Ten sezon to dla Górnika Łęczna ciężka przeprawa z krótkimi pozytywnymi momentami. Drużyna prowadzona od maja ubiegłego roku przez Andrzeja Rybarskiego zanotowała na starcie trzy porażki w czterech pierwszych spotkaniach, zdobywając zaledwie jeden punkt. Jak to w ekstraklasie bywa, przełamanie przyszło oczywiście w meczu z teoretycznie najtrudniejszym przeciwnikiem - w tym wypadku z Legią - którą łęcznianie pokonali 1:0 w meczu domowym, czyli na stadionie w Lublinie. Przeniesionej niespełna 30 kilometrów od własnego stadionu drużynie wiedzie się tam zdecydowanie lepiej niż na wyjazdach. Z wojaży po Polsce Górnik przywiózł zaledwie jedno zwycięstwo, z Wisłą Płocku w październiku.

Po wygranej z Legią kibice Górnika na kolejną wygraną czekali niespełna miesiąc. Piłkarze wynagrodzili tę tęsknotę z nawiązką, aplikując cztery gole Koronie Kielce, jednocześnie nie tracąc ani jednej bramki. Jaką huśtawkę nastrojów przeżywały związane z Górnikiem osoby można się przekonać patrząc na bilans kolejnych meczów. Trzy dni po triumfie nad kielczanami, łęcznianie odpadli z Pucharu Polski przegrywając z trzecioligowym GKS-em Jastrzębie po rzutach karnych. Po trzech kolejnych meczach bez zwycięstwa w lidze przyszło wspomniane wyjazdowe przełamanie w Płocku. Od końca października do końcówki listopada Górnik przegrał jednak cztery mecze z rzędu, tracąc w nich aż 13 bramek.

Tego było za wiele dla działaczy, którzy zdecydowali o rozwiązaniu umowy z Rybarskim. Tymczasowym szkoleniowcem został Sławomir Nazaruk, który w dwóch meczach zanotował dobre wyniki - zremisował z Cracovią i wygrał z Niecieczą. Jednak 15 grudnia 2016 w Łęcznej oficjalnie zameldował się Franciszek Smuda, któremu powierzono misję uratowania Górnika przed spadkiem z ekstraklasy. Powiedzieć, że początek popularny Franz miał nieudany, to jak nic nie powiedzieć. Na dzień dobry musiał się zmierzyć w Warszawie z Legią, która postanowiła powetować sobie porażkę w pierwszym starciu obydwu zespołów, i rozgromiła przyjezdnych 5:0. Był to ostatni mecz w roku i wydawało się, że zimą Smuda będzie mógł na spokojnie poukładać zespół po swojemu i sprawić, że łęcznianie będą prezentować się lepiej.

W przerwie zimowej mimo słabych wyników nie doszło do rewolucji kadrowej. Z drużyną pożegnało się 3 piłkarzy - wszyscy opuścili Łęczną na zasadzie wypożyczeń. Łukasz Bogusławski trafił do Zagłębia Sosnowiec, Radosław Pruchnik do GKS-u Tychy, a Slaven Juriša do Motoru Lublin (dwaj ostatni przeszli do nowych klubów w marcu). Przy transferach do klubu postawiono na obcokrajowców. Do Górnika dołączyli Gabriel Matei z rumuńskiego Târgu Mureș, Stefan Aškovski z holenderskiej Fortuny Sittard oraz Josimar Atoche z Club Alianza Lima. Z całej trójki tylko Matei pokazał się kibicom w dłuższym wymiarze czasu, rozgrywając od lutego 6 meczów w ekstraklasie.

Początek piłkarskiej wiosny rozpoczął się dla Górnika małym deja vu z jesieni. Podopieczni Smudy pojechali do Białegostoku, gdzie z bramek, i to aż pięciu, cieszyli się jedynie gospodarze. 0:5 na zakończenie jesieni, 0:5 na powitanie wiosny. Po tej porażce przyszło jednak zwycięstwo na, a jakżeby inaczej, stadionie w Lublinie, gdzie Górnik pokonał Piasta Gliwice po golu w doliczonym czasie gry. Od czterech kolejek łęcznianie znowu jednak poszukują zwycięstwa, choć jednocześnie w dwóch ostatnich meczach nie przegrywali. Zepsuli m.in. jubileusz 95-lecia Lecha Poznań, powstrzymując - jako pierwsi tej wiosny - świetnie dysponowanego Kolejorza. I to z Przemysławem Pitrym, nominalnym napastnikiem, na środku obrony. Smuda był za tę decyzję niemiłosiernie wyszydzany przed spotkaniem. Może więc w tym szaleństwie jest metoda?


Kadra Górnika to m.in, grupa piłkarzy doświadczonych, stanowiących niejako symbole ekstraklasy i polskiej piłki. Paweł Sasin, Maciej Szmatiuk, Sergiusz Prusak i - last but not least - Grzegorz Bonin, który jest najlepszym piłkarzem Górnika w klasyfikacji kanadyjskiej obecnego sezonu. Rozegrał też najwięcej minut. Do wymienionych nazwisk można dodać jeszcze kilka takich, które nie radziły sobie, bądź były niechciane w innych klubach i też znalazły miejsce w Górniku, jak choćby Drewniak, Dzalamidze, Gerson, Grzelczak czy Ubiparip. Najwięcej razy do bramki rywali w lidze, cztery, trafiał w tym sezonie Bartosz Śpiączka.

Ostatnią pozycję w tabeli odzwierciedla też kilka kategorii statystycznych. Górnik zdobył oczywiście najmniejszą liczbę punktów, odnotował też najmniej zwycięstw (razem z Cracovią), najwięcej porażek (z Ruchem i Koroną), zdobył najmniej bramek. Odniósł też najmniej zwycięstw na wyjeździe - jedno (tyle samo ma Cracovia). Mimo tego, nie zdobył w delegacjach najmniejszej liczby punktów - w tej kategorii najgorsza jest Korona Kielce. Jeżeli chodzi o tracone bramki, gorszym dorobkiem mogą się poszczycić Korona i Piast. Jednym z najsłabszych elementów układanki Smudy jest obrońca Aleksander Komor sprowadzony z Motoru Lublin. W meczu z Lechem karę za kartki odcierpiał jednak Gerson i kto wie, czy brazylijski stoper nie zluzuje w wyjściowym składzie 22-latka urodzonego w Lublinie.

W meczu z Arką w Gdyni nie zagra na pewno były piłkarz żółto-niebieskich, Maciej Szmatiuk, który z powodu zerwania więzadła krzyżowego przedniego nie pojawi się na boisku do końca sezonu. Od lutego z powodu kontuzji kostki nie gra Szymon Drewniak. Żaden z zawodników Górnika nie musi natomiast pauzować za kartki.


Pięć punktów straty do bezpiecznego miejsca to niedużo w kontekście podziału punktów po 30. kolejce. Górnik nie ma już szans na walkę o górną ósemkę, skupiać się więc będzie na zapewnieniu sobie możliwości rozegrania czwartego sezonu ekstraklasy z rzędu. Po dwóch remisach, w tym jednym w Poznaniu, apetyty i nadzieje na lepsze wyniki są w Łęcznej na pewno nieco większe. Sobotnie spotkanie wcale nie musi być dla Arki tak łatwe, jak można się było spodziewać spoglądając jakiś czas temu w kalendarz.