Arka Gdynia - Lechia Gdańsk 1:2 (0:1)

 

0:1 Zabłocki 6'

0:2 Lukjanovs 53'

1:2 Wachowicz 69'

 

Nie tak miał wyglądać ten mecz, zupełnie nie tak. Trener Pasieka mówił od kilku dni, że piłkarze są znakomicie przygotowani, zmobilizowani i w tym meczu kibice zobaczą prawdziwą Arkę. Takich deklaracji słyszeliśmy w ostatnim czasie sporo, niemniej wielu z nas podchodziło do tych derbów z wyjątkowym optymizmem. Lechia była w małym dołku, Arka na fali i wydawało się, że dawno nasza drużyna nie była tak wyraźnym faworytem derbów. Niestety, po raz nie wiadomo już który, a trzeci w ciągu tygodnia, w historii krajowych derbów okazało się, że rządzą się one swoimi prawami. Najpierw Polonia wywiozła remis z Łazienkowskiej, następnie co nas niezwykle ucieszyło Cracovią ograła w Sosnowcu Wisłę, a później, w ciepły środowy wieczór Lechia była o klasę lepsza od Arki i kibice żółto-niebieskich od pierwszych minut przecierali oczy, nie dowierzając temu co widzą.

Piłkarze Lechii wyglądali tego dnia przy Arce jak wygłodniałe, wypuszczone z klatki tygrysy. Nie było w ich zespole ani jednego słabego punktu, wszyscy walczyli ile tylko sił mieli w płucach i nawet konieczność dokonania szybko zmiany nie pokrzyżowała planów Tomaszowi Kafarskiemu. Już w pierwszych 10 minuach na bramkę Andrzeja Bledzewskiego oddane zostały trzy strzały, jeden niestety do pustej bramki po naprawdę pięknej akcji. W środku pola Mrowcowi uciekł Piotr Wiśniewski, zagrał do boku, a całość zwieńczył Jakub Zabłocki. Szok, niedowierzanie. Nie, raczej niespodzianka. Szokiem było to, jak wyglądał obraz gry w kolejnych minutach. Arka zamiast przejąć inicjatywę nadal była schowana za podwójną gardą, jakby grała na wyjeździe i to nie z Lechią, ale Legią lub Lechem. Goście spokojnie rozgrywali piłkę, często zbliżając się pod pole karne Arki. Słabych punktów w naszym zespole było niemal tyle ile nazwisk w protokole meczowym, a co najbardziej bolało kibiców, nie dało się zauważyć próby zniwelowania braków umiejętności szaloną ambicją i walką. Totalnie przegrany został środek pola, gdzie Surma wypadł trzy razy lepiej od Mrowca, a Ława z braku możliwości często tracił piłkę, próbując co raz to bardziej wyszukanych metod dostarczenia jej do kolegów. Tak naprawdę dopiero drugi gol dla Lechii spowodował zmiany w naszych formacjach ofensywnych. Marcin Wachowicz chwilę po wejściu w swoim stylu przyłożył zza pola karnego, a Paweł Kapsa ewidentnie zlekceważył uderzenie i po chwili za karę wyjmował piłkę z siatki. Radość ogromna, tylko czy arkowcom starczy wiary i sił by walczyć do końca? Nie starczyło. Chociaż dwukrotnie było naprawdę blisko, gdy Ława minimalnie przestrzelił z wolnego i po uderzeniu Labukasa z 16 metra. Ostatnie minuty to już spokojna kontrola wydarzeń boiskowych przez Lechię i radość w ich szeregach po ostatnim gwizdku dobrze sędziującego ten mecz Borskiego.

Diagnoza porażki jest krótka. Nie da się wygrać żadnego meczu, a na pewno nie derbowego, gdy rywal góruje nie tylko piłkarsko, ale i szybkościowo. Nasi zawodnicy byli w każdym pojedynku o ułamek sekundy wolniejsi, brakowało kilku zdecydowanych wejść z rzędu, by pokazać rywalowi, że walczymy. Egzaminu nie zdała młodzież, dramatycznie zagrała dwójka Bułgarów, a najgorszy na boisku był Mrowiec, grający na kluczowej dla takiego meczu pozycji. Trener i piłkarze mówią, że szansa na rehabilitację już w niedzielę, co chyba dobitnie świadczy o tym, że zupełnie nie rozumieją wagi derbów, skoro uważają, że kolejnym ligowym zwycięstwem mogą zmazać plamę, do której usunięcia trzeba chyba nieosiągalnych dla tej grupy piłkarzy wybielaczy.

 

  Fotorelacja

 

  Relacja live

 

      Relacja

 

  Relacja z trybun

 

http://www.youtube.com/watch?v=CvlThkakXsw

       http://www.youtube.com/watch?v=0O5Jqad5bFo