Przeciwnikiem była miejscowa Odra, co mogło w nas wlewać troszkę nadziei, jeśli komuś marzył się dobry rezultat. Z powodu nie najlepszych połączeń pociągowych, zdecydowaliśmy się na wyjazd autokarowy. W planach było jeszcze zwiedzanie Czech, jednak nie wyrobiliśmy się z czasem.

 

W Gdyni zbieraliśmy się już o 0200, jednak jazda szła nam dosyć wolno. Do tego dochodzą liczne przerwy, w tym jedna, prawie godzinna na posiłek. Była też przerwa przy jednej pani, której celem są raczej tiry, niż autokary, więc jak zobaczyła kilkuset ludzi wychodzących z autokarów, nie była chętna do rozmów ;) W trasie kontakt z ambasadą Izraela w Polsce. Podobno wychodzili już z samochodów, ale chyba pomylili nasze autokary z czym innym, gdyż przy nas spokój.

 

W Radzionkowie, gdzie mieliśmy umówione spotkanie z Polonią, meldujemy się po 14. Nasze autokary stają w miejscu zbiórki miejscowego Ruchu, przez co zapewne musieli ją zmieniać, gdyż poza Arką i Polonią, ani żywej, kibicowskiej duszy. W pięć autokarów jedziemy już do Wodzisławia. Tutaj popis dała milicja, która dwa trzy razy zmieniała trasę, gdyż nie znając drogi, gubili się na Śląsku raz za razem. Spowodowało to niestety nasze spóźnienie i na sektor zaczynamy wchodzić w piątej minucie meczu. Ostatnia osoba weszła dopiero pod koniec pierwszej połowy. Na sektorze jest nas ok 350. Ok 200 osób z Arki, do tego Polonia i pojedyncze osoby z Zagłębia Lubin i Cracovii Kraków. Dzięki za wsparcie.

 

Doping z naszej strony słaby, ale jakoś nie było chęci po tak długiej podróży. W drugiej połowie troszkę lepiej, śmieszne akcenty to wyzwiska z jednym z młynów gospodarzy. Mecz jak mecz, Arka grać w piłkę nie potrafi, pewnie spadniemy do I ligi, bo przeciwnicy uciekają. W bezpośrednim pojedynku pokonała nas tuza polskiej piłki toczonej, Odra Nigdy Nie Spadnie Wodzisław 2-1. Jak to jest napisane w starym dzienniczku jednego z naszych forumowych kolegów – TRUDNO.

Po meczu wołamy piłkarzy, żeby podeszli pod płot. Oni przy barierkach zawracają, przez to krzyczymy jeszcze głośniej, na dodatek zachęcamy do szybszego „ruszenia dupy”. Jak podeszli bliżej krzyczymy „co wy robicie, wy naszą Arkę hańbicie”. WIELCY ARKOWCY: Budzik i Ława zawracają od razu. Waleczny, i tutaj akurat bez sarkazmu, Labukas podchodzi jako jedyny z pierwszej grupy. Widać komu zależy troszkę bardziej. Litwin, Trytko, Bozok, Uli i młodsi piłkarze. Owszem, Tschibamba również dał koszulkę ;). Czas gry Ławy w żółto-niebieskiej koszulce dobiega końca. „Pociski” z trybun w jego stronę jak najbardziej uzasadnione, on ma nas w dupie, my jego będziemy mieli też.

 

Z sektora wychodzimy, wcześniej jeszcze śpiewając „Arka to MY” i udajemy się w drogę powrotną. Dojeżdżamy razem z Polonią do Bytomia, gdzie czeka na nas ciepły posiłek w postaci pizzy, której naprawdę było sporo, każdy najadł się do syta, a nawet troszkę zostało. Dzielimy się również prowiantem otrzymanym od Polonii i po odśpiewaniu „Mistrzem Polski jest Arka” oraz po pożegnaniu z naszymi braćmi, wracamy do Gdyni. Podróż powrotna to już nic nadzwyczajnego. W autokarach niektórzy śpią, inni się bawią. Na miejscu meldujemy się o 0730.

 

Najdalszy wyjazd w tym sezonie już za nami. Ostatni już za dwa tygodnie, do Wrocławia. W Wodzisławiu nareszcie pokazaliśmy, że potrafimy stawić się pod czeską granicą w dobrej liczbie. Teraz pokażmy jak potrafimy zmobilizować się do Wrocławia, na prawdopodobnie ostatni wyjazd, a zarazem ostatni mecz w Ekstraklasie. Pamiętajcie – Arka to MY!