W Święto Trzech Króli kibiców Arki mocno poruszyła informacja o odejściu z Trójmiasta Adama Marciniaka. Drużynę opuścił człowiek, który – choć znalazł się w Gdyni dopiero w wieku 28 lat – na przestrzeni ostatnich sezonów wypracował sobie miano legendy tego klubu. Przy czym w poprzednim zdaniu kluczowe są dwa słowa: ,,człowiek” (ponieważ Adam we wszystkich swoich wypowiedziach i wywiadach zawsze był szczery i autentyczny, zdecydowana większość gdyńskiej publiczności ceniła jego oblicze ,,porządnego gościa” jeszcze bardziej od – raz lepszej, raz gorszej – formy piłkarskiej) i ,,wypracował” (bo status wielkiej postaci dla Arki obrońca wykuwał każdego dnia, żelazną harówą z maksymalnym zaangażowaniem na treningach i w meczach). Nie mówimy Marciniakowi ,,żegnaj”, mówimy ,,do zobaczenia”. Choć nie jest tajemnicą, że lewy defensor (jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego) zakończy karierę w ŁKS-ie, to nie ulega wątpliwości, że jeszcze wiele razy spotkamy się z Adamem na piłkarskim szlaku, a – znając pozytywne usposobienie byłego kapitana żółto-niebieskich – spotkania te będą należały do przyjemnych przystanków. Chcemy natomiast pochylić się na chwilę nad ostatnim 4,5 roku, które Marciniak spędził nad morzem. Wspominamy 10 momentów gdyńskiego ,,Il Capitano”, które najbardziej zapadły nam w pamięć podczas jego gry w Arce.

10. 3 grudnia 2020 r., godzina 12:15, Gdynia, Stadion Miejski, 15. kolejka I ligi, Arka Gdynia – Korona Kielce 1:0

Zaczynamy nietypowo, bo od końca – od ostatniej asysty Marciniaka w barwach Arki. W 15. minucie meczu z Koroną Adam wrzucił piłkę z autu na nogę Michała Marcjanika i tak padł zwycięski gol dla gdynian. Oczywiście przyniósł on niezwykle ważne dla aktualnej sytuacji w tabeli trzy punkty, ale z dzisiejszej perspektywy warto spojrzeć na niego jeszcze pod kątem innego wymiaru – lewy obrońca przez lata spędzone nad morzem współpracował z różnymi trenerami i funkcjonował w rozmaitych systemach gry. Bramka zdobyta niczym za kadencji Leszka Ojrzyńskiego przypomniała, że Marciniak miał pewne miejsce na placu gry niezależnie od aktualnego szkoleniowca, sytuacji drużyny w tabeli czy preferowanej taktyki. Te wszystkie uwarunkowania w kolejnych sezonach się zmieniały, Adam natomiast wciąż grał. I nie otrzymywał tego przywileju za darmo.

f4f4242f_129294717-3707833315934440-90226644385808008-o.jpg

9. 16 lipca 2017 r., godzina 16:54, Gdynia, Stadion Miejski, 1. kolejka Ekstraklasy, Arka Gdynia – Śląsk Wrocław 2:0

Inauguracja zmagań w Ekstraklasie w pierwszym sezonie po zdobyciu Pucharu Polski odbywała się w cieniu przygotowań do rywalizacji w europejskich pucharach. W Gdyni panowała znakomita koniunktura na budowę trwale silnego zespołu, wśród kibiców dało się odczuć ogromny apetyt na oglądanie Arki, ligowa premiera zgromadziła na Stadionie Miejskim ponad 10 tys. ludzi. W drugiej połowie Górka zaprezentowała oprawę z pirotechniką. Z zadymionego placu gry w 69. minucie nagle wyłoniła się wrzutka Marciniaka na głowę Patryka Kuna i podopieczni Leszka Ojrzyńskiego otworzyli wynik spotkania. Centra lewego obrońcy była soczysta, pełna impetu, w jego stylu. Pierwsza bramka w rozgrywkach zdobyta w taki właśnie sposób dawała nadzieję, że ten obrazek stanie się swego rodzaju wizytówką żółto-niebieskich.

194cc1db_arka-gdynia-slask-wroclaw-by-wojciech-szymanski-51154.jpg

8. 13 maja 2019 r., godzina 18:05, Gdynia, Stadion Miejski, 36. kolejka Ekstraklasy, Arka Gdynia – Wisła Kraków 3:1

Tym razem nie pierwszy, a ostatni mecz sezonu w Gdyni. Drużyna znajdowała się pod ogromną presją. Musiała wygrać, by zapewnić sobie utrzymanie w Ekstraklasie. I zaczęła spotkanie piorunująco. Już w 5. minucie Marciniak po wrzucie z autu na nogę Adama Dei miał na swoim koncie asystę (jedyną w tamtej kampanii), a gdynianie prowadzili. Ostatecznie podopieczni Jacka Zielińskiego finiszowali z kompletem oczek i przyklepali ligowy byt, a Adam jako kapitan zespołu podszedł pod Górkę i podziękował kibicom za doping w najtrudniejszych chwilach rozgrywek.

10560347_arka-gdynia-wisla-krakow-by-wojciech-szymanski-55675.jpg

7. 25 listopada 2017 r., godzina 19:02, Gdynia, Stadion Miejski, 17. kolejka Ekstraklasy, Arka Gdynia – Sandecja Nowy Sącz 5:0

Kibice Arki wciąż leczyli moralnego kaca po porażce w derbach Trójmiasta w poprzednim spotkaniu na własnym boisku. Na taki stan najlepsza okazała się fiesta, jaką zawodnicy urządzili sobie w rywalizacji z ligowym outsiderem. Już do przerwy było 4:0, a druga część meczu rozpoczęła się od gola strzelonego w najbardziej ,,arkowy” sposób, jaki tylko można sobie wyobrazić (przynajmniej za kadencji Ojrzyńskiego) – Damian Zbozień wrzucił piłkę z autu w pole karne, a Marciniak głową pokonał golkipera gości. Przypieczętowanie najwyższego zwycięstwa w historii występów żółto-niebieskich w Ekstraklasie było o tyle ważne dla lewego obrońcy, że na trwałe zapisał swoje nazwisko w annałach statystyk klubowych.

d1cefa66_arka-gdynia-sandecja-nowy-sacz-by-wojciech-szymanski-52593.jpg

6. 8 września 2017 r., godzina 21:03, Gdynia, Stadion Miejski, 8. kolejka Ekstraklasy, Arka Gdynia – Wisła Kraków 3:1

Po zwycięstwie ze Śląskiem Wrocław na inaugurację sezonu, w następnych kolejkach Arkowcy zanotowali cztery remisy i dwie porażki po 0:3. Pilnie potrzebne było nowe otwarcie, na które kibice liczyli w meczu u siebie przychodzącym świeżo po przerwie reprezentacyjnej, w dodatku z przeciwnikiem, który w ostatnich latach ewidentnie leżał gdynianom. Zaczęło się jeszcze niemrawo, od szybkiego trafienia Patryka Małeckiego. Mimo tego faktu, podopieczni Leszka Ojrzyńskiego nie rezygnowali, prezentowali wyjątkowo energetyczny styl gry. Zostało to udokumentowane w 33. minucie, kiedy Marciniak dośrodkował piłkę wprost na głowę Rafała Siemaszki i Arka doprowadziła do wyrównania. Kalka z finału Pucharu Polski przywróciła zawodników do życia w bardzo ważnym pojedynku, a jednocześnie potwierdziła, że schemat ,,Marciniak na głowę Siemaszki” budzi najlepsze skojarzenia.

2c7fa090_arka-gdynia-wisla-krakow-by-wojciech-szymanski-52198.jpg

5. 28 kwietnia 2019 r., godzina 17:05, Kielce, Stadion Miejski, 33. kolejka Ekstraklasy, Korona Kielce – Arka Gdynia 0:2

Jacek Zieliński sprzątał bałagan po Zbigniewie Smółce, a Arka na noże biła się o utrzymanie w Ekstraklasie. W grupie spadkowej jej najważniejszym zadaniem miało być wygrywanie meczów u siebie i przywiezienie choćby jednego skalpu z delegacji. Ten drugi czynnik udało się zrealizować już w drugim podejściu. W meczu na wodzie przy Ściegiennego żółto-niebiescy długo prowadzili po golu Marko Vejinovicia, a w 80. minucie zamietli resztki nadziei gospodarzy. Holender dośrodkował na głowę Marciniaka, który skierował piłkę do bramki, a po chwili wpadł w szaloną radość. Nic dziwnego – to był kluczowy moment rozgrywek, w tenisie ziemnym nazwalibyśmy go przełamaniem. W chwili strzelenia gola przez Adama wielu spośród kibiców po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczyło na horyzoncie realną szansę na zachowanie elity.

9389f1bf_p73a7742-58b0abfaf9faa7a1a588a22d77628ade.jpg

4. 14 lipca 2018 r., godzina 20:19, Warszawa, Stadion Wojska Polskiego, Superpuchar Polski, Legia Warszawa – Arka Gdynia 2:3

Tak się złożyło, że momenty największej chwały Marciniaka w Arce miały miejsce w stolicy. Ich prezentację zaczynamy od drugiego meczu o Superpuchar Polski, w którym gdynianie od 2. minuty byli na deficycie po samobóju Andrija Bogdanowa. Odpowiedź nadeszła jednak już po 17 minutach. Marciniak w swoim stylu mocno dorzucił futbolówkę w pole karne, a tam Luka Zarandia pięknym strzałem z woleja nie dał szans Arkadiuszowi Malarzowi. Żółto-niebiescy wrócili do gry, a potem strzały Bogdanowa i Michała Janoty dały im trofeum. To był czas, w którym Zbigniew Smółka próbował budować Arkę grającą techniczny, ładny dla oka futbol. Miał na to pewien swój pomysł, zmieniał styl drużyny, uzależniał wiele od Janoty. Tyle, że akcja, która przyniosła wyrównanie w najwrażliwszym punkcie spotkania, została przeprowadzona według schematów, które w Gdyni sprawdzały się wcześniej (i później zresztą też) – wysoka centra lewego obrońcy, agresywny finisz ,,kaukaskiego dzika”.

aacd605f_super-puchar-legia-arka-by-wojciech-53745.jpg

3. 20 sierpnia 2016 r., godzina 20:49, Warszawa, Stadion Wojska Polskiego, 6. kolejka Ekstraklasy, Legia Warszawa – Arka Gdynia 1:3

Pewnie nie wszyscy pamiętają, ale na początku swojej przygody w Gdyni Marciniak był przez Grzegorza Nicińskiego wystawiany jako defensywny pomocnik, bo na lewej obronie stabilną pozycję miał Marcin Warcholak. I to właśnie na ,,szóstce” Adam zagrał swój najefektywniejszy bramkowo mecz w karierze. Arkowcy przy Łazienkowskiej objęli prowadzenie już w 6. minucie za sprawą Marcusa, a 13 minut później podwyższyli wynik. Brazylijczyk tym razem szarżował prawą stroną boiska, dośrodkował w szesnastkę, tam Dariusz Zjawiński zgrał futbolówkę przed pole karne, a Marciniak plasowanym strzałem po rykoszecie od Macieja Dąbrowskiego znalazł drogę do siatki. W gdyńskich szeregach zapanowała euforia, Arka prowadziła różnicą dwóch bramek na stadionie mistrza Polski. A – jak się później okazało – nie był to jeszcze koniec strzelania na Stadionie Wojska Polskiego…

c1d94fc7_legia-warszawa-arka-gdynia-by-wojciech-szymanski-47849.jpg

2. 20 sierpnia 2016 r., godzina 21:43, Warszawa, Stadion Wojska Polskiego, 6. kolejka Ekstraklasy, Legia Warszawa – Arka Gdynia 1:3

… bowiem w 58. minucie Marcus wrzucił piłkę z rzutu rożnego, a Marciniak poszedł na nią głową jakby chciał rozłupać mur berliński. Futbolówka zatrzepotała w siatce, Arka biła Legię 3:0, a Adam – do spółki z Marcusem – uzyskał status bohatera historycznego triumfu żółto-niebieskich. Obrońcy nie było jeszcze w klubie, kiedy gdynianie awansowali do Ekstraklasy. Natomiast od początku niesamowitej historii sukcesów ostatnich lat już na najwyższym szczeblu, Marciniak pisał te rozdziały razem z całą drużyną. Wkomponował się do zespołu błyskawicznie, miesiąc po podpisaniu kontraktu już występował w roli kata mistrza Polski.

0c7ae77c_legia-warszawa-arka-gdynia-by-wojciech-szymanski-47881.jpg

1. 2 maja 2017 r., godzina 18:17, Warszawa, Stadion Narodowy, finał Pucharu Polski, Arka Gdynia – Lech Poznań 0:0, po dogrywce 2:1

Numer jeden nie mógł być inny. Wszystkie wyżej opisane zagrania Adama Marciniaka w Arce dawały kibicom radość, ale wrzutka na głowę Rafała Siemaszki w 107. minucie finału Pucharu Polski z Lechem Poznań sprawiła, że obrońca zdobył nieśmiertelność w pamięci tysięcy ludzi. Adam w tym meczu także był ustawiony na papierze w drugiej linii, razem z Antonim Łukasiewiczem tworząc duet defensywnych pomocników zabezpieczających teren dla operującego przed nimi Mateusza Szwocha. Ale na początku drugiej części dogrywki Marciniak zszedł do swojego naturalnego środowiska – na lewą flankę boiska. Wyprzedził Łukasza Trałkę w rywalizacji o piłkę zagraną krótko przez Dominika Hofbauera, dośrodkował ,,ile fabryka dała” spod linii bocznej idealnie w sam środek kotła pod bramką Jasmina Buricia… i tak dokonała się historia. Zresztą ta akcja z dzisiejszej perspektywy ma wymiar symboliczny. 90% piłkarzy w sytuacji Adama odpuściłoby ryzyko, poszukało utrzymania się przy piłce, odepchnięcia przeciwnika, krótkiego rozegrania. Obrońca Arki nie kalkulował – poszedł na maksa, bez oszczędzania się, wybrał najkonkretniejsze rozwiązanie. I w tym momencie wykonał swoją robotę perfekcyjnie, a w konsekwencji dalszych wypadków pierwszym skojarzeniem kibiców Arki z Adamem Marciniakiem zawsze będzie ta perfekcyjna centra. Były kapitan żółto-niebieskich przez większość czasu spędzonego w Gdyni (dosłownie, biorąc pod uwagę jego pozycję, i w przenośni) przebywał na uboczu. Koncentrował się na wywiązywaniu się ze swoich podstawowych obowiązków. Bez fajerwerków, za to z wielką sumiennością. Ta droga przyniosła mu miejsce w panteonie żółto-niebieskich legend.

ac155a20_final-pucharu-polski-lech-poznan-arka-gdynia-cz-2-by-wojciech-szymanski-50773.jpg

Przez lata w Gdyni Marciniak zderzał się z łatką ,,drewnianego” obrońcy. Kiedy zespołowi szło gorzej, często widziano w nim winnego słabszych rezultatów. I – choć wiele razy przerysowane i wyolbrzymione – nie były to zarzuty z kosmosu. Natomiast w ostatecznym rozrachunku wyczyny boiskowe Adama zdecydowanie się bronią. Niewielu jest w Polsce lewych obrońców, którzy nie grając w reprezentacji (oczywiście pamiętamy o epizodzie w kadrze Marciniaka) zrobiliby taką karierę – zdobyli trzy trofea, omal nie zgarniając czwartego, przez lata utrzymywali się z solidną grą na poziomie Ekstraklasy, zostawili w pamięci kibiców tylu pięknych wspomnień i dali im masę radości. Adam Marciniak zawsze będzie się w Gdyni kojarzył z historycznymi chwilami i największymi uniesieniami w życiu wielu z nas. I to znaczy pewnie dla niego daleko więcej niż jakikolwiek tytuł. Każdy rozdział kiedyś się kończy, ale my czujemy, że wspólna historia lewego obrońcy i Arki znajdzie jeszcze swój epilog. Adam, dziękujemy za wszystko!