellonii. Chwile później mało brakowało, aby białostocki zespół stracił kolejna bramkę, ale piłka odbiła się od słupka. W ostatniej minucie meczu Jagiellonia po rzucie rożnym miała szansę na zdobycie gola, ale bramkę głową przestrzelił Skerla.

 

 

Ciężkie życie lidera

Jagiellonia przekonała się, jak trudne jest życie lidera. Każdy chce z  nim wygrać.

Cały tydzień mobilizowaliśmy się na spotkanie z Jagą. W końcu do Gdyni przyjeżdżał lider Ekstraklasy. Bardzo nam zależało na zwycięstwie – powiedział napastnik Arki Tadas Labukas. Litwin został bohaterem niedzielnego meczu, strzelając zwycięskiego gola.

Arka wcale nie przestraszyła się lidera. Od początku pojedynku poczynała sobie bardzo odważnie. Gospodarze osiągnęli przewagę i stworzyli kilka dobrych sytuacji strzeleckich. Nie były to "setki”, ale Grzegorz Sandomierski musiał się wyciągnąć, aby obronić uderzenie Denisa Glaviny, a obrońcy sporo napocić, by zatrzymać aktywnego Labaukasa.